poniedziałek, 11 marca 2019

W-F, czyli szkoła przetrwania bez sentymentów

Mój syn, który ostatnio przeżywa różne wzloty i upadki w szkole, zwrócił się do mnie z pytaniem za milion dolarów. 
Pytanie brzmiało: "Dlaczego Amerykanie są tacy głupi ?"
I jak ja mogłam z czystym sumieniem na nie odpowiedzieć ? Nie ukrywam, że jestem tego samego zdania, ale miałam nadzieję, że zajmie mu więcej czasu dojście do tego wniosku, najlepiej kilka lat i zdążymy zmienić lokalizację.

W związku z zaistniałą sytuacją przegadaliśmy temat z mężem i doszliśmy do mało optymistycznego wniosku, że mamy za dobre dzieci i to pod każdym względem. Wygląda na to, że sposób w jaki zostały wychowane i to jakimi ludźmi się powoli stają przeszkadza im w znacznym stopniu w amerykańskiej asymilacji. 

Tylko, że patrząc na to z drugiej strony, nie wiem czy bym chciała, żeby się odnalazły w tym środowisku i zaczęły przypominać amerykańskich rówieśników, bo to by znaczyło, że z kolei ja popełniłam gdzieś po drodze stertę rażących błędów wychowawczych.


Cała afera z poddawaniem w wątpliwość intelektu tubylców wzięła się z zachowania dzieciaków, zaczęło się na lekcji wychowania fizycznego. Jak bezmyślnie muszą się zachowywać dzieci i nauczyciele, skoro małoletni junior stracił złudzenia co do ich mądrości i odpowiedzialności. 
Dodatkowo zrobił olbrzymi postęp w nauce języka i niestety teraz całą tę bandę rozumie i paradoksalnie możliwość komunikacji wcale mu nie pomogła w zdobywaniu przyjaciół i obdarzaniem szacunkiem pedagogów.
Jest mądrym dzieciakiem i głupota mu nie leży, no cóż podobnie jak mnie, nie mam prawa się czepiać.


Amerykanie mają bzika na punkcie sportu. Można powiedzieć, że to jest ich fioł narodowy. Podczas rozmów dorosłych drugie pytanie po tym, czy posiada się potomstwo, tutaj brzmi jakie sporty dzieciak uprawia. Nie jest istotne czy jest dobry, zdrowy, mądry, miły, inteligentny tylko jak mocno i ewentualnie daleko wali piłką.

Wszyscy doceniają dobre oceny, ale zdecydowanie większe wrażenie robią nagrody sportowe i medale. Informacje o stypendiach sportowych są dostępne wszędzie, wręcz wpychane rodzicom i dzieciom do gardła, o naukowych cisza, (chociaż istnieją).


Co ciekawe w szkołach wychowanie fizyczne wygląda co najmniej dziwnie i jest traktowane po macoszemu, (wersja z Kopciuszka). 
Dzieci w podstawówce się nie przebierają, (to tyle w temacie higieny osobistej i ogólnej świeżości), tylko ćwiczą w ubraniach, (oczywiście to nie dotyczy basenu), a jakoś ćwiczeń jest żałosna.



I w sumie nie czepiałabym się, gdyby, zapewnione było bezpieczeństwo, a nie jest.
Zarówno w podstawówce jak i w liceum, dzieci chodzą połamane, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Żyjemy w rejonie, słynącym z dobrych szkół, bezpiecznych ulic i uprzejmego sąsiedztwa. 
W związku z tym dzieci nie chodzą niedożywione, biorąc pod uwagę zwykły pech, część z tych wypadków statystycznie po prostu musi się wydarzyć, ale i tak jest ich o dużo za dużo. 



Już od jakiegoś czasu ten temat spędzał mi sen z powiek, zwłaszcza jak ostatnio spędziłam upojny dzień z juniorem i jego skręconym kciukiem w różnych klinikach, bo jeszcze nie posiadam rentgena w oczach, a nie będę ryzykowała trwałych uszkodzeń ciała.
Przepytałam na tę okoliczność dzieci i zaczął mi się wyłaniać obraz. W związku z tym pewnie w niedalekiej przyszłości wyląduję w szkole na rozmowach i jak nic znowu będę zmuszona zagrozić pozwem.



Wygląda bowiem na to, że nauczyciele zwyczajnie nie pilnują dzieci, stosując dodatkowo politycznie poprawną metodę przywoływania do porządku szaleńców, polegającą na mówieniu: "nie kop bo się spocisz".
W rezultacie dzieci szaleją, ćwiczą bez zabezpieczeń i ulegają rożnym wypadkom. Tydzień przed "kciukiem" mojego syna, koleżanka miała pecha, złamała sobie nogę i obecnie chodzi o kulach. 


A ponieważ teraz mają na lekcji stanie na głowie, bez żadnych zabezpieczeń i nie wolno im ćwiczyć przy ścianie, to zabroniłam synowi wykonywać to konkretne ćwiczenie, a jak się pan na niego zdenerwuje to pójdę do szkoły i ja zdenerwuję się na pana.

Jak mało bezpieczne muszą być te zajęcia, skoro mój syn, który jak każdy chłopak w jego wieku lubi szaleć, stwierdził, że podczas ćwiczeń nie ma wystarczających zabezpieczeń i opieki nauczyciela, ręce opadają.


Na całe szczęście w liceum chwilowo grają w badmintona, więc odpadają raczej złamania, wstrząśnienia mózgu i tego typu wątpliwe rozrywki.
To wszystko było w poprzednim semestrze jak grali w siatkówkę, (kilka utrat przytomności na skutek oberwania piłką w głowę, niezliczona ilość skręceń i stłuczeń i jedno wezwanie karetki i zabranie delikwenta na sygnale do szpitala).
Stwierdzenie, że: „Sport to zdrowie”, nie bardzo się tutaj sprawdza.


Według mnie wszędzie dzieciaki wyładowują w ten sposób agresję i rożnego rodzaju frustracje, a nauczyciele nie chcą, bądź nie mogą tego towarzystwa okiełznać, a może zwyczajnie się boją, rodziców, dyrekcji i pozwów.

Jedna nauczycielka chwaliła mi się, że jej córka w gimnazjum robi zawrotną karierę w grze w hokeja, (żeby nie było wątpliwości, na lodzie) i ta głupia baba się cieszy, że córka może dostać stypendium. Ciekawe przed czy po tym jak straci większość zębów i dorobi się kilku poważnych kontuzji, a koszty leczenia przekroczą wielkość tego upragnionego stypendium. Nie wspominając, że urazy głowy mogą raz na zawsze wykreślić z jej życiowych planów studia.

Właściwie to mam wrażenie, że widzę ciągle dzieci w drodze na jakieś treningi, ewentualnie w drodze do domu, ale w gipsie. Tak jakby nie było formy pośredniej, powszechnie szanowanej i akceptowanej. Wygląda na to, że presja publiczna jest tutaj większa niż zdrowy rozsądek i troska o dzieci.


Nasz biedny junior, który ma niewątpliwy talent do tańca, nie chce nigdzie się zapisać, bo tutaj chłopcy nie tańczą tylko biją się bo pyskach, na lodzie, murawie bądź legalnie podczas sportów kontaktowych. 
Tańczyć mogą dziewczynki, najlepiej balet klasyczny, całe w różowych tiulach. 
I tak talent nam się marnuje, bo najgorsze jest to, że on nie tylko umie, ale jeszcze naprawdę lubi tańczyć.



Nie ukrywam, że wierzę w jego rogatą duszę, odziedziczoną po mamusi. 
Mam nadzieję, że nadejdzie dzień, kiedy wyzwoli się z tego szkolnego absurdu i będzie robił to co chce, a nie to co jest tutaj przyjęte za właściwe.
Zobaczymy co zwycięży, ułańska fantazja, czy amerykańska poprawność.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz