środa, 28 lutego 2018

Babskie aktywności na przedmieściach, czyli popołudnie w stylu organic

Aura amerykańska zdecydowała się trochę porozpieszczać zziębniętą, kaszlącą, lekko zużytą Matkę Polkę. Podczas gdy w Polsce temperatura spada na łeb i szyję, w Stanach słoneczko świeci i temperatura przyjemnie rośnie. 
Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że śniegi j lody już nie wrócą, a na razie chwilo trwaj !

Nie wiem czy to wpływ pogody, czy przypadek, ale zaczęły się uaktywniać towarzysko mamy po sąsiedzku. Z cała pompą i paradą zostałam zaproszona na babskie spotkanie dotyczące witaminowych suplementów i kosmetyków (oczywiście super odmładzających).

Chociaż jeszcze cały czas mam problemy z ogarnięciem się w amerykańskiej strefie klimatycznej i czasowej, odłożyłam szwedzki kryminał, który pochłaniałam i dziarsko ruszyłam do sąsiadki w celu zażycia babskiej rozrywki i upiększenia się oczywiście. 

Parę miesięcy temu miałam już możliwość gościć w tym domu, aczkolwiek wtedy to było bardziej "garden party". Tym razem moglam pozachwycać się domem od środka. Określenie dom nie oddaje w pełni ogromu, który przyszło mi podziwiać. 

To było domisko, niesamowicie eleganckie, sterylnie czyste, ale totalnie nieprzytulne.
Na samym początku strzeliłam gafę, bo byłam przekonana, że oni się wyprowadzają i dlatego wokół są takie puste, zimne przestrzenie. Okazało się, że wprowadzili się 2 lata temu, zapuścili korzenie i tak się właśnie przytulnie urządzili. 
No pięknie, wybrnęłam z niezręcznej sytuacji, konfabulując że pomyliłam domy, bo faktycznie sąsiedzi z drugiej strony się wyprowadzają, ufffff jakoś poszło. 
Nikt tu nie wymaga specjalnej lotności. Dobrze, że mnie nie znają bliżej.


Na wejściu zostałam ugoszczona bardzo zdrowym, ekologicznym koktajlem. 
Jeżeli ktoś nie wie jak smakuje szpinak, ekologiczna czekolada i witaminy, zblendowane razem to naprawdę nie musi sprawdzać (smakuje dokładnie tak jak brzmi).


Najpierw skupiłam się na suplementach witaminowych. Dla dzieci żelki, dla dorosłych kapsułki, ceny zawrotne. Myślę, że biedna awitaminoza boi się uaktywnić jak widzi ile taki suplement kosztuje.

Ponieważ pomału odkrywam miejsca z dobrymi owocami i warzywami, stwierdziłam, że zdecydowanie wolę zjeść kiwi, pomarańcze i pomidorki w formie naturalnej zamiast żelkowej.

Następnie zaczęłam słuchać prelekcji dotyczącej kosmetyków produkcji amerykańskiej (bardzo ekologicznych). Pozwoliłam sobie nawet wklepać rożne kremy i żele (a co, niełatwo mnie przestraszyć). 

Panie (w sumie sztuk 10), rozpoczęły dyskusję. Porównywały swoje plamki na skórze (praktycznie niewidoczne) i rozwodziły się jaki samoopalacz jest najlepszy. Żeby nic nie palnąć golnęłam sobie trochę koktajlu organic, bo miałam ochotę zamiast samoopalacza zaproponować spacerek po plaży. Czasami lubię sprawdzone rozwiązania.

Wymiękłam trochę jak gospodyni (chudzina straszna), usiłowała sobie bezskutecznie złapać nieistniejącą fałdkę na brzuchu. Zdaje się, że wybierała się na jakieś komputerowo-laserowe odchudzające ujędrnianie. Wszystkie panie współczująco kiwały  głowami, a ja starałam się utrzymać szczękę przed opadaniem.

Po przedyskutowaniu rożnych aspektów upiększania panie usatysfakcjonowane, że każda wymaga mnóstwa zabiegów kosmetycznych, zasiadły przy wielkim stole racząc się sałatką (bliską kuzynką koktajlu niestety).

Podjadając przystawki w stylu organic chłonęłam lokalny koloryt. Oczywiście na warsztat poszła najpierw szkoła, potem dzieci. Znosiłam dzielnie te rozmowy o niczym, bo wiadomo my kobiety musimy sobie pogadać, ale kiedy panie zaczęły mnie przekonywać do zajęć z medytacji dla dzieci w wieku podstawówkowym  wymiękłam. 

Grzecznie się pożegnałam, wróciłam do mojego przytulnego domu, zrobiłam sobie herbatkę i z lubością pogrążyłam się w mrożącym krew żyłach szwedzkim kryminale, organic to jednak zdecydowanie nie mój styl.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz