czwartek, 30 listopada 2017

Fryzjer, czyli walka na nożyczki

Moje włosy, żyją własnym życiem. Ja osobiście darzę je głębokim uczuciem  i mam nadzieję, że zostaną ze mną jeszcze bardzo, bardzo długo, ale w praktyce oznacza to, że są mocno nieprzewidywalne i nie dogadują się dobrze z fryzjerami. 

Od czasów niemowlęcych włosy miałam obcinane chałupniczo, w domu przez Mamę i Ciocię. Dzięki Bogu obie były i nadal są bardzo utalentowane w tej dziedzinie, ale teraz znajdują się niestety trochę za daleko, żeby się mną zająć. A szkoda ! 
W swoim życiu spotkałam, trzy Panie fryzjerki, które rozumiały moje włosy. 

I oto "nadejszła wiekopomna chwiła". Całą rodziną udaliśmy się do fryzjera. 

Usług potrzebowała tylko męska cześć naszego stada i ja. Najpierw przytomnie załatwiliśmy facetów. 
W tym celu umówiliśmy się do męskiego zakładu fryzjerskiego. 

Tu mała dygresja: mój mąż u fryzjera traci zupełnie asertywność. Oznacza to, że jeżeli nie czuwam obok to mogą z nim, a konkretnie z jego włosami zrobić straszne rzeczy. Przerabialiśmy to w Polsce, okazało się, że za Wielką Wodą mężowska odporność na wdzięk Pań stylistek jest taka sama, czyli żadna. 

Zgodnie wpakowaliśmy się do zakładu, który wyglądał łudząco konserwatywnie i spokojnie. W oczach dwóch Pań dostrzegłam znajomy, szalony błysk. 

Rozpoczęły od propozycji fryzur. Pierwsza poddała się fryzjerka, której trafił się nasz syn. Ignorując całkowicie jej twórcze zapędy (wygolone boczki, wzorki i grzyweczka a'la kogucik czy przepraszam jakiś tam piłkarz), zaordynowalam strzyżenie na barana. Dosłownie tak jej to powiedziałam. Pani spojrzała na mojego syna współczującym wzrokiem, ja spojrzałam na nią morderczym. Zaczęła golić. Efekt jak zwykle, prosty, elegancki, po prostu cudo. 

W tym czasie druga cwaniara, rozpoczęła szybkie strzyżenie mojego męża, myśląc, że skoncentrowana na jednym odpuszczę drugiego. Nic z tego, jestem typem matki tzw. symultanicznym. Skoro rozumiem co do mnie mówi cała rodzina w tym samym czasie, to dwie kombinujące Panie fryzjerki na raz to jest po prostu Pan Pikuś. 

Zatrzymałam w trakcie strzyżenia drugą artystkę, przesłuchałam ją co dokładnie zamierza, wybiłam jej to głowy, następnie poinformowałam jak ma wyglądać mój mąż, który musi codziennie wychodzić z domu i poruszać się po ulicach bez wzbudzania zamieszek. Muszę powiedzieć, że tu nie poszło mi tak łatwo jak z synem, ale ponieważ stałam nad nią jak dusza pokutująca to w końcu odpuściła. Westchnęła tylko cieżko. 

Ale żeby nie było, wszystko odbyło się w niezwykle przyjacielskiej, pełnej uśmiechu amerykańskiej atmosferze. Nie wiem jaki napiwek dał mój mąż, ale najwyraźniej wystarczający, bo Panie stylistki nam machały na do widzenia. Możliwe, że miały nadzieję, że następnym razem moi panowie przyjdą sami, NIEDOCZEKANIE ! 

Następnie udaliśmy się do salonu dla Pań, w celu poprawienia mojego wyglądu, tudzież samopoczucia, bo u kobiet na ogół jedno jest nierozerwalnie związane z drugim. Mąż, rozumiejąc powagę sytuacji zabrał dzieciaki i zostawił mnie samą na placu boju. 

Salon przytomnie wybrałam z polecenia jednej, znajomej, fajnej mamy. Już w wejściu uderzyły we mnie pozytywne wibracje, lampki, romantyczna muzyczka i uśmiechnięty, niezwykle przyjacielsko nastawiony manager. 

I to była czysta klasyka: mulat i gej, ubrany jak z romantycznej komedii. Gwoli wyjaśnienia, nie jestem homofobem i mam nadzieje, że rasistką też nie. Był taki słodziakowaty, że od samej rozmowy z nim od razu poczułam się piękniejsza. Dał mi coś w rodzaju szlafroczka, sugerując, że się przegrzeję, a tego byśmy przecież nie chcieli. No nie, nie chcielibyśmy zdecydowanie ! 

Następnie przekazał mnie w ręce dwóch pań, pierwsza umyła mi włosy i strzeliła mały masaż, już w trakcie mycia, zaczęłam się zastanawiać, że może odpuszczę sobie strzyżenie i skoncentruję się na samym masażu. 

Zanim się jednak zorientowałam zagarnęła mnie druga pani i rozpoczęła wywiad środowiskowy. Bez żadnych zastrzeżeń zaaprobowała moją wizję fryzury, a potem wszystko potoczyło się podobnie jak w kraju. Pod koniec zabiegów upiększających, miałyśmy obgadane wszystkie tematy rodzinno-życiowe. 

Do końca nie wierzyłam, że pani nie ciachnie mi czegoś za bardzo lub nie przyklepie,  ale okazała się brylantem czystej wody ! Zostawiła mi tylko trochę za długą grzywkę, ale stwierdziłam, że z grzywkami mam doświadczenie i ciachnę ją sobie sama w domu. 

Opuściłam salon lewitując. W domu skróciłam grzywkę. Dobrze jest przeżywać przygody i poznawać nowe kraje, ale jak to wspaniale, że pewne rzeczy są wszędzie takie same.

2 komentarze:

  1. A jak taka usługa kształtuje się finansowo? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam porównania, nas to kosztowało od 25 do 50 USD, w zależności od osoby.😉

      Usuń