środa, 29 maja 2019

Wodospad sukni balowych, czyli numery 4, 5 i 6

Spłynął na nas wodospad sukni balowych i rozmarzyłam się na całego.
Trzeba być twardzielem bez krzty romantyzmu, żeby się nie poddać tym blaskom, diamentów, romantycznie powiewających tiulów i zmysłowo spływającej satynie, (kolor dowolny).
Aczkolwiek, po chwili namysłu zawahałam się, bo może powinnam ograniczyć satynę, ze względu na zmysłowość i zacząć przekonywać córkę do dziewczęcych tiulów i koronek.

Oczekiwaliśmy grupowo, bardzo grzecznie na sukienkę czerwoną, (w sumie zamówiliśmy dwie czerwone kreacje), pojawił się kurier, (jak w zegarku), rozpakowaliśmy i nastąpiła ogólna konsternacja. 
Tym razem spłynęła na nas kaskada pięknej, czerwonej satyny, (tu wszystko się zgadzało), tylko, że to nie była sukienka, która miała przyjść. 

Oto bowiem, przybyła przed czasem następna faworytka mojej córki, klasyczny szkarłat, dopasowana góra, elegancja w prostocie, prostota w elegancji, jednym słowem styl.
Moje dziecko, co było do przewidzenia, zapałało gorącym uczuciem do nowej kreacji i wprowadziło zmianę w rankingu.

Minęło pół godziny, wszyscy jeszcze cały czas trawili czerwoną satynę, (całe szczęście nie dosłownie), kiedy mój mąż wyglądając przez okno, wesoło oznajmił, że nadchodzi następna sukienka.
Tym razem do drzwi zapukał kurier, na szczęście nie w sukience, tylko z pudłem.

Przyjrzałam się kartonowi, wyglądało na to, że to przyszła zamówiona przez męża kawa. Westchnęłam rozczarowana, bo już  się trochę rozwydrzyłam od nadmiaru odzieżowej eksplozji, otworzyłam pudełko i zamiast z produktem spożywczym, stanęłam oko w oko z następną kreacją, (planowo oczekiwaną tego dnia).

Wyciągnęłam sukienkę, wszystko pięknie, tylko rąbnęli się znowu w kolorze i zamiast czerwieni przysłali bordo. 
Góra w cekinach, powiewny dół, pozornie skromna, zatrzęsła rankingiem z hukiem i wyszła na prowadzenie.

A dzisiaj rozpętała się burza z piorunami i w takiej właśnie dramatycznej scenerii przybył następny kurier z przedostatnią kreacją. 
Sukienka z serii indyjskich, góra błyszcząca i tym razem dół różowy i powiewny, jak chmurka.
Ta z kolei zatrzęsła moim, osobistym rankingiem. To pewnie wychodzi ze mnie niewyżycie studniówkowe, ewentualnie balowe ciągoty lub podwyższony poziom romantyzmu we krwi, (przynajmniej na chwilę obecną).

Jutro powinna przyjść ostatnia, ale już teraz mamy cztery sukienki, które lśnią i kuszą i aż szkoda, że to tylko jeden bal, a nie cztery rożne. 
Utworzyły się frakcje, każdy ma swój ranking, emocje aż buzują po dwóch stronach Oceanu. Jestem bliska zorganizowania zakładów, nawet junior komentuje i ma swoje typy.

Przechodząc do spraw przyziemnych, zainwestowaliśmy w maszynę do szycia. 
I wiem, że teraz na pewno parę osób zastanawia się, że może mi jednak ten bal zaszkodził i powinnam odpocząć w jakimś odizolowanym miejscu.
Spieszę donieść, że to nie obłęd, tylko czysty pragmatyzm i zdrowy rozsądek.
Nawet bowiem przy zdolnościach mojego dziecka, skrócenie sukienki z zadowalającym efektem, byłoby bardzo pracochłonne, nie wspominając o presji czasu, a maszynę dziecko dostanie w wianie, same plusy.

Także podsumowując, mamy teraz stos obłędnych sukienek do wyboru tej jednej, jedynej, najpiękniejszej i maszynę do szycia, w celu wprowadzenia koniecznych poprawek. 
Robi się coraz ciekawiej, bo niestety zanim Kopciuszek pójdzie na bal musi prawie tak samo jak w bajce uszyć sobie sukienkę i to bez pomocy myszek, no ale przynajmniej nie musi tego robić ręcznie.

A najlepszy numer, że zaczęłam dostawać z tych wszystkich firm wysyłkowych propozycje akcesoriów na ślub.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz