wtorek, 6 marca 2018

Amerykańskie psiaki, czyli how how...do you do



Odkąd pamiętam bardzo lubiłam zwierzęta, niektóre nawet kochałam. Gdyby ktoś zastanawiał się czy emigracja mnie zmieniła, tytuł mojego bloga powinien wyjaśnić ewentualne watpliwości.

Bez względu na to co mówią rożne religie i nurty filozoficzne, jestem przekonana, że zwierzęta mają duszę i nikt mnie nigdy nie przekona, że jest inaczej.

Porzucając ten wzniosły ton (na pewno do niego kiedyś wrócę), gwoli usprawiedliwienia, od czasu do czasu muszę przecież trochę poprzynudzać, zwłaszcza jak ogarnia mnie "melancholia emigracyjna". 

Już nawet pomału przestaję tak bardzo tęsknić za polskim jedzeniem, teraz głownie cierpię na brak inteligentnych partnerów do rozmów.


W związku z tym mimo poważnego początku, temat będzie lekki, przyjemny i włochaty, mianowicie amerykańskie zwierzaki. Wcześniej już pisałam trochę o dzikich wiewiórkach, jeleniach i rożnego rodzaju ptakach, dzisiaj skupię się na włochaczach domowych.

Amerykanie kochają swoje zwierzaki. To proste zdanie odzwierciedla rzeczywistość, którą znamy głownie z filmów i raczej traktujemy z przymrużeniem oka. Celebrytki noszące mini pieski, koty leżące na futrach z pełnym manikiurem i w koliach wydają się cały czas raczej żartem a nie faktem, okazuje się, że jak zwykle nic tak nie zaskakuje jak życie.

Zaczynając od podstaw, gorące uczucia do zwierzaków widać już w sklepach zoologicznych. Ich asortyment różni się od polskich, głownie tym, że Amerykanie dbają nie tylko o zaspokojenie podstawowych potrzeb fizjologicznych swoich pupili, ale również o odpowiednią garderobę i rozrywkę.

I tutaj panuje równość, ubranka i buty można znaleźć nie tylko dla psów i kotów, ale rownież dla innych zwierzaków na przykład królików. Oprócz kolekcji na rożne pory roku i pogodę, można rownież zakupić stroje okolicznościowe, czyli kostiumy na święta i karnawał na przykład, o nieśmiertelnym Halloween nie wspominając. 

Dostępne zabawki rownież oprócz wersji standardowych są tematyczne. 
Ciekawe czy dla szczeniaka liczy się, że obślinia gumowego Mikołaja, jajko czy ewentualnie czerwone serduszko. 

Widziałam nawet słodycze dla psów i kotów z okazji Walentynek (w serduszka, gdyby ktoś miał wątpliwości).



Przy kasach bardzo często znajdują się pojemniki z przekąskami dla zwierzaków i kiedy właściciele wyskakują ochoczo z ciężkiej gotówki, taki psiak na przykład dostaje przegryzkę. Coś jak dzieciak, który dostaje lizaka.



Od razu przypomina mi się scena z filmu " Kochaj albo rzuć", jak biedny Pawlak chciał pochować brata na psim cmentarzu.


Obecność wielu klinik, hoteli i gabinetów spa dla "tych co skaczą i fruwają", nikogo nie dziwi, urodę wszak należy pielęgnować.



Natomiast co mnie na początku zdziwiło, ale teraz już się przyzwyczaiłam, to to, że w Stanach zwierzęta dla wielu osób są substytutem dzieci i tak właśnie są traktowane. Nie potrafię zliczyć ile razy widziałam pieski wystrojone w płaszczyki przeciwdeszczowe lub wożone w sklepach w kocykach jak niemowlaki.

Charakterystyczne dla dumnych "rodziców" są rownież obowiązkowe spacery, w celu pochwalenia się jak taki włochaty milusiński rośnie i jaki jest inteligentny oczywiście.


Zwierzęta mnie lubią (ze wzajemnością oczywiście), okazują mi sympatię w prawdziwie międzynarodowy sposób. 
Skaczą, obśliniają mnie i w związku z tym ich właściciele nie mają wyjścia, (nie zrobią przecież przykrości swojemu psiakowi), co prawda nikt z sąsiadów mnie nie obślinia (na całe szczęście), ale rozpoznają i uśmiechają się radośnie do szalonej Polki, bo wiadomo pies zawsze rozpozna dobrego człowieka ! 
(A co tam precz z fałszywą  skromnością).








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz