wtorek, 7 kwietnia 2020

Konferencja Juniora, czyli izolacja w domu i na świecie

Zaczęliśmy czwarty tydzień izolacji, (zabrzmiało apokaliptycznie, ale co robić).
Żyjemy, rozmawiamy ze sobą, do rękoczynów nie dochodzi, tylko mąż podejrzanie często lata dookoła domu, (twierdzi, że dla zdrowotności).
Karmię całą rodzine witaminą C i wentyluję w ogródku w czym energicznie pomaga mi nasza Kotka, która wymyśliła sobie, że jest dzikim kotem.

Po jednym ze spacerów, Junior wpadł do domu pełen ekscytacji, że nasz kociak pobił się strasznie z jakimś potwornym, dzikim zwierzem w krzakach.
Po przeprowadzeniu dokładnego śledztwa w ogrodzie, okazało się, że na 95 procent to była żaba, aczkolwiek istnieje małe prawdopodobieństwo, że kot oberwał na odlew od wiewiórki.
Dodatkowo okazało się, że nasza Kotka jednak wyciąga wnioski ze swoich przygód, mianowicie zeżarła muchę, za to jak przyleciał bąk to uciekła.
Po kilku spektakularnych wypadach do sąsiadów, rozpoczęliśmy akcję pod tytułem: "drapieżnik na smyczy" i teraz uczymy kota, żeby trochę odpuścił z tej dzikości, bo możemy nie zawsze dać radę na czas go uratować przed nim samym.

Czas pokaże kto jest bardziej zdeterminowany, ale jak patrzę na moją Córkę, która wzięła sobie za punkt honoru, żeby trochę kociaka wychować, to Kotka nie ma większych szans.
Przy okazji dotleniania się z drapieżnikiem, zobaczyłam po raz pierwszy w życiu jak dyszy kot. Otóż wygląda to bardzo arystokratycznie, bohaterka wysuwa języczek zwinięty w rureczkę i sapie. Nie obślinia się przy tym jak pies, ale kładzie się dystyngowanie jak sfinks. Po prostu puchate wyrafinowanie w czystej formie, które utrzymuje się do momentu radosnego tarzania w czym się tylko da, bo potem jest już tylko uświniona Puchatość do czyszczenia.

To tyle, jeżeli chodzi o przygody na zewnątrz. W domu też jest ciekawie, bo edukacja na odległość, co jak chyba obecnie dowiedzieli się rodzice na całym świecie, to jest wyzwanie.
Ten proces jest w Stanach o tyle łatwiejszy, że wszyscy tutaj dysponują sprzętem i dzieciaki nie muszą walczyć o dostęp do komputera ze sobą i z pracującymi rodzicami.
Na początku proces nauczania przebiegał na zasadzie zadawania materiałów, wielkich prac domowych i sprawdzianów on line. 
Od paru dni obie szkoły rozpoczęły "spotkania" lub nazywane inaczej "lekcje na żywo". W praktyce nauczyciel łączy się z klasą, wszyscy widzą się nawzajem na kamerkach i usiłują pochłaniać wiedzę. Co do efektów mam pewne watpliwości, ostatnio cała klasa Juniora pokazywała sobie swoje zwierzaki. Oczywiście syn zaprezentował swoją Kotkę, ledwo się zmieściła na ekranie.

Za pierwszym razem wlazłam w kadr, na szczęście nie w piżamce, ani żadnym, innym nocnym stroju, ale przytomna specjalnie nie byłam, (sytuacja miała miejsce o poranku).
Podobno ludzie dzielą się na świtki i nocniki i ja jestem zdecydowanie takim, nocnym naczyniem.
Na swoją obronę mam tylko fakt, że moje dzieciaki urządziły domową szkołę w kuchni i zaanektowały stół na potrzeby nauki, a musiałam sobie chlapnąć herbatkę z rana.
I teraz w kuchni mam szkołę interaktywną, a na pięterku centrum finansowe, (też on line), bo tu z kolei mój szanowny małżonek prowadzi rozmowy całym światem. 
Całe szczęście, że tutaj wszystko działa częściej na zasadzie grupowych rozmów telefonicznych, bo jednak nie mam ochoty uczestniczyć w tych pogaduszkach leżąc w łożku, (nawet przez sen).

Ostatnio w tym samym czasie Mężuś i Córka działali on line, kiedy wpadł na mnie Junior i oznajmił: " Mamo ja tu zaraz mam konferencję", zwątpiłam, wzięłam telefon, wyszłam z kotem do ogródka i też sobie walnęłam konferencję z Mamusią.
Kontynuujemy tradycję rodzinnych wieczorków filmowych. Jesteśmy po "Sherlocku Holmesie", "Top Gun" i kilku lekkich komedyjkach na życzenie Juniora.

A co się dzieje na świecie ? W naszej, spokojnej, nudnej, snobistycznej okolicy, w której nikt nie zamykał domów, a systemy alarmowe służyły do dekoracji, ukradli 300 wypasionych samochodów.
Za to w Hongkongu para pand zaczęła się rozmnażać, bo okazało się, że dzięki zamknięciu ogrodu zoologicznego zyskała więcej prywatności i tej postawy się trzymajmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz