sobota, 4 maja 2019

Algieria, czyli powrót do domu z objazdem przez Paryż

Minęło pół roku, zdałam te koszmarne egzaminy. Mimo nieograniczonego dostępu do wszystkich, egzotycznych owoców, słodyczy i wycieczek, tęskniłam za Polską. 
Nie interesowało mnie, czy jeszcze stoją czołgi i gdzie konkretnie, chciałam wrócić do Babci, Dziadka, mojej klasy i postarać się o szczeniaczka. 

Rodzice dzielnie zaakceptowali plan porzucenia ich przez wyrodne dziecko. 
Licząc się z faktem, że taka możliwość może się już nigdy więcej nie przydarzyć zrobiliśmy mały objazd i razem z Ciocią kooperantką, zwiedziliśmy w przelocie Marsylię, Lion, docierając wreszcie do miejsca przeznaczenia, czyli Paryża.

Są miejsca, które się nienawidzi lub kocha od pierwszej chwili, Paryż był takim miejscem dla mnie. Podobało mi się tam dosłownie wszystko.
Zamieszkaliśmy w urokliwym pensjonacie, gdzie wieczorami stanowiłam sensację wsród innych gości, bo zasiadałam przed telewizorem i zachwycałam się reklamami w telewizji.
W Algierii telewizor był jeden, w hotelowym salonie i przydawał się głównie do oglądania sportu przez panów.
W Polsce królowały dwa programy na biało-czarno, nic dziwnego, że zachwyciłam się kolorowymi filmikami.

Rodzice podeszli do sprawy fachowo i przegonili mnie po całym mieście. 
Zwiedziłam wszystkie muzea, rożne kościoły, grób Napoleona, Katedrę Notre Dame, Luwr, a nawet plac Pigalle, gdzie jadłam lody o północy.
To wtedy zakochałam się w Pocałunku Rodena i do tej pory mi nie przeszło.

Jak dotarliśmy do wieży Eiffla moja Mama lekko zasłabła i odmówiła wchodzenia w upale, na metalową konstrukcję w tłumie rozgorączkowanych turystów.
Stałam pod wieżą lekko rozczarowana i przysięgłam sobie, że jeszcze nie wiem jak, ale jeszcze tu kiedyś przyjadę i wtedy wejdę na sam szczyt.

Niecałe dwadzieścia lat później, zaczęłam pracować we francuskiej firmie, która dość często wysyłała mnie służbowo do Paryża, zawsze zostawałam dobrowolnie na weekend. 
Zwiedziłam wszystko jeszcze raz sama, wypuszczając się nawet dodatkowo do Wersalu. Wjechałam i weszłam na wieżę Eiffla, leżałam pod nią, w ciągu dnia i jadłam lody, siedziałam na trawie w nocy i podziwiałam jak się świeci.
Dwa piękne wspomnienia stworzyły jedno.

Co ciekawe, potem z dalszej podróży nie pamiętam prawie nic, jakieś oderwane obrazy korków na granicach. 
Pamiętam za to Dziadka czekającego na balkonie i oczywiście padanie sobie w ramiona i witanie po sześciu miesiącach praktycznie bez kontaktu. 
Zaraz potem wzięłam kawałek chleba posmarowałam go musztardą i popiłam szklanką wody z kranu, wróciłam do Domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz