środa, 20 maja 2020

Na barana, czyli co się może przydarzyć po dwóch miesiącach izolacji


Po ponad dwóch miesiącach izolacji, stwierdziłam, że może mieć ona bardzo szkodliwy wpływ na zachowanie odizolowanych jednostek. Pominę fakt obsesyjnych zakupów różnych artykułów z papierem toaletowym w roli głównej, bo te działania raczej nie szkodzą bezpośrednio, najwyżej rujnują budżet domowy. 
Okazało się w praktyce, że najbardziej niebezpieczne dla współczesnego człowieka płci obojga, może być brak fryzjera i kosmetyczki.

To co zdesperowane kobiety, (mężczyźni też, ale zdecydowanie rzadziej), są w stanie ze sobą zrobić i jeszcze efekt owych szalonych działań, udostępniać na youtubie, przeszło moje najśmielsze wyobrażenia. Od produkcji kosmetyków metodą mocno chałupniczą, efektownych koloryzacji włosów dziwnymi substancjami, na obcinaniu włosów w warunkach ekstremalnych skończywszy.
Co ciekawe wygląda  na to, że niektóre metody strzyżenia, mimo nowoczesnych trendów, zostały wzięte żywcem z literatury, (strzyżenie na garnek na przykład).

Szczęśliwie moja Córka już jakiś czas temu zapuściła włosy, którymi teraz malowniczo powiewa i ja również poszłam w jej ślady, chociaż powiewam zdecydowanie mniej.
Spokojne o swój wizerunek kobiet gotowych na wszystko, (na przykład na pokazanie się w miejscu publicznym), mogłyśmy z rosnącym zainteresowaniem obserwować naszych mężczyzn, których fryzury zaczęły przypominać pęczek szczypiorku, w który walnął piorun.

Mąż twardo czekał na otwarcie zakładów fryzjerskich, wreszcie się poddał i kupił maszynkę do strzyżenia i golenia w warunkach domowych.
Piękne urządzenie zostało nam dostarczone kurierem. Wyglądało niezwykle profesjonalnie, tylko jakoś zabrakło profesjonalnej załogi do obsługi.
Przy bliższym "zapoznaniu się" okazało się, że maszynka w gruncie rzeczy jest dość łatwa w obsłudze. Do głównego urządzenia pozbawiającego włosów i produkującego warczące dźwięki dołączone były koncówki odpowiedzialne za długość włosów. 
I tak w zależności od nastroju można było ogolić klienta na: 

tryb nr 1: wczesny Kojak, czyli wszyscy wiemy jak, 
tryb nr 2: późny Bruce Willis, czyli prawie na zero, 
tryb nr 3: rekrut, bez możliwości wykręcenia się od służby,
tryb nr 4: zrezygnowany żołnierz po przysiędze,
tryb nr 5: uroczy jeżyk, gotowy na upały.

Na pierwszy ogień poszedł Junior, wystrzygłam go do połowy i zaczął przypominać skrzyżowanie pieczarki z podgolonym, polskim szlachcicem.
Szczęśliwie dla niego użyłam koncówki nr 5, także miał jeszcze szansę na poprawę ogólnego wizerunku w trybie późniejszym, jak mi się go uda złapać.

Potem procesowi poddał się szanowny małżonek i tu nastąpił dramatyczny zwrot akcji, bo o ile Junior spokojnie mógł się pokazać na ulicy to mąż już tak średnio, chyba że w koszarach.
Mężuś wybrał bowiem sobie upatrzoną końcówkę i uparcie twierdził, że to jest jego normalna długość. Powiem krótko wyszło krótko. Okazało się, że mąż zastosował u siebie nr 3 i idealnie nadaje się teraz do wojska. Pocieszające jest tylko, że włosy mu szybko rosną i za jakiś miesiąc powinien wejść na poziom żołnierza po przysiędze, zmierzającego ku cywilizacji.

Junior, który wyglądał jakby uciekł w połowie procesu strzyżenia, co nie odbiegało daleko od prawdy, w końcu się poddał i dokończyliśmy z Córką dzieło zniszczenia. Szczęśliwie dla niego to my wybrałyśmy końcówkę i dostał fryzurkę, a la uroczy jeżyk, czyli najdłuższą, możliwą długość.

I właściwie nic by w całym procesie nie było szokujacego, (oczywiście oprócz wyglądu mojego męża), gdyby nie fakt, że wykorzystując piękną pogodę i naturalne światło, strzygłyśmy naszych chłopaków w ogrodzie.
Na swoje usprawiedliwienie mam tylko fakt, że po dwóch miesiącach izolacji ludziom przychodzą do głowy różne, dziwne pomysły, a ja mogłam na przykład wymyślić w ogrodzie innego rodzaju depilację, a nie kulturalne strzyżenie.

Słoneczko świeciło, ptaszki w szoku i w strachu o własne piórka przestały śpiewać, włos się sypał, a za oknami nasz sąsiad tyran-psychopata prawie zszedł na zawał. 
Część jego okien wychodzi na nasz ogród i choć zawsze je zasłania czarnymi zasłonami, jakoś dziwnie często zostawia sobie szparkę w celach poznawczych.
Pisałam już o nim kilkakrotnie, jest to Grek z zapędami dyktatorskimi, wzmocnionymi posiadanym majątkiem. Jego żoną, jest przemiła kobieta, której nie wolno się ze mną kumplować, bo mogłabym namówić ją do czegoś okropnego, na przykład, żeby przestała być służącą we własnym domu, a zaczęła myśleć samodzielnie i po prostu żyć.

Otóż w oczach despotycznego sąsiada moja działalność musiała mieć cechy strasznej patologii. Mało tego, że ośmieliłam się ogolić swojego pana i władcę jak barana, to jeszcze zrobiłam to na oczach sąsiedztwa i nie oberwałam z tak zwanego liścia, szokujące.
Już prawie chciałam zaproponować, że jemu też strzelę taką fryzurkę na Kojaka, ale zabarykadował się w domu.
Może powinnam wystawić sobie taborecik koło skrzynki pocztowej i proponować przechodzącym osobnikom płci męskiej strzyżenie, (zamiast lemoniady).

Załączam kilka zdjęć uparcie szalejącej wiosny, bo jak wyglądał Kojak wszyscy wiemy.









2 komentarze:

  1. :) :) :)
    a wiosna piękna u Was i taka .... koralowa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie się dziś udało dostac do fryzjerki!!!! I uwaga, jak zazwyczaj pojawiał się 1 pan na ok 10-15 pan, to tym razem było w proporcjach 1:3, i pozostałości włosów z nich było niesamowicie dużo😂
    Wiosna cudowna, podobnie u nas, tylko jednak chłodniej... pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń