poniedziałek, 9 września 2019

Jedno, ocalone wspomnienie...

To nie jest moja historia i prawdę mówiąc, to nie ja powinnam ją opisać tylko moja Mama, która jako prawdopodobnie ostatnia w rodzinie zna ją najlepiej i na pewno zrobiłaby to dużo lepiej niż ja, ale jest oporna.
Oprócz nas tylko parę osób zna kawałki tej opowieści, z tej garstki moja córka jest najmłodsza i jeśli ona zapomni, a zapomni bo ma przed sobą całe życie pełne swoich, własnych, wspaniałych historii, to będzie tak jakby to wszystko się nigdy się nie wydarzyło.
A ja nie chcę żeby tak było, może kiedyś jakiś mój praprapotomek z nudów przeczyta wypociny prababci, (Boże jak to brzmi), i da tej historii drugie życie.
Nie ma ona nic wspólnego z Ameryką, szkołą, dziećmi, zwierzętami, problemami na emigracji itd.,a ja pojawiam się w niej na końcu, w charakterze mglistej zapowiedzi.
Nie udało mi się odtworzyć jej w całości, uczciwie będę zaznaczać, gdzie są białe plamy, ale wszystko co opiszę autentycznie się wydarzyło i nie ma w tym ani jednego słowa kłamstwa lub moich zapędów, żeby tworzyć opowieści fantastyczne z dreszczykiem w tle. 
To będzie zwyczajna historia o życiu niezwykłego człowieka, które skończyło się za wcześnie.

Wiele lat przed moim urodzeniem w rodzinie od strony Mamy pojawił się Wujek. Pojawienie przebiegło w sposób  bardzo naturalny, ożenił się bowiem z jedną z sióstr mojej Babci.

Cała historia zaczęła się w odrobinę romantyczny na odwrót sposób, bowiem ów Wujek zakochał się w Mojej Babci, która pechowo dla niego posiadała już świeżo zaślubionego męża, który oprócz walki w Wojsku Polskim i ucieczki przed Niemcami zdążył się dorobić młodziutkiej żony i nowo narodzonego dziecka, gdzieś tak w międzyczasie.

Tym niemowlakiem była moja Mama.


Wyprzedzając na chwilę fakty i mieszając w chronologii, w mieszkaniu u Siostry mojej Babci, (Cioci-Babci), wisiało centralnie wielkie czarno-białe zdjęcie ślubne, może dlatego, chociaż Wujek zmarł wiele lat przed moim urodzeniem, nie był dla nikogo anonimową postacią, a jego twarz jest jednym z obrazów mojego dzieciństwa. 
To był charyzmatyczny, czarnowłosy brunet, o niezwykle ciemnych oczach i przenikliwym spojrzeniu. Jako dziecko zupełnie nie zastanawiałam się czy był przystojnym mężczyzną, niewątpliwie miał w sobie to "coś". 
Po jego śmierci Ciocia-Babcia już nigdy nie spojrzała na żadnego mężczyznę, chociaż została czterdziestko paroletnią wdową.

Wujek w chwili poznania mojej Babci miał dwadzieścia kilka lat i był nauczycielem, zanim jednak zdążył założyć rodzinę, Hitler stwierdził, że starczy nam już tej wolności i wybuchła II Wojna Światowa. 

Wujek został zaaresztowany za słuchanie radia i to jest fakt, prawdopodobnie jego uroda nie okazała się specjalnie pomocna i jako ognisty brunet bardzo szybko trafił na celownik jako element wysoce niepożądany w nowym aryjskim porządku.

Bez żadnych sentymentów został zesłany do obozu koncentracyjnego, (nie wiem, którego), i w krótkim czasie przeznaczony do komory gazowej.


I tutaj pojawia się w tej historii ta część, która nie ma logicznego wytłumaczenia i w celu wyjaśnienia której, znowu muszę zaburzyć opisywanie kolejności wydarzeń.

Wujek w dzieciństwie, o którym niewiele wiadomo, poznał tabor Cyganów. 
Nie wiem czy podróżowali i odwiedzali okolice cyklicznie na krótko, czy pomieszkiwali dłużej. 
Musiało to wyglądać dość poważnie bo znali się przez wiele lat.
W taborze była stara Cyganka, (zawsze są), która umiała wróżyć. Nie na zasadzie "będziesz żyć aż do śmierci", ale potrafiła w kartach faktycznie zobaczyć przyszłość, co biorąc pod uwagę brutalną rzeczywistość, nie sadzę, że napawało ją jakąś, specjalną otuchą. 
Oprócz tych cech zadawała kłam wszelkim stereotypom. Przede wszystkim nie była biedna i wraz ze swoim mężem posiadała mocną pozycję w swojej społeczności. Była bezdzietna, jej jedyne dziecko zmarło i najwyraźniej Wujek ze swoimi czarnymi włosami i błyszczącymi oczami oczarował ją na tyle, że chciała go zaadoptować. 
Oferowała nawet rodzicom Wujka pieniądze, żeby oddali go pod jej opiekę oficjalnie. Tutaj złamała jeszcze jeden stereotyp, nikogo nie porwała i nie wywiozła w siną dal. Zaakceptowała odmowną decyzję, co nie zmieniło jej uczuć, uważała, że Wujek ma w sobie wyjątkowy dar i nauczyła go wróżyć z kart.
Sam fakt wróżb nie jest jakiś szokujący, znany od wieków, niesamowite w tej historii jest to, że one się zawsze sprawdzały.
Nie wiem kiedy Cyganka i jej tabor zniknęli z życia Wujka, niewątpliwie jednak ta znajomość zmieniła całe, jego życie.

Mimo dostępu do wspomnień więźniów obozów koncentracyjnych, zdjęć i wielu dokumentów, nie jestem sobie w stanie wyobrazić, co mógł czuć idąc na śmierć.

Może było mu już wszystko jedno, a może czuł, że nie nadszedł jeszcze jego czas, cokolwiek by to nie było, zaproponował Niemcowi, że mu powróży z zastrzeżeniem, że jeżeli wróżba się nie sprawdzi to sam pójdzie do komory gazowej. Właściwie dziwię się, że już wtedy go nikt nie zastrzelił, bo pola do negocjacji ani wyboru raczej nie miał. Udało mu się jednak zaintrygować hitlerowca, który dla kaprysu przyjął zakład, życie za spełnioną wróżbę, a może zwyczajnie się nudził i miał ochotę zabawić kosztem człowieka, którego i tak zamierzał wysłać na śmierć.


Jakim mężczyzną, (dzisiaj już takich nie robią), musiał być mój Wujek, skoro po rozłożeniu kart powiedział Niemcowi, że w ciągu kilku dni jego rodzina, czyli żona i syn zginą tragicznie. Podejrzewam, że w tym momencie był bliżej śmierci niż stojąc w kolejce do komory gazowej.

Niemiec wpadł w szał, (trudno się dziwić), mimo wszystko wstrzymał egzekucję, (poczucie honoru w piekle).


Rodzina hitlerowca, mieszkała w bezpiecznym domu na terenie Niemiec, z dala od wszelkich działań wojennych, w czymś w rodzaju leśniczówki. Prawdopodobieństwo, że coś im się stanie było zerowe.

Niemiec, aczkolwiek wyprowadzony z równowagi bezczelnym Polakiem, dlatego specjalnie się nie przejął wróżbą.

Nie przewidział, bo nikt nie mógł, że jeden z niemieckich samolotów, w drodze do Polski, "zgubi" przypadkiem jedną bombę nad lasem, która uderzy w mały dom. 
Jego rodzina zginęła.
Najbardziej szokujące w tej historii było, że nie tylko nie zabił Wujka, ale nawet nie mógł na niego patrzeć i bardzo szybko wysłał go do innego obozu koncentracyjnego.

Do drugiego obozu Wujek trafił już z odpowiednią adnotacją, że jest dziwny i wróży.

Zainteresował się nim następny Niemiec, z trochę wyższym stopniem wojskowym i wiekszą władzą.

Zażyczył sobie wróżby i tym razem, myślę, że szcześliwie dla Wujka, była pozytywna, mało tego sprawdziła się. Wujek dostał odroczenie śmierci i wylądował w kuchni.
Wróżył temu Niemcowi regularnie i właściwie tylko to ratowało mu życie.

Co mogło utrzymać ludzi w obozach, w tamtych czasach i warunkach przy życiu, oprócz nadziei i wiary ? Podejrzewam, że nic, na tym etapie nie było nawet szansy na cud.

Wujek zaczął wróżyć współwięźniom, mówił nie tylko kto przeżyje, kto wróci do domu, ile będzie miał dzieci, ale również co będzie się działo w obozie. 
Podejrzewam, że przepowiednia przeżycia jednego dnia, była dla tych ludzi co najmuje tak samo ważna, jak wizja posiadania wielodzietnej rodziny w bliżej nieokreślonej przyszłości.
Nie wiem czy mówił prawdę o śmierci, która w tamtych czasach miała więcej litości od ludzi.


Można prowadzić niekończące się dysputy, czy to jest możliwe, lub czy to były same, kosmiczne zbiegi okoliczności, ale faktem jest, że jego wróżby się sprawdzały, w krótkim czasie wyrobił sobie opinię osoby, która jestem stanie przewidzieć przyszłość.

Może przeżył cały ten koszmar, bo sobie wróżył, a może wręcz przeciwnie. 
Nigdy nie lubił wspominać tamtych czasów, wiadomo było, że był w kilku, rożnych obozach koncentracyjnych. 
Ostatnim był Oświęcim, który opuścił w momencie wyzwolenia przez wojsko Armii Czerwonej, paradoks naszej historii, jedyny w swoim rodzaju, kiedy kat stał się jednocześnie wyzwolicielem.


Wróżby uratowały mojemu Wujkowi życie. W pewnym momencie siedział w jednej celi z Cyrankiewiczem, któremu wywróżył długie życie i karierę polityczną pełną sukcesów.

Wyzwolony, wrócił do domu i ożenił się z siostrą Babci. Niestety już nigdy nie wrócił do pełni zdrowia, jego serce nie wytrzymało i zmarł kilkanaście lat po ukończeniu wojny.

Cała, moja rodzina wiedziała o zdolnościach Wujka, krótko przed jego śmiercią moja Mama w dniu swoich osiemnastych urodzin, dostąpiła zaszczytu wróżby dotyczącej całego życia. 
Dowiedziała się różnych, ciekawych rzeczy, między innymi pojawiła się zapowiedź mojego istnienia, (potwierdzona) i ostrzeżenie o poważnym wypadku samochodowym. 
Wygląda więc na to, że czasami można zmienić przeznaczenie. 
Wujek przepowiedział, jeżeli moja Mama pojedzie na wycieczkę, (tu był dość szczegółowy opis okoliczności), która będzie miała miejsce wiele lat po jego śmierci,  towarzysze podróży zginą, a ona będzie ciężko ranna. Jej obecność lub brak miał przechylić szalę losu.
Wiele lat potem moja Mama zrezygnowała w ostatniej chwili z wycieczki do Grecji, praktycznie jak już była spakowana, a samochód gotowy do drogi, bo przypomniała sobie ostrzeżenie Wujka.
Została w domu i wszyscy pukali się w czoło, do czasu. Wypadek istotnie miał miejsce i był z gatunku tych okropnych, kiedy ułamek sekundy zmienia całe życie, tutaj na szczęście tej sekundy nie zabrakło. Wszyscy uczestnicy przeżyli, ale jakoś potem już nikt nie żartował z Mamy i wróżb.

Dość humorystyczną częścią wróżby dla odmiany była wizja ewentualnego powiększenia rodziny. We wróżbie przewijał się temat bliźniaków i ewidentnie rozśmieszał Wujka. To była jedyna rzecz, która nie wydarzyła się w życiu mojej Mamy i jej rodziny, (miałam wielką nadzieję, że trafi na mnie, ale nic z tego), nie wiem dlaczego, ale mam takie, dziwne wrażenie, że nie jest to jeszcze temat zamknięty.

Moja Mama jak typowa osiemnastolatka, mimo wielkiej sympatii do Wujka była nastawiona dość sceptycznie do jego wróżb.
Wujek, który oprócz daru do wróżenia, niewątpliwie był bardzo spostrzegawczym człowiekiem i umiał "czytać" ludzi jak książki, powiedział mojej Mamie, że udowodni jej, że to wszystko to nie są bajania starego Wujka i cygańskich bab.
Przepowiedział jej męża i jako ostateczny dowód powiedział, że "będzie i jednocześnie nie będzie mieszkać w domu swoich teściów".

Dużo ludzi lubi chodzić do wróżek, wszyscy na pewnym etapie życia, chcemy znać przyszłość, albo mówiąc szczerzej jej świetlaną wersję. 

Nikt nie chce wiedzieć co złego mu się przytrafi, ale jeżeli już, to raczej co zrobić żeby się nie przytrafiło, albo jak już nie ma innego wyjścia jak przetrwać całe zło tego świata.

Wiele lat temu mój przyjaciel psychiatra powiedział, że kobiety w sytuacjach kryzysowych udają się do wróżki, najlepszej psiapsióły, a na końcu psychiatry. 

Co ciekawe psychiatra nigdy nie jest pierwszym wyborem, chociaż wydawałby się najbardziej logicznym.
Wygląda więc na to, że logika przegrywa z mistycyzmem i tajemnicą.

Wróżenie według Biblii jest grzechem i czynem zabronionym, nie zamierzam nikogo przekonywać, że jest inaczej, ale ja nigdy nie patrzyłam na to w ten sposób. 
Mój Wujek był osobą bardzo wierzącą i praktykującą, przyjaźnił się z wieloma księżmi. Przez wiele lat wróżył proboszczowi, który udzielał ślubu moim Rodzicom i mnie chrzcił.
Był bardzo dobrym człowiekiem, obdarzonym według księży darem od Boga, a nie od Szatana.
Był jedyną osobą w mojej rodzinie, która wygrała w totka, zdaje się małego, więc nie była to zawrotna suma, ale bardzo przyzwoita, zwłaszcza jak na tamte czasy. 
Wydał całą wygraną na prezenty dla wszystkich członków rodziny, nie zapomniał o nikim.
Mam wrażenie, że patrzył i postrzegał życie w zupełnie inny sposób i trudno stwierdzić, czy to dlatego, że otrzymał dar wróżenia, czy może dlatego, że zobaczył piekło, był w nim i mimo wszystko nie stracił wiary w dobro.
Przewidział dokładną datę i godzinę swojej śmierci i to była jego ostatnia wróżba bez kart, która się sprawdziła.

Po jego śmierci Ciocia-Babcia oddała pasiaki, w których wrócił z obozu do domu, do muzeum i kochała go do końca życia.

A moja Mama wiele lat później, przy załatwianiu jakiś formalności, sprawdzała coś w swoim dowodzie osobistym, (to była jeszcze ta stara forma książeczkowa), i znalazła adnotację, o zameldowaniu w domu moich Dziadków, czyli swoich teściów.
Przypomniała sobie, że z powodów czysto formalno-metrażowych była tam zameldowana, ale nigdy nie mieszkała.

4 komentarze: