niedziela, 1 września 2024

Tajemnica zaginionych jajników, czyli przyjaźń na emigracji

 W Stanach, mimo usilnych starań udało mi się znaleźć “tylko” dwie polskie, bratnie dusze. Preferując jakość nad ilością z wdzięcznością przyjęłam od losu dar w postaci dwóch przyjaciółek. Co ciekawe różni je prawie wszystko, a mimo wszystko obie wpasowały się w moje życie na emigracji jak brakujące puzzle.


Pierwszą, nazwijmy ją dla potrzeb narracji Szaloną Duszą poznałam na Jamajce trzy lata temu i jeszcze o niej na pewno napiszę.
Druga pojawiła się w moim życiu dwa lata temu i to jej właśnie zgubiły się jajniki i jak na razie się niestety nie znalazły.

Początek naszej znajomości był dość oryginalny, to był ten moment w moim życiu, kiedy kręgosłup zaczął strajkować. Myślałam wtedy, że może przekonam go do dalszej współpracy przez masaże i rehabilitację. Od sąsiadki dostałam numer telefonu do innej Polki, która też cierpiała z tego powodu. Zadzwoniłam, żeby mi dała tylko numer telefonu do rehabilitanta, a przegadałyśmy dwie godziny i obie miałyśmy wrażenie, że przyjaźnimy się od lat. Rozmawiałyśmy przez telefon jeszcze kilka razy i postanowiłyśmy się spotkać razem z mężami. Okazało się , że mieszkamy w odległości ok. 5 kilometrów od siebie, także, „hulaj dusza piekła nie ma” !

I gdy już wszystko miałyśmy dograne ja wraz z moim Mężem i Juniorem złapaliśmy COVID. Nie ukrywam, że było bardzo ciężko. Psychika ludzka ma to do siebie, że po traumatycznych przeżyciach wypiera wspomnienia w celu regeneracji. Pandemia się skończyła i wspomnienia wyblakły, ale nie do końca. Pamiętam ten moment kiedy wszyscy czuliśmy się bardzo źle i samotnie. Każda choroba wywołuje stres, lęk albo wręcz przerażenie. Choroba daleko od domu bez nikogo kto podałby przysłowiową szklankę wody jest straszna.

I właśnie wtedy w najczarniejszym momencie zadzwoniła moja, nowa znajoma i poinformowała mnie krótko, że pod drzwiami mam torbę z jedzeniem. Zaskoczyła mnie tym zupełnie. Ugotowała nam rosół, jakieś mięsko i upiekła babeczki. Przysięgam nigdy nie zapomnę tego uczucia jak jadłam ten rosół. Wręcz czułam jak razem z nim w moich żyłach zaczyna płynąć czysta, pozytywna energia. To było dosłownie „opium w rosole”, (pozdrawiam wielbicieli Musierowicz).

Cała sytuacja była o tyle ciekawa, że postanowiłyśmy, że będziemy konserwatywne i nie wyślemy sobie zdjęć, żeby sprawdzić jak wyglądamy, tylko poczekamy do osobistego zapoznania. I poczekałyśmy. Jak już doszliśmy w miarę do siebie po Covidzie spotkałyśmy się i było to doświadczenie jedyne w swoim rodzaju. Po przegadaniu wielu godzin przez telefon stanęłam oko w oko z obcą kobietą. Prawie natychmiast złapałyśmy kontakt i był to początek przyjaźni, która trwa do dziś.

Pani Rosołkowa, bo tak ją będę dalej nazywać, zadzwoniła do mnie parę dni temu i opowiedziała mi historię, która mnie lekko zszokowała, lekko bo po własnych doświadczeniach z amerykańską służbą zdrowia już byłam przyzwyczajona.

Otóż Pani Rosołkowa cierpiała na silne bóle brzucha, ponieważ sytuacja zaczęła wyglądać poważnie wylądowała w szpitalu, gdzie zrobili jej usg dopochwowe i lekarz stwierdził, że nie widzi jej jajników. Dla ścisłości jajniki moja kumpela ma, podobnie jak potomstwo urodzone przez siebie osobiście. W związku z tym możliwośc, że jajników nie posiadała nigdy, tylko tego nie zauważyła, nie ma.  
Następnie ten sam genialny lekarz stwierdził, że może jej jajniki zaplątały się z jajowodami. Najwyraźniej takie splątanie bardzo niebezpieczne i bolesne jest również niewidoczne.

Zrobili jej tomografię, ale jajniki uparcie pozostały niewidoczne, przynajmniej dla lekarza. W przypływie desperacji wysłali ją na konsultację do następnego ginekologa, który stwierdził i tutaj zacytuję, bo nie mogę się powstrzymać: „Wszystko jest w porządku, bo na starość tak bywa. Hormony zanikają, a wraz z nimi mogą i jajniki”. 
Dla ścisłości Pani Rosołkowa to kobietka 50 plus, ale raczej 60 minus. Nie nazwałabym jej młodą kobietą, ale ze starością to bym się jeszcze nie wyrywała przed orkiestrę.
Ginekolog w uśmiechach odesłał ją do gastrologa, bo raczej nie można leczyć niewidocznych organów.

Po usłyszeniu tej diagnozy lekko mnie zatchnęło, ją wręcz przeciwnie, zaakceptowała fakt zanikania organów na starość z wdziękiem i pokorą. To jest naprawdę bardzo inteligentna i wykształcona kobieta więc jej reakcję tłumaczę zmęczeniem materiału, bo mieszka w Stanach od 20 lat. Ja całe szczęście dopiero siedem i dodatkowo jak dwa miesiące temu odwiedziłam mojego ginekologa, to bez problemu znalazł moje jajniki za co jestem jemu i moim jajnikom bardzo wdzięczna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz