piątek, 17 kwietnia 2020

Szaleństwa izolacji, czyli byle do lata ?

Dzisiaj mija dokładnie 37 dni naszej izolacji. Zaczęłam liczyć, co oznacza, że zaczyna się robić ciekawie.
Tak sobie myślę, że jedyną grupą, która nie zabiera głosu w sprawie pandemii są ekolodzy.
Od lat słyszę, że "zima zaskoczyła drogowców i "ekolodzy biją na alarm", a teraz cisza, nikt nikogo nie bije i nie zaskakuje. Zima się skończyła, drogowcy mają chwilowo spokój, a ekolodzy milczą i nic dziwnego, bo oto właśnie nasza planeta dość dosadnie pokazuje jak bardzo jej przeszkadzamy i że bez nas może być tylko lepiej. Generalnie jest to bardzo smutne chociaż prawdziwe niestety.


Oto po 30 latach z Indii widać Himalaje, delfiny pływają w Wenecji, podobno zmniejszyła się dziura ozonowa podobnie jak efekt cieplarniany.
Natura jak widać radzi sobie całkiem nieźle podczas izolacji, z ludźmi jest już gorzej niestety.
Teraz możemy na własnej skórze odczuć jak to jest być zaszczutym zwierzęciem. Siedzimy w zamknięciu, martwimy się o jedzenie, straciliśmy wpływ na nasze życie, a widmo ciężkiej choroby czai się za drzwiami, (dosłownie i w przenośni).



Tak sobie myślę, że najgorszy obecnie jest ten szum informacyjny pełen sprzeczności.
Zwierzęta też chorują, zwierzęta nie chorują tylko przenoszą chorobę, ibuprofen szkodzi, ibuprofen nie szkodzi, paracetamol pomaga, paracetamol nie pomaga, wirus nie lubi wysokich temperatur, lubi bo w Australii ludzie też chorują, itd.
Chociaż jak dla mnie największą tajemnicą są Indie. Myślę, że wszyscy raczej tam oczekiwali wielkiego wybuchu pandemii, a tu spokój, (i mam wielką nadzieję, że tak zostanie).
I o ile mam wątpliwości co do wiarygodności doniesień z Chin, o tyle myślę, że świat zauważyłby, gdyby w Indiach ludzie zaczęli umierać jak we Włoszech.
Nie wspominając już o ilościach zachorowań, doniesienia ze świata powalają, aczkolwiek  chociaż część krajów stara się o rzetelne dane, wszyscy się zgadzają, że i tak wszystkie liczby są zaniżone.


A najlepsze są informacje, że są kraje o dziwnych nazwach, (na chwile obecną konkretnie 16), gdzie wirus nie doleciał. Należą do nich na przykład wyspy Polinezji i Korea Północna. I o ile z odwiedzinami w Korei Północnej byłabym ostrożna, o tyle spokojnie zapakowałabym całą rodzinę i prysnęła na Samoa.
Syndrom ucieczki jak nic, chociaż to prawie wstyd mieć jakieś ciągoty, kiedy mamy dostęp do ogrodu, gdzie możemy siedzieć na luziku bez maseczek i rękawiczek, chociaż pogoda chwilowo nas nie rozpieszcza, (ok. 5 stopni Celsiusza), więc rękawiczki mogą się przydać, tylko zimowe.


Tylko z drugiej strony, to jednak wolałbym zmierzyć się z tą pandemią w Polsce. 
Bez względu na to co pisze się na świecie o amerykańskiej służbie zdrowia, brutalna prawda jest taka, że tutaj ludzie bardziej boją się rachunków za leczenie niż samej choroby.
Nie sadzę, żeby można było oczekiwać cudów od państwa, w którym co roku na grypę bez zagranicznej mutacji umiera tysiące ludzi.
W Stanach nie ma, (przynajmniej jeszcze), obowiązku noszenia masek. Tak na oko połowa ludzi je nosi bo chce, a druga nie nosi bo albo nie ma do tego przekonania, albo się boi.
Konkretnie chodzi o Afroamerykanów, którzy dość ostrożnie podchodzą do tego tematu, bo boją się, że zostaną zastrzeleni jak zasłonią twarze. I to nie jest mój wymysł, żeby trochę zszokować czytelników tylko fakt. Mój mąż, który uparcie śledzi co się dzieje i nie chce przyznać, że taka wiedza może być bardzo szkodliwa dla psychiki, podrzuca mi takie ciekawostki.


Zakupy, które tutaj tak jak i wszędzie przestały być zajęciem przyjemnym, czy chociażby normalnym, stały się doświadczeniem z gatunku traumatycznych.
Ludzie zachowują się agresywnie, jeżeli usłyszą, że ktoś ma katar, albo kaszel, albo stanie za blisko.
Co jeszcze nie jest najgorsze, bo podobno Amerykanie są w stanie strzelać do samochodów z rejestracją nowojorską, jeżeli takowe zapuszczą się do innych stanów, 
(i to również nie jest konfabulacja).


W izolacji jest też trochę aspektów humorystycznych. Na przykład włosy. Siedziałam wczoraj zadumana nad naszą przyszłością i nagle przyszło mi do głowy, że powinnam coś zrobić z włosami, bo jakoś tak zarosłam i grzywa mi faluje.
Podzieliłam się moim świetnym pomysłem z rodziną, reakcje były dość zbliżone, mąż lekko się zapowietrzył i powiedział: 
"Kochanie, wróćmy do tego tematu za miesiąc, to taka faza minie ci".
Córka za to zareagowała bardziej konkretnie: 
"No nie mamo, ty nie możesz być taką babą, których jest pełno na youtubie, co obcinają sobie włosy bo im bije izolacja i potem faktycznie nie mogą wyjść z domu".



W związku z tym ciągoty do przekonania się czy mam talent fryzjerski mi chwilowo przeszły, a w dodatku przecież i tak chciałam sobie trochę zapuścić włosy to zapuszczam.
Przy okazji moich fryzjerskich rozterek okazało się, że po papierze toaletowym, który zniknął bezpowrotnie ze sklepów, przyszła kolej na produkty do koloryzacji włosów.
Jak się ta izolacja wreszcie skończy, to się zrobią na ulicach kolorowe jarmarki.


Moje dzieci również starają się odnaleźć w nowej rzeczywistości.
Córka maluje, na razie same optymistyczne obrazy, jak zacznie malować cmentarze to zacznę się martwić.
U biednego Juniora natomiast wystapiło coś w rodzaju zmęczenia materiału. 
Wygląda jakby zaczynało mu się przeziębienie, ale na tym etapie ciężko powiedzieć. 
Jak Bóg da, to się rozejdzie po kościach.
A póki co syn dostarcza nam rozrywki. Ostatnio mąż był świadkiem lekcji on line i tak się śmiał, że ledwo mógł mowić.
Scenka wygladała następująco, Junior połączył się z panią i resztą klasy, zapytany jak się miewa, (How are You ? to nie jest tutaj pytanie o zdrowie niestety), poleciał po całości. Można powiedzieć, że już nawet  nie wyszły, ale wybiegły z niego wszystkie frustracje izolacyjne.
Najpierw skupił się na swoich dolegliwościach fizycznych, (troche ubarwił, mężczyźni tak mają), czym wprawił nauczycielkę w panikę, a potem rozpoczął dość długi wykład jak nieodpowiedzialni są Amerykanie, że wychodzą z domu, a ludzie umierają, bo w Polsce to nie wychodzą, a jak wychodzą to płacą straszne kary (cytat).
Żołądkował się tak dość długo w końcu pani nieśmiało zaproponowała, żeby wrócili do rozwiązywania zadania, bo to była matematyka.



1 komentarz:

  1. Brawo Młody, typowy Polak z niego wyszedł, po mamusi 😘😝

    OdpowiedzUsuń