wtorek, 6 sierpnia 2019

"Nasi tu byli", czyli trochę Polski

Myślę, że nie ma wśród  Polaków kogoś, kto nie kojarzy słynnego stwierdzenia:
"Nasi tu byli !", (dla małoletniej młodzieży, o ile jakaś się na moim blogu pojawi, podpowiadam: "Seksmisja").
Po prawie dwóch latach wypuszczania w świat wirtualny swoich przemyśleń i przeżyć, raczej nie sadzę, żeby ktoś miał watpliwości co do moich, gorących uczuć patriotycznych.
Nie ma idealnej Ojczyzny, Utopia istnieje tylko w bajkach, a gdybyśmy obdarzali uczuciami tylko "chodzące ideały", na świecie nie byłoby miłości, tylko mnóstwo sfrustrowanych jednostek poszukujących bezskutecznie perfekcji w każdej formie.

Odpuszczając na chwilę wszystkim moje, filozoficzne wynurzenia zanurzę się dla odmiany w świecie alkoholi. 
Jak wiadomo jedno z drugim ma niepokojąco dużo wspólnego.
We Władysławowie zakupiłam, (w celach zdrowotnych), bardzo ładną karafkę z rozdrobnionymi bursztynami, w celu sporządzenia nalewki.
Przytomnie postanowiłam wziąć bursztynowy specyfik w formie suchej i spirytus dokupić potem, na przykład na lotnisku w strefie wolnocłowej.

Na Okęciu po odprawieniu waliz głównych, rozpoczęłam poszukiwania upragnionego alkoholu.
Widok musiał być z rodzaju tych patologicznych. Oto Matka Polka obładowana bagażami podręcznymi i niepełnoletnią młodzieżą poszukuje spirytusu, prawdopodobnie w celu natychmiastowego golnięcia sobie w jakimś ustronnym miejscu.


Okazało się niestety, że mam ochotę na przekraczającą lotniskowe normy ilość procentów. Lekko zszokowany młodzieniec zaoferował mi przekrój różnych alkoholi, nie odwracając przy tym współczującego wzroku od mocno nieletniego Juniora.
Zlitowałam się nad Panem i wyjaśniłam mój pociąg alkoholowy, z dużą ulgą zaproponował mi nalewki produkcji rodzimej, odmówiłam bo te bursztyny mocno mnie jednak kusiły.


I tak do Stanów przyleciałam z pustą butelką i wielkimi nadziejami.
I tu pojawiają się pierwsze ślady polskości. Nie wiem co to o nas, jako o narodzie mówi, ale mąż zrobił wypad do wielkiego sklepu alkoholowego i wrócił z wielką flachą spirytusu. 
Wzruszenie mnie ogarnęło bo oto miałam przed sobą nasz rodzimy produkt, opatrzony, żeby nie było niedomówień wielkim napisem: "Made in Poland".
Zalałam bursztynki w celu namaczania i zadumałam się nostalgicznie. 

Takich polskich akcentów jest tutaj dużo więcej, tylko trzeba popatrzeć. 
W amerykańskich sklepach króluje kiełbasa, ogórki konserwowe, krówki, a raz nawet widziałam paczkowany chleb.
Ulicę Pułaskiego można znaleźć chyba w każdym mieście, bez względu na jego wielkość.
Podobnie wygląda sytuacja z wizerunkami Naszego Papieża, są praktycznie wszędzie, widziałam nawet świeczki w supermarkecie.
Polskie lub spolszczone nazwiska są tutaj prawie tak samo popularne jak włoskie czy angielskie.
To niesamowite jak nas Polaków rozrzuciło po świecie i mam wrażenie, że nawet jak większość z nas pomału traci ducha narodowego, to coś tam w środku zostaje, przekazywane z pokolenia na pokolenie.
Ostatnio w pracy mąż poznał gościa, którego dziadek żony był Polakiem. 
Facio usłyszawszy, że mąż również ma żonę "made in Poland", rozświetlił się cały w uśmiechach i stwierdził, (cytuję w oryginale): "I love bigos". I jak tu faceta nie polubić ?

I na koniec mały akcent polityczny. Idziemy sobie spacerkiem przez Nowy Jork, co w wykonaniu mojego męża przypomina raczej wycieńczający maraton, kiedy nagle moje starsze dziecko zauważyło wielkiego orła w koronie.
Przyjrzałam się, faktycznie symbol narodowy może nie największych rozmiarów, ale nadrabiający za to godnością osobistą, wisiał na ścianie budynku w centrum Manhattanu.
Okazało się, że był to polski konsulat. Flaga powiewała obowiązkowo, a na płocie umieszczono plakaty z panoramą polskich krajobrazów w celu zachęcenia turystów do zwiedzenia tego dalekiego, dzikiego kraju.
Uczucia patriotyczne przyjemnie mi zabulgotały w duszy. 

W związku z tym ośmielę się sparafrazować Jerzego Stuhra:
JA TU JESTEM ! 
Kto wie, gdzie będę za rok, dwa czy pięć, tak naprawdę nie ma to większego znaczenia, gdziekolwiek mnie los rzuci, zabiorę ze sobą tę, moją upartą dumę z faktu, że jestem Polką.

2 komentarze:

  1. Codziennie potrząsaj flaszką z bursztynkami. Trzeba odczekać minimum 2 tygodnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Potrząsam z dużym zaangażowaniem 🍾😘

    OdpowiedzUsuń