piątek, 8 grudnia 2017

Dryfowanie, czyli szkolne niespodzianki


Moje starsze dziecko wpadło ostatnio do domu ze szkoły, z okrzykiem na ustach: "Muszę podryfować !" 

Ucieszyłam  się, że pociecha wybiera się na wagary i mamusię uczciwie o tym informuje. Same plusy, czyli życie towarzyskie jej kwitnie i uczciwość rodzinna też. Prawda jednakże skłoniła mnie do refleksji. 

Ponieważ według nauczycieli jesteśmy otoczeni wodą, co technicznie się zgadza bo Ocean tuż tuż, wszyscy muszą umieć pływać. Całkowicie popieram takie stanowisko, dlatego moje dzieci pływają, nurkują i ogólnie rzecz biorąc kochają wodę tak jak ja. Oboje zostali nauczeni miłości do wody domowym sposobem przez członków rodziny. Każdy miał w tym swój udział nawet Dziadziuś. 

Przez lata napatrzyłam się na lekcje basenu w rożnych szkołach i mogę z ręką na sercu powiedzieć, że nigdy nie spotkałam dziecka, które nauczyłoby się pływać i naprawdę dobrze czuć w wodzie dzięki tym instytucjom. 

Okazało się, że w Stanach takie zajęcia są jeszcze bardziej "inspirujące" niż w Polsce. 

Po pierwszych zajęciach wodnych moje dziecko wróciło w lekkim szoku. Odliczając stymulujące przemówienie nauczyciela, ubieranie i rozbieranie, w wodzie całe towarzystwo przebywało około 20 minut. Następnym razem ponieważ nie było ratownika siedzieli na brzegu basenu rozebrani, marzli i uczyli się "na sucho" technik pływackich. W kolejnych zajęciach moje dziecię  nie uczestniczyło bo uczciwie złapało małe zaziębionko. 

Po powrocie do szkoły nauczyciel z niezwykle poważną miną powiadomił moje dziecko, że musi odrobić zajęcia, mianowicie dryfować w wodzie przez dokładnie 6 minut. Dla osób, które jeszcze nie dryfowały po amerykańsku, po polsku oznacza to unoszenie się na wodzie. 

To ja się trochę nadryfowałam w swoim życiu ! 

Bardzo inteligentne jest to, że nie może sobie podryfować na lekcji, tylko musi przyjść na zajęcia dodatkowe (na dokładnie 6 minut). 

Ciekawie się też tutaj pisze krótkie wypracowana. Mianowicie należy to robić według tabelki. Jeżeli coś jest źle napisane, niedokładnie według wzoru, to taki delikfent musi poprawiać takie literackie arcydzieło aż do skutku, często kilka razy. Nie wiem jak te dzieciaki to znoszą, bo mnie by już dawno trafił szlag. 

"Ale z drugiej strony" jak to mawiał Tevye Mleczarz, pewien aspekt szkolny jest tu rozwiązany idealnie. Tak zwane "nękanie" nie ma tu prawa bytu. Jak pierwszy raz o tym usłyszałam, byłam mocno sceptyczna. Okazało się, że nie miałam racji. Ponieważ szkołę można pozwać za "nękanie", rasizm, dyskryminację itd., nikt na to tutaj nie pozwala. Strach przed utratą pieniędzy wpływa niezwykle stymulująco na władze szkolne utrzymujące porządek wsród młodzieży. Można ? Można ! A u nas w kraju cały czas wszyscy na ten temat debatują, jak to ugryźć. Taaak wystarczy zagrozić komuś pozwem i perspektywą wysokiej grzywny. Najlepsze są najprostsze rozwiązania.

I na koniec szkolnych klimatów - Zarzadzający ruchem. Przed szkołą, gdzie podjeżdżają wszystkie mamy w piżamach, dwa razy dziennie steruje ruchem staruszek. Nie wiem ile ma lat, ale myślę, że spokojnie 80 urodziny obchodził już jakiś czas temu. Jest to ewenement na skalę tej małej społeczności, przyzwyczajonej do ogólnego wyrafinowania. Widuję go dwa razy dziennie i zawsze dzielnie tworzy korki, wita się ze wszystkimi, przypomina o ciepłych ubraniach i o tym, żeby słuchać nauczycieli, przybija piątki, wszystko to robi na środku ulicy, a wypasione samochody karnie stoją i nawet nie pisną. 

Kiedyś dla mnie zrobił taki korek, super uczucie ! Jak przez parę dni chorował, to postawili w to miejsce przystojnych, młodych, napakowanych policjantów, ale mimo interesujących widoków to nie było to samo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz