środa, 9 stycznia 2019

Trochę gołych biustów, czyli Złote Globy

Rozpoczął się remont piwnicy, którą od początku zaanektował na własne potrzeby junior. Zorganizował sobie w niej męską jaskinię, z pufami, trochę mniej kochanymi zabawkami i całą resztą jego osobistego dobytku, zbyt dużą do trzymania w pokoju.

Postawieni w obliczu nadciągającego super remontu. Poprzenosiliśmy część rzeczy, ale mówiąc szczerze, zabrakło nam sił i wyobraźni co zrobić na czas dewastacji z całą resztą. 
Póki co pierwszy szał został opanowany, a potem pogonię do pomocy fachowców. 
Nie ma szans, żebym sama wyniosła regał, (nawet pusty), jak go wnosiło dwóch facetów.

I teraz moja najbliższa przyszłość, będzie wygladała następująco: dzieci wylądują w swoich szkołach, gdzie miejmy nadzieję będą chłonąć wiedzę, maż wyląduje w pracy, gdzie miejmy nadzieję nie padnie z wyczerpania, a ja wyląduję z bandą ciemnych typów rozwalających mi dom po kawałku i tu miejmy nadzieję, że obejdzie się bez aktów przemocy i ofiar śmiertelnych.

W związku z tym w ramach rozproszenia uwagi zdecydowałam się poplotkować trochę na inne tematy.

Złote Globy na przykład. Według znawców tematu są taktyczną przymiarką przed Oskarami. Czasami w Polsce oglądałam streszczenia z rozdania tych nagród.
Po obejrzeniu w Stanach "na gorąco" Oskarów, w zeszłym roku postanowiliśmy z mężem zawalczyć o pilota, ewentualnie przekupić lub związać dzieci i spróbować obejrzeć trochę wyelegantowanych aktorów.
Dzieci o dziwo zainteresowały się tematem, napaliłam w kominku, zrobiłam atmosferę i zaczęliśmy chłonąć filmowe klimaty.

Zacznijmy od strony technicznej, w przerwach, (licznych), były fajne reklamy. 
Oczywiście nie wszystkie, ale część to była wersja limitowana, stworzona specjalnie na tę okazję. 

Królowała polityczna poprawność, wszystkie wulgaryzmy, które normalnie występują w filmach i nikt się tym nie przejmuje, były wyciszane, a tematem przewodnim było równouprawnienie, (mimo bezspornego faktu, że jestem kobietą, czasami chciałabym obejrzeć coś bez podtekstów).

Prawdopodobnie ze względu na ogólnokrajowy zasięg programu, dbano o kulturalny sposób wyrażania się. Co ciekawe nie przeszkadzało to organizatorom nie wyciszać czasami mocno niesmacznych żartów prowadzących. 
Parę z nich było według mnie dużo gorszych niż standardowe przekleństwa.

Aktorki były jak zwykle wystrojone i obwieszone biżuterią, panowie w tej materii mają raczej ograniczone możliwości, ale też się starali.
Suknie, jak nakazuje zwyczaj były długie i wprawiły mnie w lekką konsternację. 
Część była zdecydowanie za długa i uczestniczki nie mogły w nich normalnie chodzić, tylko musiały trzymać suknie w garści cały czas. 
Ja rozumiem wymogi Hollywood, ale bez przesady, nie jesteśmy w XIX wieku.

Ale zdecydowanym hitem były dekolty. I tu uczciwie muszę przyznać, że na szczęście nie u wszystkich. Generalnie królował trend, albo brak dekoltu, albo przód sukienek przypominał dwa paski materiału, przeciskające wątłe biusty i gołe plecy. Od dołu do pasa sukienki wyglądały jak balowe arcydzieła od pasa w górę jakby zabrakło kreatorom pomysłu, materiału i zdrowego rozsądku.

Nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie jak niekomfortowo musiały się w nich czuć te wszystkie elegantki. Od dołu musiały uważać, żeby się nie zaplątać w nadprogramowe metry materiału, a od góry żeby jakaś pierś spontanicznie nie wyskoczyła i nie naruszyła porządku publicznego.

Kulminacyjnym momentem była chwila, kiedy prowadzący radośnie poinformowali, że teraz będzie się można zaszczepić na grypę i wsród siedzących sław zaczęli krążyć pielęgniarze ze strzykawkami i robić szczepionki. 
Ze względu na krój sukienek, podejrzewam, że łatwiej im było przekonać panie.

Moje starsze dziecko, najpierw zamarło, a potem dosadnie określiło, (bez wulgaryzmów), co sądzi o poziomie amerykańskiej telewizji. 
I mogłam tylko się z nią zgodzić, bo jak wszyscy wiemy nastolatki potrafią być do bólu szczere w wypowiedziach.

Kontynuując temat poziomu amerykańskiej telewizji, zahaczę o wieczorne programy rozrywkowe dla dorosłych. 
Kiedyś ich największą atrakcją byli celebryci, teraz jest polityka.

Kandydatura obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych to chyba najlepszy od lat okres dla wszelkiej maści satyryków i programów rozrywkowych.
I tu wszyscy konsekwentnie wykorzystują prawo do wolności słowa, zarabiając na tej wolności bez ograniczeń.

Oglądałam w swoim życiu wiele kabaretów krytykujących władzę, ale nigdy nie widziałam, żeby ktoś robił to tak dosadnie. 
Nie wiem czy jest to związane z mentalnością Amerykanów, czy faktem, że jeżeli będą za subtelni to widzowie ich nie zrozumieją, ale nikt tu się nie bawi w subtelności.

Obiektywnie należy powiedzieć, że nie muszą się specjalnie starać, bo prezydent sam dostarcza materiału do rozrywki, ale mimo wszystko jest to jednocześnie śmieszne i straszne.
Jak kiedyś jego kadencja dobiegnie końca, ci wszyscy satyrycy, albo zbankrutują, albo przejdą na luksusową emeryturę pod palmami, (obstawiam raczej tę drugą możliwość).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz