środa, 21 sierpnia 2019

Rocky, czyli każdy powinien chociaż raz w życiu wbiec na schody

Dawno, dawno temu kiedy telewizory były biało-czarne, (ale epoka kina niemego już przeminęła), powstał film "Rocky" z Sylwestrem Stallone. Pamiętam, jak oczywiście z wieloletnim opóźnieniem, obejrzałam ten film na starym telewizorze moich Dziadków. 
Brak kolorów nie miał dla mnie najmniejszego znaczenia, zakochałam się. 

Poźniej nakręcili dalsze losy charyzmatycznego, poczciwego boksera, (obejrzałam wszystkie). Obecnie Sylwester Stallone nie wygląda już jak 40 lat temu, (a kto wygląda), ale moje uczucia dla niego pozostały niezmienne, uwielbiam tego faceta.
Według krytyków oczywiście, film osiagnął, artystyczne dno, a fakt, że dostał trzy Oskary i Złoty Glob do tej pory nie pomaga tym kinowym oszołomom spać spokojnie.

Nie sądzę, żeby był ktoś w Polsce, zwłaszcza ze starszego pokolenia, kto chociaż w przybliżeniu nie zna treści filmu. Oprócz uczuć, które wzbudzał główny aktor, było po prostu wtedy niewiele filmów opiewających coś innego niż wspaniały ustrój socjalistyczny, o zagranicznych nie wspominając. 
Oglądało się co było, podobnie jak kupowało co "rzucali".

Dla przyzwoitości jednak streszczę. Biedny bokser dostaje szansę na walkę z super mistrzem, przygotowuje się, wyrabiając sobie kondycję na rożne, mocno chałupnicze sposoby, na przykład jako pacyfista zamiast przechodniów tłucze pięściami mięso w chłodni. 
Walkę przegrywa, ale zdobywa sławę i uwielbienie tłumów, taki współczesny gladiator o misiowatym usposobieniu.

Podczas morderczych treningów lubi sobie pobiegać, zwłaszcza po schodach, w tle leci piosenka "Eye of a tiger", a w oddali widać panoramę miasta. Nigdy jakoś specjalnie nie zwracałam uwagi, gdzie on tak po tych schodach biega jak szalony.
Dopiero niedawno przez przypadek skojarzyłam fakty, że film był kręcony w Filadelfii.

I tu coś we mnie trafiło, nie interesowało mnie zwiedzanie miasta, ale chciałam wbiec po tych schodach jak Rocky, (ewentualnie się wczołgać, nucąc przebój pod nosem).
Ponieważ nie ma zbiegów okoliczności są tylko małe lub duże cuda, a nasza kotka mieszkała kawałek pod Filadelfią, postanowiłam, że zanim ją odbierzemy zaciągnę męża na te schody, (podobno jest ich 71, sprawdzę empirycznie) i wbiegnę na górę.

Po powrocie z Aruby, totalnie nieprzytomni zostawiliśmy smacznie śpiące dzieciaki i wyruszyliśmy wczesnym rankiem do Filadelfii.
Nie miałam żadnych oczekiwań związanych z tym miastem, tymczasem bardzo mi się spodobało. Ponieważ trochę pobłądziliśmy, mimo wcześniejszych planów, mogłam je trochę obejrzeć.

W końcu podjechaliśmy pod słynne schody, które prowadzą do muzeum i tutaj wyszły na jaw dwie rzeczy. Po pierwsze nie tylko ja wpadłam na taki, oryginalny pomysł, że wbiegnę po schodach i stanę w mistrzowskiej pozie, a po drugie zdecydowanie mimo upływu lat nie ja jedna ciągle za Sylwestrem Stallone przepadam. 

Na schodach kłębili się ludzie, na szczęście nie był to dziki tłum, ale o chwili ciszy i momencie nostalgii można było zapomnieć, a zresztą po co mi była ta nostalgia skoro czysta radość mnie wręcz rozpierała.
Wbiegłam dzielnie na górę, nucąc przebój, (a co, raz się żyje), nie było strasznie, albo schody nie należą do przesadnie trudnych, albo mi się tak poprawiła kondycja po pływaniu wyczynowym na Karaibach.
Otoczyli mnie Włosi, ponieważ mój biedny mąż parkował, złapałam jakiegoś desperata podobnego do mnie i tym sposobem dorobiłam się historycznego zdjęcia.

Tuż obok znajduje się rzeźba Rocky,ego, znana rownież z filmu, a do niej .... niespodzianka, kolejka do zrobienia zdjęcia.
Na szczęście proces przebiegał bardzo sprawnie, głównie dlatego, że mało kto był kreatywny i wszyscy robili sobie zdjęcia w tej samej pozie z uniesionymi pięściami.
Walnęliśmy sobie mini sesję fotograficzną i popędziliśmy do samochodu bo kotka czekała.

Są takie, (bardzo rzadkie), chwile w życiu kiedy zamyka się koło i nie towarzyszy temu rozpacz,  strata, smutna akceptacja czy poczucie przemijania, ale po prostu zwyczajne szczęście.
Kiedy życie w ten sposób zatacza koło, na jedną chwilę czas robi fikołka i wtedy na przykład po takich schodach mogą pobiec razem, mała dziewczynka i dojrzała kobieta.

Trochę szkoda, że te kilka dekad temu ktoś nie powiedział tej małej dziewczynce, zapatrzonej w czarno-biały ekran i chłonącej brutalną walkę bokserską na ringu, że w przyszłości nie tylko będzie musiała sama stoczyć wiele bitew, (niekoniecznie na pięści), część przegra, kilka razy się podda, ale te najważniejsze wygra i pewnego dnia sama wbiegnie po tych schodach, mimo wielu życiowych nokautów.

Patrząc na tych wszystkich, podekscytowanych ludzi, (słyszałam języki z całego świata), dotarł do mnie jeszcze jeden fakt, byłam w błędzie, Rocky się nie zestarzał.

Nie mogłam się powstrzymać, załączam link do piosenki, (sceny z filmu, wliczając schody, w tle) :















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz