środa, 30 października 2019

Las Vegas, czyli lądowanie w szponach hazardu



Wylądowaliśmy w Las Vegas, już na lotnisku można było zobaczyć maszyny do gry, a potem było coraz ciekawiej.
Wyprzedzając opis kasyn, "jednorękich bandytów" można było znaleźć wszędzie, zdziwiłam się, że nie wstawili chociaż po jednym do toalet.
Po raz pierwszy w życiu, jechałam pociągiem na lotnisku po odbiór bagażu, doświadczenie z gatunku surrealistycznych.
W każdym razie pociąg robił wrażenie, a potem okazało się, że to była tylko przygrywka, bo jednak Las Vegas, ciężko jest z czymś porównać.
Dookoła góry, które w promieniach oślepiającego i ostrego słońca wydają się niebieskie, a w środku eksplozja kolorów w dzień, świateł w nocy, a wszystko w otoczeniu palm i ludzi, hołdujących zasadzie: "co się dzieje w Vegas, zostaje w Vegas".

Na ogół amerykańskie miasta mają jedną cechę wspólną, w centrum znajduje się kupa bezosobowych, wielkich wieżowców, a potem, budynki mieszkalne, parki i przedmieścia, w efekcie większość wygląda podobnie.
Las Vegas jest inne, w centrum są właściwie same hotele, w których znajdują się kasyna, knajpy i sklepy. 
Są ogromne, ale może przez to, że są podświetlone, zupełnie nie przypominają typowych biurowców.
Między hotelami stoi statua wolności, wieża Eiffla, sfinks, olbrzymi rollercoaster, diabelski młyn, most brookliński, statki pirackie i praktycznie wszystkie dekoracje z całego świata jakie można sobie wyobrazić.
Dodatkowo oprócz oświetlenia, które często się zmienia, wszędzie są wielkie plazmowe ekrany z reklamami i muzyką, (lub hałasem w zależności od miejsca i gustu słuchającego).
Na wielkich ruchomych bilbordach pojawiają się ogłoszenia o występach różnych sław i tak jak sobie teraz myślę to widziałam tam wszystko oprócz żywych zwierząt, (przynajmniej na ulicach).

Wyobrażałam sobie, że Las Vegas będzie brudne, lepkie i ogólnie nieapetycznie woniejące, tymczasem okazało się, że jest czyste, (przynajmniej w centrum), suche i ładnie pachnie. 
Zmiana otoczenia rzuca się w oczy w zaciemnionych okolicach, które cieszą się złą sławą. Tam już walają się śmieci, a turystom delikatnie sugeruje się inne miejsca do zwiedzania.
Pozostając w temacie ulic, i tu już nie ma żadnych ograniczeń geograficznych, zalegają na nich bezdomni. Widok jest tak samo straszny, jak w Nowym Jorku, a może nawet gorszy, bo w Las Vegas, prawdopodobnie ze względu na pogodę, bezdomni śpią na ulicach pod kołdrami, gotują na maleńkich kuchenkach i nie można ich ignorować, ewentualnie sobie wmawiać, że to są kupki starych ubrań, a nie ludzie.
Poruszyłam ten temat w Uberze i zdziwiłam się, kiedy kierowca poinformował mnie, że aczkowiek w Newadzie mają zimy, czasami nawet z odrobiną śniegu, to dużo cięższe dla bezdomnych do przeżycia jest upalne lato.
Pewnie zabrzmię jak komunistka, utopistka lub pierwsza naiwna, ale uważam, że w erze lotów w kosmos, sztucznej inteligencji i mnóstwa innych kompletnie zbędnych udogodnień, nie powinno na naszej planecie być ludzi, którzy nie mają dachu nad głową.
To jak cofnięcie się do czasów średniowiecznych, tylko teraz nie mamy żadnego usprawiedliwienia, bo czasy barbarzyńców, (przynajmniej w teorii), już przeminęły.

Tyle w tematach poważnych, teraz to, co najbardziej kojarzy się z Las Vegas, czyli kasyna.
Są wszędzie, pomieszczenia zawsze są ciemne, bez okien, co ma sens, ze względu na pożądany brak poczucia mijanego czasu u tracących fortuny frajerów.
Najwięcej jest maszyn, które świecą, buczą dzwonią, grają i ogólnie bardzo źle wpływają na proces myślenia. 
Między nimi są ustawione stoły z ruletką i do gry w karty.
Zagrałam w ruletkę, przegrałam, zagrałam na kilku maszynach przegrałam, w związku z czym nie zostanę nałogową hazardzistką.
Prawdopodobnie, gdybym wygrała, mogłoby mnie to wciągnąć, na szczęście nie wciągnęło, bo jak wszyscy mądrzy ludzie wiedzą, w kasynie, tak naprawdę wygrywa tylko kasyno.
Aczkolwiek biorąc pod uwagę ilość kłębiących się graczy, nasuwa się stwierdzenie, że "głupich nie sieją, sami rosną".
W ciemnych kątach, znajdują się wydzielone przestrzenie dla tak zwanych graczy na poważnie. Atmosfera jest tam tak ciężka, jakby grawitacja dostała depresji. 
Ci ludzie siedzą przy stołach bez ruchu, w jakimś strasznym skupieniu, jakby czas stanął w miejscu.

Przeciwwagą do tej powagi są imprezowicze, czyli grupki przyjaciół, którzy przyjeżdzają do Las Vegas, tylko w celach rozrywkowych.
Na ulicach i w hotelach, aż roi się od wymalowanych i wystrojonych jak na bal sylwestrowy kobiet, (przekrój wieku od pełnoletnich, mam nadzieję, do setki).
Co ciekawe i tu zabrzmię mało solidarnie, (jako kobieta), większość z nich jest średnio atrakcyjna. 
Jako przeciwwaga występują panowie, ubrani bardziej na sportowo i ogólnie lepiej się prezentujący.
Jest jeszcze trzecia grupa, nazwałabym ją "specyficzną", to osobnicy, którzy już jakiś czas temu zerwali ze wszelkimi trendami, formami lub zwyczajnym, zdrowym rozsądkiem i wyglądają dziwnie lub przerażajaco, (tatuaże i kolczyki są tu najmniejszym problemem).
W ciągu tygodnia Las Vegas wygląda jak niekończąca się impreza, a w weekend, (w co trudno uwierzyć), jest jeszcze głośniej, a szaleństwa na ulicach nie da się z niczym porównać.
Miasto faluje i traci wszelkie zahamowania, których i tak wcześniej specjalnie nie było widać.

Wśród tego, kolorowego tłumu plączą się półnagie panienki z piórkami w pupach, zachęcające do obejrzenia przedstawienia z udziałem koleżanek, prawdopodobnie już bez piórek.
Co jakoś czas można się nadziać, (w sensie dosłownym), na dominę w skórze, czyli panią, która pejczem przetrzepie nam tyłek za odpowiednią opłatą, (jakoś mnie nie korciło).
O ile piórka i pejcze nie zrobiły na mnie specjalnego wrażenia, to prawie mnie wmurowało jak zobaczyłam stojącą na chodniku, panią tak na oko w wieku emerytalnym, która stała w samych majtkach, butach i masce na twarzy, owa dama dzierżyła w ręku kij i oferowała regularne manto.
Nie wiem co było straszniejsze, fakt, że stała, czy, że byli chętni na jej usługi.
I jeżeli dodam, że wszędzie unosi się zapach marihuany, którą w rożnych formach można legalnie zakupić, to chyba nikt się nie zdziwi, że jestem zdania, że nie jest to miejsce odpowiednie dla dzieci tudzież niepełnoletniej młodzieży.

Prawie wszystko jest otwarte non stop, na noc zamykane są tylko duże sklepy markowe.
Wygląda na to, że w Las Vegas nikt nigdy nie śpi i każdy czuje się młody i gotowy zaryzykować dużo więcej niż oszczędności w kasynach.































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz