wtorek, 6 lutego 2018

A teraz przerwa na reklamę, czyli amerykańska telewizja

Od zawsze lubiłam telewizję, głownie oczywiście filmy. Jestem jeszcze tym pokoleniem, które w niedzielę czekało jak "kania dżdżu" na teleranek, oglądając wcześniej przymusowo takie uroczo rozwojowe programy jak  "W domu i zagrodzie" czy "Kwadrans rolniczy" (nie były bardzo przekonywujące, rolnikiem nie zostałam). 

No i oczywiście wszystko było biało-czarne, co dziwne nikomu to nie przeszkadzało, kolory, mówiąc poetycko, domalowywała  wyobraźnia. Nostalgicznie wzdychając, to były czasy kiedy telewizja nie zjadała czasu, więzi rodzinnych i towarzyskich, a wręcz przeciwnie była bardzo rozrywkową formą zawiązywania takowych. 

Do dziś wspominam jak oglądało się "stadnie" mecze czy kultowe seriale. A potem buuum rozbłysły kolory, (przeskakując kilka dekad), zmienił się ustrój i razem z nim telewizja. Pojawiło się setki kanałów, programów i reklam. 

Właściwie nie pamiętam, kiedy przestałam lubić oglądać telewizję, chyba wtedy kiedy stwierdziłam, że nie mam już na to ani czasu, ani zdrowia. Skupiłam się na konkretnych filmach i programach, omijając szerokim łukiem dzienniki, no bo czy ja kogoś w życiu zabiłam ? (Informacja dla tych, którzy mnie nie znają osobiście, jeszcze nie).

W Stanach rownież zamierzam utrzymywać taką postawę, aczkolwiek parę razy się złamałam. Obejrzałam kilka teleturniejów, dzienników i mnóstwo reklam oczywiście (wybrane filmy bez zmian oglądam na DVD). 

Moje pierwsze wrażenia w czasie oglądania dziennika-bezcenne, byłam przekonana, że to jest program rozrywkowy, a nie jak się okazało potem informacyjny. Dla sprawiedliwości muszę dodać, że nie był to dziennik z tych super poważnych, tylko takie wszystko w jednym, z pogodą i plotkami na deser ! Zero poważnych wiadomości co się dzieje na świecie, w polityce, o dziwo nikt nawet specjalnie nie krytykował obecnego prezydenta, pamiętam za to, że tematem przewodnim były imiona bliźniaków Beyonce. 

Powiedzmy, że byłam lekko ogłuszona poziomem. Następnie zmierzyłam się z programami rozrywkowymi, między innymi "Ellen DeGeneres - Games of games". O ile zawsze podobały mi się jej programy, w których przerabiała z dużym humorem, inteligencją i klasą celebrytów o tyle ten program rozłożył mnie totalnie na łopatki. 

Koncepcja prosta jak konstrukcja cepa. Wybrani szczęśliwcy muszą odpowiadać na bardzo proste pytania, bo jak nie to lądują w puddingu, albo spadają w coś mokrego, ewentualnie są oblewani rożnymi substancjami (niekoniecznie miłymi w smaku). 

Zwycięzca musi rozpoznać na czas ze zdjeć jak najwięcej celebrytów i wtedy oczywiście zgarnia główną pulę czyli 100 tysięcy dolarów. 

Moje dzieci pokładały się ze śmiechu, zadeklarowały jednogłośnie chęć regularnego oglądania tego arcydzieła (a ja naiwniaczka myślałam o sztukach na Broadwayu).
Ale śmiech to zdrowie niech mają. Mnie do śmiechu zdecydowanie nie było, ponieważ na przykład na pytanie: "Wymień kilka państwa afrykańskich" jedna grająca powiedziała, uwaga cytuję: "Afryka". 

I na koniec reklamy. Bloki reklamowe wyglądają tu trochę inaczej niż w Polsce, są dużo krótsze, ale za to co chwila. Rzecz gustu co jest lepsze. 

Najbardziej zaszokowały mnie reklamy prawników, którzy ogłaszają się jak sprzedawcy używanych aut. "Potrącił cię ktoś samochodem ? My spowodujemy, że rehabilitacja będzie prawdziwą przyjemnością." 
Nie wiem czy zaufałabym prawnikowi, który się w ten sposób reklamuje, podejrzewam, że wychodzi ze mnie tzw. różnica kulturowa. 

Bardzo ciekawie reklamują tu też rożnego rodzaju leki. W celu uniknięcia pozwów, przez większą część spotu reklamowego ostrzegają co się może stać strasznego jak się dany specyfik weźmie. Pod koniec człowiek jest tak wystraszony, że woli cierpieć, a żyć. 

Kończąc akcentem humorystycznym część reklam jest po prostu zabawna, na przykład panowie reklamujący preparat przeciwko zaburzeniom gastrycznymi, podskakujący i śpiewający "biegunka, biegunka", albo moja ulubiona seria reklam sklepu Lowe's. Scenka z tej ostatniej reklamy - kobietka usiłuje upchnąć w piekarniku kilka naczyń żaroodpornych, niestety bez sukcesu i w tle głos: "Ta chwila, kiedy uświadamiasz sobie, że jesteś gotowa upiec coś na obiad, ale twój piekarnik nie jest".

1 komentarz:

  1. Ha, ha, mam dokładnie te same przemyślenia jeżeli chodzi o reklamy leków (pojawiające się dosyć często). Kto po tym wszystkim ma odwagę "łykać" coś takiego...

    Ale jestem rozczarowana, że nie napisałaś ani słowa o Super Bowl? Toż to największe, amerykańskie święto sportowo/telewizyjno/reklamowe ;-) !

    OdpowiedzUsuń