wtorek, 15 maja 2018

Zmęczenie materiału, czyli kogo pozwać, żeby nie zwariować

Jak to się mówi: Starych drzew...itd. Co prawda mam nadzieję, że z tą starością to jeszcze trochę, ale prawda jest taka, że podgryza mnie tęsknota za Ojczyzną. 


O ile jest ona trochę osłodzona dzięki zdobyczom techniki i praktycznie mogę być w kontakcie ze wszystkimi w tak zwanym czasie rzeczywistym o tyle niestety nie mogę przenieść kawałka dzielnicy wraz z mieszkańcami (chociaż może niektórych zostawiłabym w kraju).

Co ciekawe takie znużenie ogarnęło rownież dzieci. Starsza pociecha, kobieta ze wszech miar obowiązkowa karnie odlicza dni do przyjazdu do Polski, ale młodsza po prostu bez większych oporów narzeka i najchętniej już by zwiała ze szkoły. Tak, no niestety nie w tym systemie.

Jesteśmy na kontynencie, który ma mnóstwo do zaoferowania turystycznie, tymczasem szczytem marzeń mojego syna jest Babcia i zupa pomidorowa. Babcia jest daleko, a zupa wychodzi mi do kitu, także sprawa przegrana, trzeba lecieć.

Póki co posiłkujemy się telefonami i kamerkami, chociaż jak widzę siebie w owej kamerce to raczej przestawiam się na bardziej konserwatywną formę komunikacji (telefon bez efektów specjalnych w postaci mojego szarego pyska).

Podsumowując, tęsknimy, a rzeczywistość amerykańska niestety nie pomaga.

Ostatnio pisałam o rożnych kontaktach międzyludzkich, wiec chwilowo sobie odpuszczę. Teraz rozprawię się z usługami i biurokracją (subiektywnie do bólu).

Z biurokracją pójdzie szybko, jest straszna, porównując, polska odmiana tego zjawiska jest po prostu ciekawą rozrywką (czasami z przygodami). 

Adrenaliny dostarcza głownie fakt, że ludzie są tak koszmarnie niekompetentni, że załatwianie tak zwanych spraw papierkowych może człowieka wykończyć.


I tak gładko przeszłam sobie do usług. Nie da się ukryć, że na całym świecie opierają się na sile ludzkiej. A czynnik ludzki zaskakuje zawsze, problem polega na tym, że za dużo niespodzianek może wyzwolić mordercze instynkty.

A że nie lubię być gołosłowną to kilka przykładów z życia.

Jeżeli ktokolwiek uważa, że załatwienie telefonu komórkowego zabiera mnóstwo czasu i panienki -konsultantki często są niezorientowane w temacie to zapraszam tutaj. 

Po przyjeździe oczywiście natychmiast zaczęliśmy proces załatwiania telefonów bo kontakt ze światem wiadomo należy mieć.

Standardowy salon telefonii komórkowej wygląda podobnie jak w Polsce, chociaż często jest większy i czasami puszczana jest straszna muzyka. Na wejściu atakuje człowieka pracownik (płeć dowolna) z czymś w rodzaju tabletu, pyta o imię (nigdy nie umie zapisać poprawnie) i prosi o cierpliwość. 
Tłumu nigdy nie widziałam, ale wystarcza parę osób do zrobienia przysłowiowego korka. 

Po obejrzeniu wszystkich modeli telefonów i z desperacji nawet akcesoriów do czyszczenia przylatuje organizator ruchu i wskazuje właściwego konsultanta. 

I tu zaczyna się robić ciekawie, mianowicie wszystko odbywa się na stojąco. Nie wiem dlaczego, może uważają, że tak jest zdrowo dla kręgosłupa, albo co bardziej prawdopodobne boją się pozwu jak ktoś nie trafi na stołek i klapnie na ziemię.

Cały proces trwa zawsze długo i nogi chcą wyjść (z salonu oczywiście). I jak by nie było wystarczajaco rozrywkowo konsultanci wiedzą o telefonach mniej niż moje dzieci. 

W naszej okolicy byliśmy w kilku takich salonach i w każdym było tak samo. Po prostu czysta desperacja. Kiedyś przez przypadek załatwialiśmy rożne sprawy w miasteczku oddalonym od nas o około 20 kilometrów, mąż z ciekawości wszedł do tamtejszego salonu i cud, znalazł dziewczynę i chłopaka, którzy mieli autentyczne pojęcie co robią. Adekwatnie do tego faktu kolejka była dłuższa. Teraz jak mamy kłopoty to jeździmy tam, warto spędzić trochę czasu w samochodzie.

O ile bez telefonu, w co niewątpliwie trudno jest uwierzyć naszej młodzieży, można żyć o tyle bez opieki medycznej już nie za bardzo. 

Cała nasza rodzina ma ubezpieczenie opłacane przez pracodawcę męża. I powinno być tak łatwo, miło i przyjemnie. Są problemy, bach, lecimy do lekarza, pokazujemy ubezpieczenie, grzecznie się leczymy i zapominamy o problemie.

A jak wygląda praktyka, pierwsze etapy wyglądają tak jak powinny do momentu zapominania. 
Po fakcie, często po paru miesiącach zaczynają przychodzić rachunki, ponaglenia, tudzież niezwykle rozrywkowe inaczej, groźby o zajęciu dóbr na poczet nie zapłaconych długów.

Ubezpieczyciel (nękany przez nas), twierdzi, że nic nie mamy płacić, a papiery przychodzą, w takich chwilach mam ochotę wsiąść w samolot, nie dbać o bagaż itd. 

Do tej pory nie wiem jak ten problem rozwiązać. Za każdym razem sytuacja się powtarza. Najciekawszy jest fakt, że dopiero w momencie otrzymywania rachunków dowiadujemy się ile kosztowało leczenie. Nawet biorąc pod uwagę amerykańską moc dolara, naprawdę nie wiem skąd oni biorą te ceny, nie ma takiego sufitu (chociaż może kaplica Sykstyńska spełnia wymogi).
Osoby kompetentnej do wyjaśnienia problemu, jak zwykle brak. 

Organizując nasze życie w Stanach musieliśmy załatwiać mnóstwo rzeczy, z ręka na sercu nie pamiętam sytuacji, żeby było łatwo i co gorsza, żeby urzędnik był wiarygodny.

I na koniec mała ciekawostka regionalna.

Robimy często zakupy w Costco (sklep w rodzaju naszego macro). Duże opakowania, pozornie niższe ceny. Co ciekawe mimo ogromu są tam dobre owoce. 

Wracając do tematu sklep jest dwupiętrowy, oczywiście zakupy robi się z wózkiem. Przy taśmie na piętro stoi zawsze nieszczęśnik w rękawiczkach i wstawia wózek na taśmę. Nie można tego zrobić samemu, podejrzewam, że za samą próbę można mieć niezłe problemy. 
Dla ścisłości wózek na taśmie ani drgnie. 
Po drugiej stronie stoi jego klon rownież w rękawiczkach, który zdejmuje wózek i go podaje. I tak w dwie strony.
Takie ułatwienie, szkoda tylko, że nie ma nikogo kto informowałby, gdzie szukać rożnych produktów.
Pomoc wózkowa wydaje się być niezbędna, prawdopodobnie dlatego, że znowu boją się pozwu, że  wózek kogoś rozjedzie na przykład, inny powód naprawdę nie przychodzi mi do głowy.

Chyba powinniśmy wziąć przykład z otoczenia i pozwać szpital za nękanie, brak kompetencji i straty moralne. Może to jest tutaj sposób na życie i tęsknotę za normalnością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz