środa, 16 stycznia 2019

Szał młodości, czyli jak nie zajść za daleko

Ostrzegam, tekst zawiera treści brutalne i może być nieodpowiedni dla wrażliwych rodziców.

Okazało się, że jesteśmy rodzicami toksycznymi, ze skłonnością do zatruwania dziecku życia. Wczesnym, sobotnim wieczorkiem leżałam sobie grzecznie w łożku razem z moją grypą, kiedy zadzwonił telefon. 
Numer obcy, wiec standardowo nie odebrałam. 
Tak, to są realia amerykańskie, tutaj nie odbiera się telefonu, jeżeli się nie zna numeru, na początku odbierałam, ale to nie był dobry pomysł, z amerykańskim telemarketingiem nie ma żartów. 

Po chwili dostałam smsa i okazało się, że to nowa sąsiadka, której jeszcze nie poznałam, zaprosiła moją córkę na wieczór, bo jej córka została sama w domu i cierpiała na samotność w nowym miejscu, bo mieszkają tu od kilku miesięcy.

I tu nastąpił ten moment, w którym my okropni rodzice przekonaliśmy córkę do życia towarzyskiego. Mąż odholował naszą pociechę do sąsiadów i zamarliśmy w oczekiwaniu. 
Po prawie dwóch godzinach nasze dziecko wróciło i osłuchaliśmy się jak świnie grzmotów.
Nasza pociecha postanowiła raz na zawsze rozwiać nasze złudzenia, dotyczące "złotego kwiatu współczesnej młodzieży".

Przy bliższym poznaniu, sąsiadka okazała się  niespełna piętnastoletnią panienką z Holandii, pijącą, palącą papierosy z przerwą na marihuanę i  bardziej niż mocno zainteresowaną płcią przeciwną, (łącznie oczywiście z bardzo osobistymi kontaktami dotyczącymi pożycia natury intymnej).
Mam wrażenie, że zabrzmiałam tutaj jak Stuhr w "Seksmisji", tłumaczący sekrety alkowy.

I teraz mamy niezły orzech do zgryzienia, taki idealny do połamania zębów, bo jak kulturalnie wykręcić się od towarzyskich kontaktów z ludźmi, których prawdopodobnie jedyną winą jest córka odrobinę za bardzo rozrywkowa, (przynajmniej na potrzeby naszej córki, nie wspominając o naszych).

Przy okazji tej sprawy wypłynął temat koleżanek i nasza córka, chcąc poszerzyć starym rodzicom horyzonty, pojechała po całości i wprowadziła nas w świat szkolnych uniesień i rozrywek
I teraz już chyba naprawdę zacznę farbować włosy, bo w takim tempie i przy takim nawale informacji, osiwieję kompletnie jak nic.

I tutaj wyraźnie zaznaczam, nie ma kompletnie żadnego znaczenia kraj, z tego co wiem, to samo dzieje się w Polsce. 

Trochę w związku z tym zanurzę się nostalgicznie we wspomnieniach. 
Dawno, dawno temu, za czasów mojej młodości, bardzo modne było tak zwane "chodzenie". 
Standardowo przebiegało spokojnie, trochę romantycznie, czasami słodko nieporadnie, a przede wszystkim było rozciągnięte w czasie. 
Oczywiście zdarzało się, że podczas takiego chodzenia można było zajść za daleko, na przykład w ciążę, ale były to raczej wypadki odosobnione. 
Mówiąc brutalnie i dosadnie takie prowadzanie się nie oznaczało konieczności konsumpcji związku po tygodniu, czy dwóch.

Teraz najwyraźniej "chodzenie" jest traktowane coś jak gra wstępna, (możliwie krótka), a potem następuje jeszcze szybsza zmiana partnera do następnego "spaceru".
Najbardziej szokujący jest wiek, "spacerują" tak sobie już czternastolatki. 
Rodzice albo tkwią w błogiej nieświadomości, albo trwają w permanentnej fazie wyparcia.

Jakiś czas temu nasza córka przyniosła do domu dyplom za osiągnięcia w nauce i w tym samym dniu dostała wiadomość z Polski, że koleżanka, (czternaście lat z ogonkiem), urodziła dziecko, (tatuś mocno pełnoletni, dziwię się, że wciąż na wolności). 
Nie ukrywam, że trochę nam się zrobiło słabo po tej informacji.

Nasza pociecha stosunkowo szybko poznała najbliższe sąsiadki. Można powiedzieć symultanicznie zawierałyśmy znajomosci, ja z mamusiami, moje dziecko z córkami.
Najciekawszy był moment, jak porównałyśmy wrażenia, smacznie plotkując i to są właśnie te plusy posiadania fajnej córki.

Mamusie rozpływały się nad córkami, że nie piją, nie palą itd., jednym słowem nic na "p".
Tymczasem miałam sprawdzone informacje prosto ze źrodła "młodości", że córki, nie tylko zaliczyły już "p", ale wręcz wiekszą część alfabetu.

Cześć dziewczynek została zapobiegawczo umieszczona w szkołach katolickich, (prywatnych), których niewątpliwą zaletą, z punktu widzenia rodziców był fakt, że są żeńskie. 
Okazało się, że pragnienie zabaw koedukacyjnych córek jest silniejsze niż pragnienia rodziców.

Obowiązkowy zestaw pytań na jakie moja córka musiała regularnie odpowiadać brzmiał: czy ma chłopaka, (no dobra rozumiem), czy pije, pali, (tu oczywiście raczej wszystkie były bardziej zainteresowane "trawką"), czy "wapuje", (o tym za chwilę), czy już uprawia seks, a jeżeli tak to jak często i czy lubi to robić losowo, (bo niektóre z nich to bardzo chętnie).

Tutaj małe wyjaśnienia, otóż okazuje się, że seks można uprawiać z kimś bliskim, (taka staroświecka postawa życiowa), lub obcym, nie lubianym, zdrowa aktywność fizyczna, można powiedzieć.
Wybiera się po prostu losowo kolegę w celu jednorazowej konsumpcji, a jeżeli chłopaczek ma już partnerkę, (taki pech), dziewczyny kurtuazyjnie między sobą załatwiają kwestię ewentualnego "wypożyczenia".
I gdybym usłyszała to od kobiety dojrzałej nie zrobiłoby to na mnie specjalnego wrażenia. 
Jeżeli jednak coś takiego mówią czternastolatki, powiedzmy, że wypowiedź nabiera większego ciężaru gatunkowego, z gatunku tych przytłaczających.

"Wapowanie", natomiast to temat, który w Stanach jest bardzo popularny i jest prawdziwą zmorą rodziców i nauczycieli. Nie wiem czy jest już obecny w Polsce w tej samej formie. Przypomina to palenie elektronicznych papierosów, tyle że zamiast nikotynopodobnych substancji, dzieciaki wciągają narkotyki podrasowane rożnymi świństwami. 

Często uzależnienie nie jest paradoksalnie najgorszą rzeczą, jaka może się przydarzyć, bo cześć tych substancji jest tak toksyczna, że wywołuje raka i zanim taki dzieciak zdąży się pogrążyć na dobre, może zacząć żegnać się ze światem.

Na deser córka pokazała nam szereg filmików, które inteligentni inaczej koledzy wypuszczają w sieci. Motywem przewodnim tych krótkich dzieł był fakt prowadzenia samochodu po spożyciu rożnych rozrywkowych substancji, najczęściej przekraczając prędkość i rozmawiając jednocześnie przez komórkę w celu podtrzymywania ożywionego życia towarzyskiego.

I jak już myśleliśmy, że to koniec atrakcji nasze dziecko opowiedziało nam uroczą historię, która właśnie dzieje się w jej szkole. Otóż koleżanka, (lat 17), ma problem z inną koleżanką, (lat 14), bo została posądzona o obgadywanie młodszej kumpelki. 
I nie byłoby w tym nic szokujacego, gdyby po pierwsze to było coś poważnego, a po drugie energiczna czternastolatka cztery razy pobiła starszą koleżankę w miejscach publicznych, regularnie grozi jej śmiercią, wysyła jej codziennie kilkadziesiąt smsów z pogróżkami i stoi przed jej domem.
Rodzice młodszej trwają w fazie wyparcia, rodzice ofiary założyli cztery sprawy sądowe.

Wygląda na to, że nastąpiło jakieś niezdrowe odwrócenie ról. Nie wiem czy na skutek zanieczyszczeń, chemii, globalnego ocieplenia, genetycznie modyfikowanej żywności czy po prostu bez przyczyny chłopcy zachowują się głupio i nieodpowiedzialnie, (żadna nowość), ograniczając jednakże akty przemocy, za to dziewczyny zrobiły się naprawdę niebezpieczne i agresywne.

Z tej perspektywy przedwczesna inicjacja seksualna, czy nawet ciąża nie wydaje się niestety najgorszą rzeczą, jaka może spotkać współczesną nastolatkę. 
Jak już przeżyje zażywanie wszystkich dostępnych środków odurzających i nie złapie żadnej choroby przenoszonej drogą płciową, to mogą  jej zrobić prawdziwą krzywdę koleżanki w odwecie za krzywy uśmiech.

Także, chyba przestaniemy organizować życie towarzyskie naszej, dorastającej córce i zaufamy jej ocenie sytuacji.
Może zamiast dbać o jej rozwój duchowy należałoby ją zapisać na kurs samoobrony, albo brutalnego mordobicia bez zachowywania żadnych reguł. 
(Sama nie wierzę, że to napisałam).

1 komentarz:

  1. … !!! … ??? - No zaniemówiłam … w jakim to "grajdole" ja żyje ? Chyba też mam permanentną fazę wyparcia na taką "nowoczesną rzeczywistość"

    OdpowiedzUsuń