poniedziałek, 5 marca 2018

W blasku brylantów, czyli Oskary

Od zawsze uwielbiałam gale oskarowe. Odkąd tylko zaczęły się transmisje na żywo, starałam się je oglądać w nocy, a ponieważ nie wiadomo dlaczego Oskary zawsze rozdawane są w niedziele, a nie na przykład w soboty, to w poniedziałek chodziłam nieprzytomna, ale szczęśliwa jak prosię w deszcz.



W niedzielę wieczorem (wreszcie nie w środku nocy), zalegliśmy  razem z mężem w pozach mocno zrelaksowanych przed telewizorem już kilka godzin przed rozpoczęciem właściwej imprezy, ponieważ wreszcie chciałam zobaczyć te wszystkie sławy obwieszone brylantami na czerwonym dywanie. Przyjemna ekscytacja unosiła się w powietrzu.

Podobna atmosfera panowała przed Super Bowl, w sklepach panowie masowo wykupywali przekąski dla "twardzieli", a panie czekały na reklamy tudzież Justina Timberlake'a w możliwie skąpym wdzianku. Przyznam się z ręką na sercu, że Super Bowl mnie znudził, oglądałam tylko kawałek, a reklamy rozczarowały. 

Podczas gali oskarowej być może dlatego, że jestem zdecydowanie typem filmowym, a nie sportowym reklamy bardzo mi się spodobały. Tutaj faktycznie był widać, że są inne, specjalnie przygotowane "na potrzeby filmu". 

Podziwianie mizdrzących się Pańć na osławionym dywanie okazało się niekoniecznie trafionym pomysłem. Kilka mocno wychudzonych i wystrojonych desperatów (płci obojga), łapało celebrytów i zachwycało się kreacjami. 

Strojów komentować nie będę, o gustach.......wiadomo, ale jedna rzecz mnie lekko uwiera. Przyjęło się, mianowicie, że kreacje oskarowe to ma być "szał ciał i uprzęży", a tu Emma Stone wystąpiła w czarnych spodniach i czerwonej marynarce, obwiązana różowym paskiem z kokardką do kompletu. 

Pańcie stylistki wręcz hiperwentylowały z przejęcia jak ona ślicznie wygląda itd. Dziwne, pamietam jak parę Oskarów temu Liza Minelli przyszła na rozdanie nagród w spodniach i tunice, Media nie zostawiły na niej przysłowiowej suchej nitki, chociaż wiadomo, że to jest jej styl od lat (może zabrakło różowej kokardy).

Kontynuując temat wyrażania opinii, po paru miesiącach życia w Stanach pomału zaczęłam przyzwyczajać się do wszechobecnej postawy "pełnej ślepego zachwytu". 

Bycie wiecznym malkontentem może być niestrawne, ale puste komplementy też mogą człowieka zemdlić.
Z jednej strony to jest miłe jak się wszyscy do siebie szczerzą, a nie warczą i mówią miłe rzeczy, ale z drugiej jak się głębiej zastanowić nikt nie przywiązuje wagi do tego co mówi. 
W efekcie wszystkie rozmowy są koszmarnie płytkie i prymitywne.

Oglądając puste zachwyty i radosne rżenia pan redaktorek zrozumiałam mądrość polskiej telewizji. Zdecydowanie bowiem Oskary zyskują na jakości po wprowadzeniu małej cenzury. Można sobie zdecydowanie odpuścić chichoczące  anoreksje bo w zupełności wystarcza właściwa transmisja, która i tak trwa 4 godziny.




Po przemęczeniu się na czerwonym dywanie, pogrążyłam się w świecie filmowym.

Amerykańska akademia filmowa w tym roku poszła na całość. Z okazji 90 "urodzin" Oskara, dekoracje wręcz kapały od brylantów. Subiektywnie bardzo mi się podobały (zen zdecydowanie się nie sprawdza w show businessie).

Z pewnym smutkiem zauważyłam, że gdzieś na przestrzeni lat Oskary zgubiły swoje ponadczasowe przesłanie o "magii kina", a zaczęły przemycać tak zwane "treści propagandowe". 

Najpierw zaczęło się od koloru skóry aktorów. O ile na początku nagrody głownie trafiały do białych (nie mogę tego ująć w mniej rasistowski sposób), to teraz zdecydowanie widać tendencje otwarcia na rożne rasy (chwała im za to, nie mam nic przeciwko).



Potem przyszła pora na polityczne aluzje (mniej lub bardziej, raczej bardziej otwarta krytyka prezydenta i w zależności od aktora nawoływanie do wojny lub pokoju na świecie). 

I na koniec chyba najbardziej kontrowersyjne, "wyjście z szafy", czyli ogłaszanie publiczne orientacji seksualnej.



Jak już wspominałam homofobem nie jestem, ale kiedy usłyszałam jak przy odbiorze Oskara pan dziękuje mężowi, a pani żonie potrzebowałam chwili, żeby się ogarnąć w temacie.

I na koniec okulary. Najwyraźniej Hollywood uznało, że okulary podnoszą IQ. W rezultacie wszystkie elegantki, które tylko mogły "legalnie", paradowały w okularach. 

Myśle, że to coś jak damska odmiana hollywoodzkiej brody. Nie wiem dlaczego współcześni  aktorzy, żeby być uważani za atrakcyjnych muszą być nieogoleni, a panie muszą najwidoczniej nosić okulary.

Ale co tam, mimo tego "targowiska próżności", absurdów i rozmów, po których cześć komórek mózgowych ulega poważnej kontuzji naprawdę lubię to "hollywoodzkie marzenie", trochę błyszczącej magii w naszej, szarej codzienności.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz