czwartek, 28 marca 2019

Inna twarz patologii, czyli kiedy ludzie nie powinni mieć dzieci

Ostatnie wydarzenia, między innymi imprezka juniora, skłoniły mnie do refleksji na temat patologii. 
Podczas dzikiej zabawy mogłam trochę poobserwować dzieciaki i poznać ich rodziców, a przysłowiową wisienką okazał się e-mail od pani psycholog ze szkoły. 

Okazało się, że pani uczestniczy w rożnych zajęciach z dziećmi, a nawet od czasu do czasu je z nimi obiad. 
Podczas jednej z takich nasiadówek dzieciaki wciąż napędzane adrenaliną po spotkaniu u mnie w domu, wszystko pani psycholog opowiedziały dobrowolnie i ze szczegółami.


W związku z tym właśnie dostałam wielgachny e-mail pełen zachwytów jak świetną, wspierającą matką jestem, po prostu ideał chodzący mimo braku legginsów i psa.
No dobrze mogę być, co prawda się nie czuję, ale co tam.

A potem się zadumałam nad tymi peanami na moją cześć i na serio zaczęłam się zastanawiać co w tym środowisku uznawane jest za patologię i czy ci ludzie biorą pod uwagę, że może ona w ogóle w tych wypasionych rezydencjach występować.



Wsród tych pięciu dzieciaków, zaproszonych przez mojego syna był jeden, który się wyróżniał, na potrzeby narracji nazwijmy go Zdziś.
Zdziś był u nas w domu już kilkakrotnie, zażywając rożnych rozrywek i pochłaniając rożne artykuły spożywcze, nigdy nie widziałam, żeby się uśmiechał. 
Bije od tego dzieciaka rezygnacja podszyta rozpaczą i to jest straszne.
Zawsze bierze udział w zabawach, ale wygląda jakby nie do końca był obecny duchem.
W związku z tym, co oczywiste, byłam strasznie ciekawa jego rodziców, bo taki smutek nie bierze się z powietrza.

Matka jak reszta tutejszych mam, okazała się zadbaną młodą kobietą z lekkim dystansem do świata, nie wyglądała na kogoś, kto może dziecko wpędzić w depresję prędzej zanudzić.
Po odbiór Zdzisia zameldował się natomiast tatuś. 
(Na jego widok dostałam dreszczy i na chwilę odechciało mi się uśmiechać).
Zadbany intelektualista o perfekcyjnym wyglądzie, w okularach o przenikliwym spojrzeniu.
Dzieciak na jego widok wyprężył się jak struna i nawet nie pisnął, gdybym chciała opisać psychopatę rodem prosto z horrorów, to ów tatuś byłby świetnym okazem. 
Był po prostu przerażający bez żadnej charakteryzacji.

Drugi chłopiec, powiedzmy Jasio, na wieść, że przyszli po niego rodzice rzucił się na resztki pizzy i zaczął pochłaniać dwa kawałki na raz, cud, że się nie udławił. 
Rodzice Jasia to para z gatunku usportowionych, oboje spędzają dużo czasu na siłowni. Ponieważ spotkaliśmy się już kilkakrotnie, miałam przyjemność podziwiać muskuły tatusia w rożnych trykotach. Jest to chyba jedyny mężczyzna, jak do tej pory oczywiście, który przyszedł do mojego domu w legginsach i okularach przeciwsłonecznych wieczorem.

Szczęśliwe dzieciństwo hokeisty, już opisywałam dwa posty wcześniej.


Kolejny kolega Gucio ma problemy w domu z rodzicami, którzy kłócą się na potegę, a tatuś odmawia pokazania się publicznie. Ponieważ mama Gucia nie prowadzi samochodu, to musi latać piechotą, (a ma kawałek), jak jej syn u nas się bawi. Deszcz, śnieg, kobieta zasuwa jak mały pług, a facio siedzi w domu. Pan domu ewidentnie stosuje metodę ciężkiej ręki i do dzieci i do żony, dodatkowo wydzielając im pieniądze.
Gucio miał marzenie dotyczące prezentu pod choinkę, chciał konsolę do gier, obiektywnie patrząc prezent nie najtańszy, ale bez przesady, czasami marzenia dzieci trzeba spełniać.
Najwyraźniej mama mu go obiecała, bo cały aż chodził z ekscytacji przed Świętami.
Po Nowym Roku zapytałam jak mu się grało, okazało się że dostał coś innego. 
Całe światło, które od niego aż biło wcześniej zniknęło zupełnie.
Jak przyszła po niego zziajana mama, znalazłam go w kącie obejmującego średniej wielkości pudełko popcornu. Na ten widok sama chciałam usiąść i go objąć. 
Drogą perswazji i przekupstwa udało mi się go namówić na powrót do domu. 
Wyruszył z mamą ciągle ściskając popcorn.


Stosunkowo najszczęśliwszy jest nasz, najbliższy sąsiad, młodszy o dwa lata od juniora. 
W tej rodzinie również rządzi ojciec, żona podporządkowuje się kompletnie, ale mały jak źrebak zawsze ma dzikie pomysły i nie daje się zupełnie poskromić. 
Szczęśliwie dla niego despotyczny tatuś dużo pracuje, w związku z tym zarówno chłopiec jak i jego mama mają trochę czasu dla siebie i wykorzystują go bez specjalnych wyrzutów sumienia. 
Przerąbane maja tylko w weekendy kiedy pan domu organizuje im życie.



I tak sobie właśnie dumałam nad tymi dzieciakami, kiedy dostałam emaila od pani psycholog. Zdzierając z niego kilka warstw słodzenia i komplementów, wyłonił się prosty przekaz: 
"Nie wiem czy jesteś taka świetna, ale jak jesteś, to się nie zmieniaj i dalej dbaj o dziecko bo jest szczęśliwe, możesz zapraszać kolegów".
No jak dla mnie trochę dołujące, bo skoro czymś wyjątkowym jest uszczęśliwienie gromadki małych dzieci to co jest tutaj normą, a co patologią ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz