czwartek, 2 kwietnia 2020

Manewry w ogrodzie, czyli Puchatość kontra bąk

Nasza Kotka, chodząca puchatość zapałała miłością do przebywania na łonie natury. Niestety sympatią do szeleczek już nie zapałała i trzeba za nią latać po ogródku z obłędem w oczach i rozwianym włosem, żeby nie uciekła, ewentualnie nie wdawała się w bójkę z wiewiórkami.
Wiewiórki, całe szczęście póki co trzymają się na dystans i prowadzą dokładne obserwacje białego potwora z góry.

Jak dla mnie takie zachowanie ma dużo sensu, bo w naszej okolicy mieszka kilka kotów i nie są to milusie fajtłapy tylko samodzielne, nieprzystępne kocury, w związku z tym jak jest się małym gryzoniem trzeba zachować czujność.
Myślę, że jest to tylko kwestia czasu kiedy do wszystkich zainteresowanych dotrze, że nasza Kotka z drapieżnika ma tylko dzikie spojrzenie zwłaszcza jak atakuje listek na przykład, albo muchę. Naprawdę postrach okolicy.
Według mnie, w starciu nasz futrzak kontra wiewiórka, bezapelacyjnie wygrałaby wiewiórka przez nokaut psychiczny i kilka bolesnych ugryzień.


I teraz kiedy ten ziejący grozą futrzak odkrył uroki "wczasowania się" w ogródku, staje przy drzwiach do ogrodu i czeka aż ktoś z nim wyjdzie, albo chociaż otworzy drzwi, niestety nie robi tego w milczeniu, tylko wydziera się jak dusza potępiona, a koty jak wiemy są w stanie wydawać dźwięki lekko ścinające krew w żyłach ewentualnie wywołujące stany lękowe.

Najpierw poddały się dzieci i wyprowadziły Puchatość na spacerek, (bez szeleczek bo dała dyla). Wiał wiaterek, słoneczko świeciło, listki latały kociak oszalał ze szczęścia. Dzieciaki trochę mniej, bo Kotka załatwiła im regularne manewry wśród krzaków.


Za jakiś czas, ja dobra dusza, (lubię tak o sobie myśleć), poddałam się i wyszłam z tym potworem na dwór i teraz to mnie zorganizował obóz przetrwania. Najpierw Kotka szalała standardowo, jak wiadomo liście potrafią być bardzo agresywne i atakować podstępnie znienacka. 

Potem przyleciał wielki bąk i nasz super inteligentny kot zaczął z nim zabawę w berka. Chwilkę to trwało, powiem tylko, że w końcu zirytowany bąk oddał i to na odlew. 
W efekcie kawałek pyska naszej Kotki lekko napuchł, a ona sama wyglądała jakby nie za bardzo rozumiała co się właściwie stało. Szcześliwie dla niej bąk zrezygnował z zabawy i odleciał, bo już całkiem wyglądałaby jak futrzana piłka.
I nagle kiedy już sobie myślałam, że posiedzę trochę na słoneczku, kociak wystartował do biegu i rozwinął prędkość o jaką bym go nigdy nie podejrzewała, a ja oczywiście rzuciłam się za nim, (o taki zryw też już raczej siebie nie podejrzewałam).



Zrobiłyśmy wielkie koło, a już w pędzie zaczęłam się zastanawiać, co my tak do ciężkiej cholery gonimy, jaguara ?

Wreszcie zobaczyłam cel, przede mną śmigał królik, jeden z naszych zaprzyjaźnionych, prawdopodobnie Zdzisław.
Zrobił cwaniak dwa kółka i stanął, a Kotka zgłupiała i usiłowała przeskoczyć płot, co było o tyle ciekawe, że królik był po naszej stronie. Popatrzyliśmy na kociaka razem z królikiem w lekkim osłupieniu. Nie co dzień można zobaczyć taki intelekt w natarciu.
Poddałam się, nie będę wchodzić za kotem na płot, wystarczy już tej rozrywki jakiej dostarczyłam na dzień dzisiejszy sąsiadom.



Futrzak został deportowany do domu, ubrudzony, lekko opuchnięty, zziajany i szczęśliwy jak prosie w deszcz. To znaczy szczęśliwy był do momentu, jak sobie uświadomił, że to koniec ćwiczeń fizycznych na dworze.

Królik natomiast totalnie wyluzowany siedział sobie cały czas niedaleko i wtedy uświadomiłam sobie, że on doskonale wiedział, że ta nasza Puchatość nic by mu nie zrobiła. Instynktownie czuł brak agresji tylko chęć do zabawy. 
Jakie te zwierzaki są inteligentne, żeby to jeszcze mogło przechodzić  na ludzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz