piątek, 16 listopada 2018

Co może dać dziura w płocie, czyli radość o poranku

Moje dzieci, które na co dzień dostarczają mi kupę radości, wzruszeń i rozrywek rożnego rodzaju, (wszelkie złamania i inne uszkodzenia ciała, nie zaliczam do tej kategorii), nieświadomie sprawiły mi ekstra niespodziankę.

A wszystko zaczęło się prozaicznie, od płotu. Jakiś czas temu moje dzieciaki wraz sąsiadami przeprowadziły małą akcję wywrotową i stworzyły sobie skrót między domami. 

W tym celu musiały, mówiąc delikatnie, trochę naruszyć ciągłość naszego ogrodzenia, a ujmując dosadniej, pewnie zrobiły zwyczajną dziurę w płocie, (nie wnikałam w szczegóły techniczne).

Traktują ten skrót, raczej jako formę rozrywki podczas powrotu ze szkoły, niż realne ułatwienie, a mnie ewentualne ubytki w płocie, ze względu na zasłaniające wszystko krzaki zupełnie nie przeszkadzają.

Po wczorajszej "burzy śnieżnej", wyszło piękne słońce i zaczęło topić śnieg. 
Lekko skacowana ostatnią przygodą z Uberem robiłam sobie kawę, w celu ogólnej reanimacji, kiedy kątem oka zauważyłam ruch w ogrodzie. 



Bezpieczne przedmieście bezpiecznym przedmieściem, ale staram się  mieć oko na wszystko.
Nastawiłam się psychicznie na jakiegoś szalone ogrodnika, który wymyślił sobie jakieś dziwne zajęcie, co zdarzało się już w przeszłości, bo pora na dzieci zdecydowanie była nieodpowiednia, a tymczasem zobaczyłam TRZY SARNY W MOIM WŁASNYM OGRODZIE. 
Wzruszenie mnie wręcz powaliło, wreszcie po roku oczekiwania pojawiły się.
Piękno i gracja w czystej postaci.



Najwyraźniej wykorzystały lukę w ogrodzeniu i teraz częstowały się nieśmiało krzakami, gdybym wiedziała, że to wystarczy, rozwaliłabym ten płot już rok temu, (nie żartuję).
Teraz tak sobie myślę, że skoro już raz znalazły dojście do listków, to może zaczną mnie odwiedzać regularnie. 


Muszę pomyśleć o jakimś bardziej praktycznym paśniku i lizawce. Mam tylko nadzieję, że jakiś sąsiad oszołom nie zatka tej dziury, bo o ile ja planuję paśniki, to reszta tutejszej społeczności buduje specjalne płoty i zasieki, żeby utrzymać wszystko co żyje z daleka. 
Gdyby mogli to pewnie wprowadziliby też zakaz lotów dla ptaków.

Zdawać by się mogło, że Amerykanie okiełznali już tutaj naturę do granic przyzwoitości, a tymczasem cały czas się boją i ten strach zatruwa im regularnie życie.

Straszliwie obawiają się zmian pogody, szopów bo mogą okazać się waleczne, jeleni bo mogą roznosić kleszcze, wiewiórek bo są bezczelne i może mają pchły, skunksów z przyczyn obiektywnych, kojotów bo mogą zjeść ich psy lub koty itd. 


Można podawać setki powodów prawdziwych i totalnie odrealnionych. 
Oczywiście, że dzikie zwierzęta mogą być niebezpieczne, ale to działa tak samo u ludzi. 
Wsród nas też zdarzają się osobniki agresywne, brudne i roznoszące rożne żyjątka, we włosach na przykład.
To tłumaczyłoby fakt, że ludzie wszędzie, nie tylko w Stanach, odgradzają się nie tylko od zwierząt, ale od siebie nawzajem rownież.


A może zamiast budować ogrodzeń i zamykać się w domach, wystarczyłoby trochę odpuścić i ugryźć problem bardziej oryginalnie, a wręcz pragmatycznie.


Według chińskiego przysłowia: "Nie należy podchodzić do byka od przodu, do konia od tylu, a do idioty w ogóle".
Może to wystarczy, żeby bezpiecznie przeżyć życie, nie dać się zwariować i jeszcze znaleźć w sobie trochę radości, żeby się nim zachwycić.

1 komentarz:

  1. Zgadzam się w 100% !
    To przysłowie znam i też bardzo do mnie trafia :)

    OdpowiedzUsuń