W Stanach, mimo usilnych starań udało mi się znaleźć “tylko” dwie polskie, bratnie dusze. Preferując jakość nad ilością z wdzięcznością przyjęłam od losu dar w postaci dwóch przyjaciółek. Co ciekawe różni je prawie wszystko, a mimo wszystko obie wpasowały się w moje życie na emigracji jak brakujące puzzle.
Świnki przez Helsinki, czyli dziki świat
niedziela, 1 września 2024
Tajemnica zaginionych jajników, czyli przyjaźń na emigracji
czwartek, 11 lipca 2024
Emocjonalne koło, czyli koniec rehabilitacji
Drugiego dnia po powrocie do Stanów wylądowałam na rehabilitacji, tym razem w wersji amerykańskiej. Mój Mąż podszedł do sprawy poważnie. Można powiedzieć, że od razu rzucił mnie na głęboką wodę. Posprawdzał wszystkie możliwe przychodnie rehabilitacyjne w okolicy, aż znalazł taką, w której nie bali się mnie przyjąć.
wtorek, 9 lipca 2024
Kim jesteście ?
Od jakiegoś czasu widzę, że mój blog jest czytany w Azji, głównie w Chinach, Hong Kongu, Singapurze i Korei.
Mam pytanie, jak to jest możliwe ?
Kim jesteście drodzy Czytelnicy ?
Nie ukrywam, że sprawia mi to ogromną radość !
Pozdrawiam Was serdecznie, czy możecie opowiedzieć jak na mnie trafiliście,
Leczenie w USA, czyli płacić czy cierpieć ?
Gwoli ścisłości, nie jestem wielbicielką amerykańskiej służby zdrowia. Właściwie to nie wiem, czy ktokolwiek w Stanach jest, obstawiałabym, że zachwyty płyną głównie z zagranicy. I tylko dla formalności chciałbym zaznaczyć, że jest to moja całkowicie subiektywna opinia, aczkolwiek oparta w całości na własnych doświadczeniach.
czwartek, 4 lipca 2024
Stosunki międzypsiowe, czyli odejdź od płota
Odchodząc na chwilę od tematu rehabilitacji, tym razem w wersji amerykańskiej, opiszę jak zmieniała się dynamika rodzinna w naszym stadzie, a działo się.
wtorek, 2 lipca 2024
Jeszcze w zielone gramy, czyli początek rehabilitacji
W czasie mojego pobytu w szpitalu odwiedziło mnie troje terapeutów, prawie jak Duchy w Opowieści Wigilijnej.
poniedziałek, 1 lipca 2024
Kręgosłup z tytanu, czyli Ja
„Statystycznie, 95% rzeczy, które nas przeraża nigdy w życiu się nie zdarza”.
Tym, średnio potwierdzonym naukowo stwierdzeniem lekarz, specjalista neurochirurg, usiłował mnie uspokoić.Siedziałam w gabinecie lekarskim, a raczej usiłowałam siedzieć, bo z bólu mi to średnio wychodziło i mierzyłam się z jednym z moich najgorszych, życiowych koszmarów, jakim była operacja kręgosłupa. Z lekarzem mierzyć się nie mogłam, bo był za duży.Każdy ma swój poziom bólu i moment kiedy dochodzi do przysłowiowej ściany i zaczyna walić w nią głową.Ja właśnie stałam pod taką ścianą i brałam rozmach.
Był czerwiec rok temu, dochodziłam ciągle do siebie po Covidzie, Yogi i Gucci zaprzyjaźnili się, a kot objął we władanie piwnicę z Juniorem.
Wzięłam ze sobą dzieciaki i Yogusia i przyleciałam napawać się Ojczyzną. Mąż został z Puchatością i Gucią. Rozdzielenie naszych psów miało sens ponieważ Gucci i Yogi nie byli wysterylizowani i groziło nam realne powiększenie rodziny w tempie przyspieszonym. Mężuś zaopatrzony w majtki dla suczek dzielnie szykował się na „te dni”, a ja szykowałam się na relaksujący pobyt w kraju.
I powiem z ręką na sercu, mieszkam w Stanach od 7 lat, staram się przylatywać do Polski dwa razy do roku i nigdy nie jest relaksująco, zawsze coś się dzieje, coś poważnego, aczkolwiek dzięki Sile Wyższej do tej pory zawsze wszystko jakoś kończyło sie dobrze.I jestem za to głęboko wdzięczna, tylko czasami nie udaje mi się dojść do siebie między kolejnymi odwiedzinami.
Wracając do tematu walenia głową, zgodnie z lekarzem doszliśmy do wniosku, że taka operacja to nie jest pikuś i trzeba nabrać do niej sił i dystansu, żeby nie zwariować.W ramach nabierania tego wszystkiego zabrałam Córkę i Yogusia do Władysławowa. Jak zwykle liczyłam na to, że Bałtyk pomoże na wszystko.O ile Yogi stolicy nie polubił o tyle polskie Wybrzeże spełniło jego oczekiwania. Szalał w piasku, szalał w wodzie, ogólnie humor mu dopisywał, robił też furorę swoim wyglądem, bo czasy kiedy był zaniedbanym, pachnącym obornikiem kołtunkiem już dawno minęły.Nabrałam sił i koloru, wróciłam do Warszawy, zrobiłam stertę badań i zameldowałam się w szpitalu.
Najgorszą rzeczą w przypadku operacji kręgosłupa paradoksalnie nie jest ból, (który przekraczał skalę), ale strach przed byciem sparaliżowanym. Statystyki operacyjne, które zostały mi przedstawione, skądinąd niezwykle optymistyczne, nie były w stanie zgasić tego strachu.
Każdy kto chociaż raz w życiu miał narkozę nawet płytką zna to uczucie. Dla tych osób, które szczęśliwie dla nich nigdy nie musiały tego doświadczyć służę opisem. Leży się na golasa, w wdzianku z „papieru” na sali operacyjnej i zamyka oczy na sekundę, następnie je otwiera i człowiek budzi się w innej rzeczywistości, w innym miejscu, dużo, dużo później. Operacja na kręgosłup była drugą operacją w moim życiu, a narkoz miałam kilka, w związku z czym wiedziałam czego się spodziewać. Nie wchodząc w drastyczne szczegóły obudziłam się zanurzona w Oceanie bólu. Brzmi melodramatycznie, ale najbardziej mi to określenie pasuje.
I tu ciekawostka co robią wszyscy operowani na kręgosłup nieszczęśnicy po otworzeniu oczu ? Ruszają stopami, żeby sprawdzić czy mogą. Co ciekawe robią to bez względu na stopień stężenia opiatów we krwi. Ja nie byłam wyjątkiem, ruszałam palcami u nóg przez całą noc, tak na wszelki wypadek i ponieważ tylko tym mogłam ruszać bez bólu.Niestety wyjątkowe okazało się za to moje uczulenie na opiaty.
Ciężko jest sobie wyobrazić, że po przekrojeniu pleców na przysłowiowe pół i wstawienie tam tytanowych części, (jak robić to na bogato), po kilkunastu godzinach stawiają człowieka na nogi. Można powiedzieć, że dosłownie i w przenośni do pionu.Moja pionizacja obfitowała w atrakcje dodatkowe, bo wymiotowałam jak kot, krew gotowała mi się żyłach, twarz spuchła, o takich drobiazgach jak cewnik, podłączone kroplówki nawet nie warto wspominać. W charakterze ostatniej rozrywki wystąpił gorset. Jest to narzędzie tortur znane historykom od wieków stosowane na kobietach. Aczkolwiek szczerze przyznam, że mimo strasznego bólu był pomocny. Musiałam go nosić tylko przez dwa tygodnie po operacji, ale i tak było to zaporowe doświadczenie. Cała rana długości dokładnie 18 cm była nie tylko zszyta, ale również potraktowana metalowymi zszywkami w ilości sztuk ok. 40. I jak się ściskałam gorsetem to te zszywki wbijały mi się w ciało, mogę śmiało powiedzieć, że gorsety to nie jest sport dla mięczaków.
Drugą szokująca rzeczą był fakt, że zostałam wypisana do domu po 3 dniach. Lista czego mi było nie wolno miała kilka metrów, co trzeba robić zawierała 4 pozycje, a co moglam to zdaje się dotyczyła tylko modlitwy i pozytywnej afirmacji, bo nawet sposób oddychania był zmodyfikowany.Już w szpitalu, kiedy okazało się, że jestem uczulona na opiaty zaczęli mnie traktować paracetamolem i jeszcze jakimś specyfikiem, ale one niestety nie za bardzo działały. Lekarz pocieszył mnie, że do domu dostanę leki przeciwbólowe, które będę brała w ilościach hurtowych dzięki czemu statystyczny misiek koala to będzie przy mnie zwykły nerwus.
Dotarłam do domu asekurowana przez dzieci, aczkolwiek do tej pory nie wiem jak to zrobiłam, bo nikt mnie nie niósł. Pamiętam, że nie dałam rady dojść do łóżka i reanimowałam się gdzieś w połowie drogi. A potem nastąpił moment, w którym się okazało, że nie mogę brać również leków, które mi przepisali w szpitalu. Reakcja alergiczna kojarzyła mi się dosłownie z umieraniem, wybrałam ból. Lekarz się wkurzył jak tchórzofretka na kofeinie, ale przecież nie mógł mnie zmusić do niczego na odległość. Leki przeciwbólowe są konieczne bo pacjenci czując powalający ból nie chcą się ruszać, a muszą. Można powiedzieć, że ból i strach przed bólem paraliżują i przeszkadzają w dochodzeniu do siebie i rehabilitacji.
Mnie paraliżował tylko strach, że nie będę mogła się poruszać, ból potraktowałam jako cenę za drugą szansę od życia.I tak oto przetrwałam okres pooperacyjny i ogólnie cały okres rehabilitacji na ibuprofenie, wersji podstawowej.
I niech mi teraz ktoś powie, że nie jestem twardzielem i czy to jest takie dziwne, że mam trzy psy ? A jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa w tym temacie.
niedziela, 30 czerwca 2024
Gigi l’amoroso, czyli dlaczego nie ?
czwartek, 25 maja 2023
Wigilia z Covidem, czyli siła ducha
Pomimo popularnego stwierdzenia, że Święta Bożego Narodzenia są dla dzieci, dla mnie są czasem szczególnym, niosącym w sobie olbrzymią dawkę nadziei, szczęścia i magii. Czekam na nie prawdopodobnie bardziej niż moje dzieci i mimo powtarzalności i całkowitej przewidywalności Świąt nieustannie się nimi zachwycam.
piątek, 19 maja 2023
Strzelba i mysz, czyli instynkt myśliwski
W oczekiwaniu na pierwsze Święta Bożego Narodzenia na całkowicie własnych śmieciach zaczęliśmy nieśmiało rozglądać się po okolicy.
poniedziałek, 15 maja 2023
Wicie gniazdka, czyli działalność w domu i w zagrodzie
Uczciwie przyznam, że czas rozpakowywania w naszym, nowym domu był, jak do tej pory, jedynym momentem kiedy myślałam o porzuceniu Męża. Może nie na zawsze, ale solidna separacja jawiła mi się uparcie przed oczami.
piątek, 12 maja 2023
Przeprowadzka, czyli trochę ćwiczeń z przetrwania w warunkach ekstremalnych
Nabycie prawa własności do domu, czy mieszkania w Polsce wymaga jednego podpisu u notariusza, w Stanach ok. siedemdziesięciu.