sobota, 21 marca 2020

Pomidorowa jest dobra na wszystko, czyli izolacja

Pandemia, panika i przerażenie ogarnęło świat. Zabrzmiało to jak początek średnio ambitnego filmu katastroficznego z wieloma literami "p" w tytule. 
Parę miesięcy temu taka sytuacja byłaby mniej więcej tak samo prawdopodobna jak, informacja o lądowaniu kosmitów na Moście Świętokrzyskim w Warszawie. 
Przybysze z obcej planety nie zdecydowali się na wizytę, za to niewidoczny gołym okiem wirus, (bo wirusy tak mają), zatrząsł światem.
Nie będę tu nikogo katować statystyką zgonów i zachorowań, te wiadomości są powszechnie wiadome, skupię się na aspekcie izolacji.

Jak wszyscy wiemy, okazało się, że izolacja jest prawdopodobnie jedynym ratunkiem dla chorującej ludzkości, zaczęliśmy więc oswajać się z tą myślą.
Jak już wspominałam we wcześniejszym poście stanowe władze dość szybko zaczęły działać. Najpierw zamknęły szkoły i biura, a potem już poleciało z górki i zostawili otwarte tylko sklepy i apteki.
I tak oto rozpoczęliśmy izolację na amerykańskim przedmieściu, można powiedzieć potrójną, z dala od rodziny i przyjaciół, Ojczyzny i całej reszty ludzkości.
Paradoksalnie nie okazało się to straszne, bo do tej pory jakoś nie prowadziliśmy ożywionego życia towarzyskiego i ta izolacja wychodziła nam tak jakoś sama.

Mąż zaczął pracować zdalnie, a dzieci uczyć się również na odległość.
Zaczęłam obserwować moje stadko z ciekawością. Co było dość łatwe do przewidzenia zwierzaki się nie zorientowały, dzieci ucieszyły z nowej metody edukacji, a mąż urządził w naszej sypialni sztab kryzysowy i zaczął organizować nasiadówki dzięki połączeniom internetowym.

A ja jak typowa Matka Polka zaczęłam się martwić. Pozostając na razie w fazie wyparcia, że coś nas dopadnie, zainteresowałam się zaopatrzeniem i wyszła trauma z mojego dzieciństwa, wpadłam mianowicie w panikę, że zabraknie nam artykułów higieny osobistej. Najbardziej przerażał mnie brak pasty do zębów i mydła. Mąż, mój bohater wybrał się na łowy, wrócił obładowany kosmetykami, a ja zaczęłam się martwić o jego zdrowie. 

Ale wracając do naszej izolacji, na pierwszy rzut oka jakoś bardzo się nie różni od stanu sprzed epidemii, wszyscy sobie siedzą w swoich domkach i latają z pieskami za potrzebą.
Przestali nas odwiedzać koledzy Juniora i chyba po raz pierwszy w życiu siedzimy w domu całą rodziną bez widocznego powodu, co jest trochę szokujące.
Stwierdziłam, że oto trafiła nam się jedyna okazja, żeby poszerzyć trochę horyzonty naszym dzieciom i wprowadziłam rodzinne wieczory klasyki filmowej przy kominku. 
Zaczęliśmy od "Skrzypka na dachu", potem "Hrabia Monte Cristo", a w przerwie jakaś bajka i "Seksmisja".
O dziwo mój projekt edukacyjny zyskał powszechne uznanie i co wieczór mamy seans kinowy.
Zaspokoiwszy potrzeby duchowe skupiłam się na potrzebach ciała i ugotowałam wielki gar zupy pomidorowej, która jak wiemy jest dobra na wszystkie nieszczęścia tego świata, (jak się kończy, na życzenie gotuję następny).
I tak pomału zaczęliśmy odnajdywać się w nowej rzeczywistości, aczkolwiek nie opuszcza nas strach, jak chyba prawie wszystkich na świecie.

A jak reagują na przymusową izolację i niebezpieczeństwo zarażenia Amerykanie ? 
Na początku oprócz braku papieru toaletowego nic się nie działo, w momencie jak zamknęli szkoły rodzice zabronili kontaktów dzieciom, w związku z czym przestałam prowadzić świetlicę dla małych sąsiadów i szczerze powiem, że nie narzekam, bo potrzebowałam małej przerwy.
Za to zauważalnie uaktywnili się tatusiowie, którym pozamykali firmy na Manhattanie i zaczęli lekko głupieć. 
Biegają w legginsach lub z pieskami, ewentualnie katują ćwiczeniami fizycznymi pociechy. Ewidentnie im jest najciężej przystosować się do życia w zamknięciu.
Przy okazji okazało się gdzie jest ten papier toaletowy, który zniknął ze sklepów, nasi sąsiedzi mają go w garażu, zdaje się, ze nie za bardzo w związku z tym mają miejsce na samochód.

Mimo, zdawać by się mogło rozsądnego podejścia do problemu pewne rzeczy pozostały bez zmian. Cały czas uparcie mnóstwo ludzi łazi w krótkich spodenkach, (średnia temperatura 6-8 stopni Celsiusza), a podczas naszego spaceru po plaży widzieliśmy dzieci na bosaka moczące nogi w wodzie i bawiące się w mokrym piasku. Miałam ochotę podejść i walnąć moją rękawiczką, (jak już ja zdejmę) w łeb rodziców, tak honorowo.

Jest jeszcze grupa ludzi, która reaguje wręcz książkowo, zaczęły się rożne oszustwa i kradzieże, jedna obok nas. 
Można powiedzieć, że prawie byłam świadkiem owego przestępstwa. Głęboka noc, czytam sobie, rodzina śpi, nagle słyszę rozmowę na zewnątrz. Echo niosło, nikt nie krzyczał, no w końcu ludziom wolno się komunikować nawet po ciemku, wróciłam do lektury. W momencie kiedy już zaczęłam przysypiać nasza okolica się rozświetliła na kolorowo. Moją pierwszą myślą było, że ktoś wezwał ambulans i wirus jednak nas dopadł na tym, wypieszczonym przedmieściu, ale niewiele mogłam zobaczyć bez wychodzenia z domu, a jakoś nie czułam takiej, palącej potrzeby.
Następnego dnia o poranku nawiedziła nas policja w osobie dziarskiego funkcjonariusza, który przepytał nas na okoliczność posiadania kamer, bo to by im bardzo pomogło w ujęciu złodziei.
Kamer niestety nie mamy, wiec jako zródło informacji okazaliśmy się beznadziejni, pan policjant zapytał jeszcze troskliwie o nasze zdrowie i odjechał
Od tego czasu mój mężuś stracił przekonanie co do sielskości naszej okolicy.
Jak dla mnie sielskość się utrzymała, trzeba tylko zamykać wszystkie drzwi na noc.

A co do izolacji, będzie dobrze, bo wszystko kiedyś się kończy i te dobre i na szczęście te złe rzeczy.



2 komentarze:

  1. Trzymajcie się zdrowo. My tez w domu (ja zdalnie).
    Całusy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzieki ! Nie dajcie się wirusowi😚😊

    OdpowiedzUsuń