sobota, 14 marca 2020

Ciekawe czasy, czyli kiedy samotność jest jedynym ratunkiem

Ostatnio za każdym razem jak zabieram się do pisania i już prawie chcę coś "puścić", dość skutecznie hamuje mnie rzeczywistość. W efekcie wpisy czekają w kolejce, a ja w stresie trwam razem z resztą ludzkości. Wygląda bowiem na to, że dopadło nas (podwójnie), chińskie przekleństwo, "obyś żył w ciekawych czasach". 
Moja Córka, którą ze względu na młody wiek upływ lat jeszcze nie przeraża, podsumowała ostatnio początek 2020 roku następująco:

"Zaczęło się od groźby III Wojny Światowej najpierw z Koreą, potem z Iranem, wielkie pożary zaczęły pustoszyć Australię, (biedne miśki koala), a teraz mamy pandemię i realne zagrożenie zarażenia 70% populacji naszej planety okropnym wirusem, co przy jego śmiertelności ok. 2 %, oznacza, że 100 milionów ludzi przeniesie się na łono Abrahama, a dopiero mamy marzec".

I proszę jak jednym, rozbudowanym zdaniem można podsumować sytuację na świecie.
A zrobiło się strasznie i najgorsze, że raczej nie ma dokąd uciec, chociaż bilety na Karaiby podobno kosztują grosze. 
Myślę, że gdyby dzieci były młodsze, zapakowałabym moje stado i przysnęła gdzieś pod palmę.
Na razie doświadczam deja vu, czyli powtórki z wątpliwej rozrywki.
Puste półki, zamknięte granice, zakaz zgromadzeń i wszechobecny strach i panika.
Czołgów na ulicach co prawda nie ma i miejmy nadzieję, że nie będzie, ale strach o życie  smakuje podobnie mimo innego ustroju politycznego.
Nigdy nie przypuszczałam, że po latach szalejącej komercji znowu przyjdzie mi zmierzyć się z brakiem niektórych artykułów pierwszej potrzeby.

I tu wyszło na jaw jak przydatne jednak były te lata "słusznie minione".
Jeszcze zanim panika ogarnęła świat, moja Mama zarządziła zakupy w celu zorganizowania zapasów, gdyby wirus rozlazł się po Europie.
Telefonicznie zasugerowała mi podobne działania, a ja mając w pamięci kartki na żywność i papier toaletowy noszony przez wszystkich w formie naszyjników, pogoniłam męża.
Mężuś nie traktował poważnie obaw, ale jako człowiek spolegliwy posłusznie udał się na zakupy, ogłuszony tylko lekko listą. Królowała na niej  oczywiście woda, oraz mąka, cukier, makaron i ryż. Nie kupiliśmy papieru toaletowego bo po pierwsze mamy jeszcze zapas, a po drugie i tak go już nie było w sklepach. To był chyba ten pierwszy moment kiedy mój mąż przestał chichotać jak hiena. 
W sklepach oprócz tego było pusto i kulturalnie i nic nie zapowiadało paniki. W ciagu następnych dwóch dni zamknęli szkoły, zabronili przyjeżdzać do Nowego Jorku bez potrzeby, a na ukoronowanie tych rewelacji Prezydent Trump wstrzymał loty z Europy.
Następnym razem jak mężuś udał się do sklepu nie było miejsca na parkingu, a w środku  panował armagedon.

I tym sposobem siedzę w domu z moim stadem, (mężowi chichocik przeszedł jak ręką odjął), na amerykańskim przedmieściu, odcięta od świata i przerażona, bo jeżeli boję się czegoś bardziej niż podstępnego wirusa to jest to chorowanie na ówże wirus w Stanach.
Myślę, że to świetny moment na opisanie jak w tej sytuacji kryzysowej odnalazły się amerykańskie władze. I od razu rozwieję złudzenia, że Stany są swietnie przygotowane na epidemie, nie są, przynajmniej nie na tę.

Mimo ogólnego szumu informacyjnego, wszyscy zgodnie twierdzą, że Covid19 jest najgroźniejszy dla osób starszych i słabszych i wydaje się, że zaraża w duchu darwinowskim, (przeżyją tylko najsilniejsze jednostki).
Opierając się na tej wiedzy, stwierdziliśmy z mężem, że całe szczęście, że nasza Córka skończyła 18 lat i będzie mogła legalnie zaopiekować się bratem, gdyby nas wirus jednak dopadł.
Nie chcąc dodatkowo stresować potomstwa postanowiliśmy sprawdzić protokół postępowania, gdyby jednak coś się z nami zaczęło dziać. W tym celu mąż wszedł na stronę centrum kryzysowego i znalazł wskazówki amerykańskiego rządu co robić jak się jest chorym, (streszczenie poniżej).

Jeżeli jesteś zarażony wirusem Covid19, albo podejrzewasz, że jesteś zarażony przestrzegaj poniższych wskazówek, żeby nie rozprzestrzenić wirusa w swoim otoczeniu.

Zostań w domu i nigdzie nie wychodź, chyba że musisz do lekarza.
Odseparuj się od innych domowników i zwierząt.
Jak już musisz iść do lekarza to umów się wcześniej i uprzedź, że możesz być zarażony.
Noś maseczkę.
Jak kichasz i kaszlesz zakrywaj twarz i myj ręce mydłem.
Unikaj dzielenia z domownikami kubków, szklanek, talerzy, ręczników i łóżek.
Myj często ręce i dezynfekuj.
Myj i dezynfekuj powierzchnie płaskie.
Obserwuj uważnie jakie masz symptomy. Jeżeli zauważysz znaczne pogorszenie, to zanim udasz się do szpitala uprzedź o wirusie i noś maseczkę.
Zarażeni pacjenci mają pozostać w domach i izolować się tak długo jak potrzeba.

To tyle w temacie leczenia szpitalnego. Tutaj nikt nie ściąga chorych do szpitala, wszyscy mają się kurować w domu, a do szpitala jechać w ostateczności mając nadzieję, że znajdzie się dla nich miejsce, a nie znajdzie się, bo jeżeli spełnią się najgorsze prognozy miejsc będzie o trzy razy za mało. Nikt tu nie biega, żeby przeprowadzać testy na obecność wirusa, bo nie mają wystarczającej ilości testów dla wszystkich i muszą gospodarować nimi bardzo oszczędnie.
A środki do dezynfekcji zniknęły ze sklepów i aptek już ładnych parę dni temu.

Podsumowując, wygląda to następująco, trzeba się modlić, łykać coś na wzmocnienie i mieć nadzieję, że nic nas nie dopadnie, bo jak dopadnie to przynajmniej w pierwszej fazie będziemy zdani tylko na siebie.
Może ten strach, który ogarnął świat nas uratuje. Myślę, że po tym co stało się we Włoszech, ludzie zmienili swoje nastawienie do życia towarzyskiego i "niegroźnego wirusa".
Na youtubie można znaleźć filmiki jak Włosi śpiewają i grają na balkonach, żeby chociaż z daleka zobaczyć i usłyszeć innych ludzi.
Nikt nie chce umierać w samotności.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz