sobota, 20 kwietnia 2019

Cenote Dos Ojos, czyli kąpiel w nenufarach

Jednym z najbardziej ulubionych filmów mojej Babci i dużej ilości cioć były "Noce i Dnie".
Znałam wszystkie dialogi na długo wcześniej zanim w szkole zaczęliśmy omawiać ową pozycję jako lekturę obowiązkową.
Zarówno w filmie, jak i w książce znajduje się scena z gatunku romantycznych, podczas której zawsze wzdychały moje babcie, ciocie i ich przyjaciółki.
Bezpośrednim powodem westchnień był amant, który w celu zaimponowania swojej wybrance, wparadował w białym garniturze do jeziora i zerwał całe naręcze nenufarów. 
Dla wtajemniczonych to nie są delikatne kwiatuszki, tylko solidnie zakotwiczone rośliny, więc chłopak wykazał się nie tylko wrażliwością romantyczną, ale też i pożądaną tężyzną fizyczną.

Historia tej miłości nie potoczyła się szczęśliwie, (w dużym skrócie, heroina wyszła za mąż za innego bohatera, któremu de facto amant nie dorastał do pięt, ale te nieszczęsne nenufary prześladowały ją przez lata). 
Bez względu na wszystko scena ta nieodmiennie wywołuje we mnie same miłe wspomnienia.

I można by się zastanawiać co gust filmowy mojej Babci ma wspólnego z jaskiniami Majów, a okazało się, że może mieć bardzo dużo.
W Meksyku występuje mnóstwo tak zwanych cenot, czyli słodkowodnych zbiorników wodnych nad i podziemnych. 
Są piękne, oryginalne i wyglądają jak trochę nie z tego świata. Można powiedzieć, że dostarczają dreszczyku z wychłodzenia i nagromadzenia emocji.
Po morderczym maratonie w Tulum w celu ochłodzenia i wywołania dalszych zachwytów, zostaliśmy zawiezieni do jednej z takich cenot o nazwie Dos Ojos, w dokładnym tłumaczeniu Dwoje oczu. 
Sama nazwa pochodząca od dwóch otworów w skale przypominających oczy dawała przedsmak przygody.

Wsród mocno tym razem przetrzebionej, ale ciągle robiącej wrażenie dżungli, otoczone ze wszystkich stron skałami, znajdowało się tajemnicze jeziorko. 
Mniej więcej jedna czwarta pokryta była kwiatami i to były meksykańskie nenufary czyli lotosy.
Od razu wróciło do mnie wspomnienie z dzieciństwa. 

Kwiaty oddzielone były linką od reszty akwenu, ale i tak nigdy nie przypuszczałam, że kiedykolwiek uda mi się tak blisko podpłynąć i nawet je sobie "pomacać".
Nikt ich specjalnie nie pilnował i pewnie mogłabym sobie jeden kwiatek zerwać na pamiątkę, ale nie chciałam.
Będę teraz przez chwilę melodramatyczna, (tak jakby do tej pory bił ze mnie czysty realizm), ale widok tych lotosów był ponadczasowy.

Woda była chłodna i krystalicznie czysta, widać było, że całe dno, aż jeży się od skał i roślin.
W celu dostarczenia rozrywki i podniesienia poziomu adrenaliny można było skakać w oznaczonym miejscu. 
Trzy metry lotu w powietrzu i trzy metry głębokości wody. 
W sumie sześć metrów sportu ekstremalnego dla twardzieli i dreszcz przygody gotowy.
Moje dzieci oczywiście wykonały kilka spektakularnych skoków, zagrzewanych przez nas do lotu z dołu. 
Skłamałabym twierdząc, że ten widok wpływał na mnie relaksująco, jakoś robiło mi się podejrzanie gorąco, mimo zimnej wody.
Jak patrzyłam na moje dzieci w powietrzu to jakoś te metry mi się w dziwny sposób mnożyły.

Wkrótce prawie każdy z naszej grupy wziął sobie za punkt honoru i oprócz dzieci zaczęli skakać dorośli. Czasami obserwacja lądowania, głównie panów była naprawdę bolesna. 
Zwłaszcza mój mąż ewidentnie cierpiał solidarnie.
Co do nas, widocznie jesteśmy mało honorowi, bo dodawaliśmy otuchy wszystkim skoczkom, pozostając w wodzie w pozycji horyzontalnej.

Po około dwóch godzinach moczenia wszyscy zaczęli przejawiać wiekszą aktywność życiową i gotowość do nowych wyzwań.
Klapnęłam sobie na pomoście i zaczęłam chłonąć atmosferę miejsca.

Aczkolwiek Majowie nie byli tak brutalni jak Aztekowie, to mieli trochę swoich tradycji, które mogły lekko wstrząsnąć. 
Używali, między innymi owych cenot do składania ofiar w celu przebłaganie bóstw.
Na ogół poświęcali złoto i kosztowności i ten fakt historyczny do tej pory mobilizuje nurków z całego świata do eksploracji trudno dostępnych jaskiń, ale zdarzało im się składać bardziej ambitne dary, mianowicie czasami wrzucali sąsiadów.
Nie wiem czy ofiary miały coś do powiedzenia w tej sprawie, ale podobno do chwili obecnej w głębokich jaskiniach można znaleźć zarówno złoto jak i ich właścicieli.

Może to te historie z dreszczykiem wpływają na atmosferę tych miejsc, a może to sama natura zmusza człowieka do pokory wobec piękna nie mieszczącego się w określonych przez cywilizowanego człowieka ramach.

Świat jest piękny, straszny i lubi zaskakiwać, a czasami w miejscu, które przed wiekami wymarła cywilizacja uznała za magiczne, można odnaleźć wspomnienie.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz