niedziela, 2 lutego 2020

Filozoficzne podsumowanie, czyli trochę życiowej niestrawności

Zamilkłam nie dlatego, że pogrążyłam się w rozpaczy, reagując w ten sposób na nowo nabytą dorosłość mojej Córki, ale dlatego, że życie przekarmiło mnie czekoladkami.
W filmie „Forrest Gump” pada kultowe stwierdzenie, że „życie jest jak pudełko czekoladek i nigdy nie wiadomo na co się trafi”, w kontekście życiowych zawirowań oczywiście.
Idąc dalej tym tokiem myślenia, jestem obżarta czekoladą do granic wytrzymałości. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że cierpię na lekką, życiową niestrawność, ale ponieważ nie tworzę bloga kulinarnego skupmy się raczej na problemach egzystencjalnych.

Ze sporym poślizgiem zabrałam się za próbę podsumowania Starego Roku. 
Ludzie to bardzo dziwne stworzenia. Uwielbiamy odliczać czas do końca roku, do końca wakacji itd, nie wspominając o masochistycznych noworocznych postanowieniach, które potrafią dać w kość.
Osobiście noworocznych postanowień nie robię, ale lubię po fakcie wpaść w samozachwyt, że udało mi się coś osiągnąć.
A że razem z końcem 2019 roku zakończyła się również dekada, to mogę powspominać na szerszą skalę.
W związku z tym wspomnienia zalały mnie jak fala tsunami i raczej nie wydaje mi się, żeby udało mi się je jakoś sensownie poukładać. Idę na żywioł.

Gdyby dziesięć lat temu ktoś powiedział mi, że dotrę na Karaiby nie uwierzyłabym mu.
Dopuszczałam możliwość, że uda mi się kiedyś, gdzieś dopaść jakiegoś samotnego wieloryba, moja desperacja potrafi dać wszystkim popalić, ale przeprowadzki na inny kontynent, wicia gniazda w obcym środowisku, zderzenia moich wyobrażeń z rzeczywistością amerykańską czy nabycia napuszonej  Kotki, nie było ani w moich marzeniach, ani w poważnych planach życiowych.

Jakiekolwiek nieśmiałe zamierzenia plątały mi się po głowie, musiałam nieźle rozbawić Pana Boga, skoro zafundował mi tyle niespodzianek.
W ciągu ostatniej dekady, odchowałam syna, (od przedszkolaka do cwaniaka), córka mi dorosła, (przynajmniej oficjalnie, według polskich standardów), mąż trochę osiwiał, ale ogólnie utrzymał formę i nie poddał się kryzysowi wieku średniego, w naszym życiu pojawiły się Świnki, Kotka i cała banda dzikich zwierzaków, doświadczyłam na własnej skórze, że różnice kulturowe mogą być bolesne, oraz przekonałam się, że podróże faktycznie kształcą, choć nie zawsze ta, konkretna wiedza jest pożądana.
Udało mi się spełnić kilka marzeń, co do których już straciłam nadzieję i co bardzo budujące, dorobić się paru nowych.
Sił mi ubyło, siwych włosów przybyło, ale w duszy ciągle gra, więc bilans wypada bardzo pozytywnie.

Z rzeczy “made in USA”, zobaczyłam rasizm, dyskryminację i ogłuszającą głupotę, Córka zdała amerykańską maturę, a Syn zaczął posługiwać się angielskim płynnie, może wciąż z małymi potknięciami, ale za to z perfekcyjnym akcentem.
U mnie akcent nie uległ niestety poprawie, za to posadziłam dwa drzewa, spróbowałam słonej czekolady z karmelem, widziałam ludzi chodzących w klapkach i w krótkich spodenkach w środku zimy i ponad dwa lata temu zaczęłam pisać blog.

Nigdy nie miałam cierpliwości do pisania pamiętników. Robiłam kilka podejść, ale zawsze kończyło się po dwóch tygodniach. Możliwe, że nie miałam o czym pisać, albo co bardziej prawdopodobne nie doceniałam wielu rzeczy, które mnie wtedy spotykały, wygląda na to, że ja również musiałam dojrzeć. 
Wbrew temu co uważa mój syn, nie urodziłam się dorosła, choć mnie też czasami trudno w to uwierzyć.

I tak właśnie wspominając, uświadomiłam sobie empirycznie, jak dużo jest prawdy w stwierdzenie Wisławy Szymborskiej: „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”. 
Chociaż ja poszerzyłabym to stwierdzenie, że mimo wszystko wiemy o sobie niewiele i zaskakujemy siebie cały czas. Nasza reakcja w obliczu jakiegoś dramatycznego wydarzenia, jeżeli się ono powtórzy często może być zupełnie inna niż za pierwszym razem.
Może to my jesteśmy tym pudełkiem czekoladek i to nasze decyzje, a nie życie czasami zaskakują wszystkich z nami włącznie. Tak naprawdę cały czas jesteśmy jedną, wielką niewiadomą.

I tylko kilka dobrych rzeczy pozostaje niezmiennych, przynajmniej u niektórych ludzi, (psychopatów pomijam): bezwarunkowa miłość Rodziców i Dziadków, (z dziećmi niestety bywa różnie), dobro i zwyczajna, szczera ludzka życzliwość, nazywana również przez niektórych człowieczeństwem.
Czasami wieczorny „telefon czy SMS od przyjaciela” jest w stanie rozjaśnić mrok i pozwala doczekać wschodu słońca, kiedy wszystko zaczyna się układać i niestrawność od czekoladek podsuwanych nam przez życie przechodzi.

W związku z moimi, filozoficznymi rozmyślaniami, życzę wszystkim nie na Nowy Rok tylko na zawsze, więcej człowieczeństwa i dobrych ludzi w życiu, żeby łatwiej było przełknąć te słodycze, (nawet słone i gorzko-kwaśne), które serwuje nam nasze życie, które i tak kochamy nad życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz