sobota, 2 grudnia 2017

Dekorowanie domu, czyli przyszła kryska na szaloną Matkę Polkę

Jak to się mówi "karma do mnie wróciła". Patrzyłam z zażenowaniem, jak sąsiedzi zaczynają dekorować swoje domy i ogródki w listopadzie i teraz się to na mnie zemściło. 

Chcąc przynajmniej zachować pozory przyzwoitości, postanowiłam wstrzymać się z procesem ozdabiania do grudnia. Dzisiaj wystartowałam, lądowanie było bolesne. 

Do pierwszego drzewa podeszłam z dzikim entuzjazmem, nalatałam się w kółko jak pies, ale pięknie udało mi się je okręcić lampkami. Do drugiego drzewa podeszłam spokojniej, ale cały czas pełna wiary we władne siły. Naiwniaczka ! 

Gdzieś w połowie lampek, okazało się, że potrzebuję wsparcia do pracy na tzw. wysokościach. Przytargałam wysokie krzesełko z kuchni, bo nie dorobiliśmy się jeszcze drabiny. Całe szczęście, że w tym momencie wróciła moja rodzina z zakupów, dzięki czemu mąż miał okazje złapać mnie jak Danuśkę z Krzyżaków. 

Dokończyliśmy drugie drzewo razem, następnie zaatakowałam krzaczek, wbrew oczekiwaniom był jeszcze gorszy niż drzewo bo kłuł w rożne części ciała. 

W tym samym czasie moje starsze dziecko ambitnie wzięło się za dekorowanie drzwi wejściowych. Po rożnych próbach okazało się, że najwygodniej będzie robić to z ubikacji. Tak więc ja tkwiłam w krzakach, a moja pociecha dyndała malowniczo obwieszona lampkami przez okno z kibla. 

Niesamowite było w tym całym procesie także to, że robiliśmy to wszystko na totalnego czuja, bo świeciło słońce, jak w rozkwicie lata i nie można było zobaczyć co i gdzie się może świecić.

Chyba w tym momencie uświadomiłam sobie geniusz i mądrość, płynąca z wieloletniego doświadczenia sąsiadów. Nic dziwnego, że zaczęli miesiąc temu, dzięki temu mogą się ruszać. Jeden komplecik lampek dziennie i gdzieś w okolicy świąt wszystko im świeci. Mnie chwilowo nic nie świeci, bo nie wiem jak to wszystko podłączyć i połączyć. W dodatku mam takie niejasne wrażenie, że mamy za mało lampek. Jak zgłosiłam rodzinie moją wątpliwość, mąż wyraźnie zbladł. 

Oczywiście, żeby nowej tradycji i wszystkim moim dziecięcym marzeniom stało się zadość, pojawiły się też Myszki: Miki i Mini. Tu litościwie, dla mnie okazało się, że wystarczy je podłączyć do prądu, rosną jak balon i świecą same od środka.

Teraz wszyscy lekko oszołomieni czekamy do zmroku, żeby zobaczyć ile tysięcy lampek nam brakuje.

2 komentarze:

  1. Pisz, pisz! Z niecierpliwością czekam na kolejne odcinki tego dreszczowca 😜😎!

    OdpowiedzUsuń