piątek, 9 lutego 2018

Są takie dni, czyli gdybym była żółwiem

Jest taki rysunek Pana Mleczko (jeden z moich ulubionych),  na którym jeden żółw mówi do drugiego: "Są takie dni w życiu żółwia, że musi komuś dać w mordę", w tle leży poturbowany słoń.


Ja mam ostatnio takie dni. Problem pojawia się kiedy, albo w mordę dać nie możemy (bo na przykład nie wypada), nie mamy warunków fizycznych, albo kiedy ktoś, tak jak ja jest typem nieagresywnym fizycznie. 


Jestem zdecydowanie przeciwna rozwiązaniom siłowym, aczkolwiek czasami żałuję. Mam takie niejasne wrażenie, że czasami "siła spokoju" nie wychodzi na zdrowie. Ciekawe czy furiaci mają wrzody żołądka, jakoś nie sadzę.


Niewiele jest rzeczy, które są w stanie wyprowadzić mnie z równowagi, niestety głupota ludzka się do nich zalicza (ciekawe, że u zwierząt tego jakoś nie widać). I żeby nie było, że się czepiam jest to cecha uniwersalna i nie ma kompletnie znaczenia, rasa, kraj pochodzenia, płeć itd. 



Spotykałam głupich i mądrych ludzi w Polsce, spotykam ich i tutaj. Ostatnie dni prawem serii po prostu mocno nadwyrężyły mój wrodzony urok osobisty i ogólną słodycz. 

Przyszła do nas jedna Pani robić ankietę na temat zdrowia. Z pochodzenia Angielka, oczywiście miła i uśmiechnięta. Rozmawialiśmy sobie miło o rożnych krajach europejskich i w pewnym momencie Pańcia walnęła  pytanie : "Czy w Holandii też się mówi po polsku ?" Co można odpowiedzieć na takie pytanie ? A może raczej co można pomyśleć odpowiadając ?

W Stanach panuje epidemia grypy, z tego co mówią znajome mamy, tak wysokiej śmiertelności nie było nigdy wcześniej. Parę dni temu podawali, że zmarło ponad  60 dzieci, nie znam liczby dorosłych. Jako powód wszyscy podają mutację wirusa.

Być może, ale ja do wirusa dołożyłbym głupotę (niekoniecznie zmutowaną, wręcz w czystej formie). Mianowicie regularnie widuję dzieci chodzące do szkoły z gołymi nogami (legginsy, krótkie spodenki, tenisówki). Tutaj nie ma miejsca na zastanawianie się czy ktoś jest meteopatą, jest zimno (pioruńsko), a to są dzieci, ubrane zdecydowanie nieodpowiednio do minusowych temperatur.

Zadziwiający i dodatkowo wkurzający jest fakt, że większość rodziców jakoś dziwnie z gołymi tyłkami nie lata, wręcz przeciwnie wszyscy dbają o prawdziwie eleganckie zimowe wdzianka. 

Myślę, że mogę śmiało stwierdzić, że mój syn ma jedną z cieplejszych czapek w szkole. Na początku część mamuś elegantek usiłowała mi delikatnie zasugerować, że może jest za ciepła na tę porę roku (bo przecież mamy rozkwit lata w pełni, tylko jakoś mi ten fakt umknął, pewnie na skutek śniegu i lodu nie zauważyłam upałów). 

Posługując się formą porozumiewania pozawerbalną, rzuciłam spojrzenie z tych tzw. wiele mówiących, dyskusje się skończyły.

Jak do tej pory Uber wzbudzał we mnie same pozytywne uczucia, aczkolwiek wczoraj zostały one wystawione na ciężką próbę. 

Wracałam do domu z córką po wizycie u lekarza. 


Obiekt wielki, trudny do przeoczenia. Już jak jechałyśmy do tej przychodni okazało się, że GPS, kieruje mylnie o jedną przecznicę za wcześnie, w efekcie czego samochód stanął w ślepej uliczce. Kierowca był mocno zdezorientowany, litościwie pokazałam mu paluchem wielki budynek doskonale widoczny obok, dojechał. 



Jazda (niestety niedosłownie), zaczęła się z powrotem. Widziałam na wyswietlaczu telefonu jak kolejno samochody nr 1, 2 i 3 wjeżdżały w ślepą uliczkę, głupiały, a potem odwoływały kurs. Już przy trzecim zaczęłam dokładnie opisywać jak mają dojechać. Załapał dopiero piąty kierowca, kobieta (to tyle w temacie żartów w stylu baba za kierownicą).


Następna sytuacja z tych "ciekawych". Załatwiam jedną sprawę urzędową, tym razem dla dla odmiany trafił mi się Pan około trzydziestki, bardzo sympatyczny i rozmowny. Okazało się, że jest Włochem, rodzina w całości włoska, co roku minimum raz wszyscy do kraju pochodzenia latają, kulturę szanują, w domu posługują się językiem włoskim, jednym słowem miodzio, brakowało tylko powiewającej flagi w tle.

Przypadkiem okazało się, że znam miasto (niewielkie), z którego Pan i cała jego rodzina pochodzi, rozochociłam się, poleciałam po historii itd. Pan zaczął wyglądać jak nasza świnka (wersja Italiano), tzw. zdziwiony wytrzeszcz piwnych (a nie czarnych) oczu, nie miał zielonego pojęcia o czym mowię. Na koniec stwierdził, że sobie "wygugluje" trochę wiadomości na temat swojego własnego miasta.

Tak sobie pomyślałam, że gdybym była żółwiem to mogłabym się schować w skorupie, skoro nie mogę kogoś palnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz