wtorek, 22 stycznia 2019

Ciśnienie frustracyjne, czyli eksplozja niezrozumienia

Zima nie odpuszcza, podstępnie kusi słoneczkiem za oknem, a po wyjściu z domu atakuje frontalnie falą mrozu.
Aczkolwiek wydaje się, że ewentualne zamarznięcie jednak mi nie grozi, bo rozgrzewają mnie od środka emocje związane ze szkołą. 
Jak ja bym chciała, żeby chociaż raz na jakiś czas rozgrzało mnie coś bardziej rozrywkowego.

Tym razem, żeby nie było nudno zadziałała nauczycielka juniora. 
Używając języka opisowego, "krew mi się zagotowała" i jakoś nie stygnie.
Jest to zjawisko ze wszech miar fizjologiczne i bardzo łatwo wytłumaczalne. 
W celu wywołania takiego efektu, najpierw się danego osobnika wyprowadza z równowagi, ewentualnie stresuje, wtedy w szybkim tempie rośnie mu ciśnienie co z kolei bardzo skutecznie wpływa rozgrzewająco od środka na całe ciało.
Problemy pojawiają się jak jest trochę za dużo tego rozgrzewania i nieszczęśnik ląduje w szpitalu z wylewem.

Mnie tak dzisiaj rozgrzał e-mail ze szkoły juniora z zaproszeniem na rozmowę. 
Po pogonieniu szkolnych sadystów-bandziorów, miałam nadzieję na dłuższy brak kontaktów z tą placówką naukową.

Treść była enigmatyczna i wiała grozą, w związku z tym napisałam pytając, najwyraźniej za mało dyplomatycznie, co się stało, bo natychmiast dostałam odpowiedź, że absolutnie nic, tylko tak sobie chcą pogadać.
A ja się ostatnio zrobiłam się jakaś, taka, mało towarzyska i w związku z tym zaczęłam odczuwać sygnały stanu przedzawałowego.

Amerykanie są mistrzami mówienia, czytania i pisania bez zrozumienia i żeby było ciekawiej robią to we własnym języku.
I w tym momencie powiało nie tylko grozą, ale wręcz horrorem i psychodelicznym absurdem.

I jest to widoczne wszędzie, aczkolwiek najbardziej oczywiście w przypadku słowa pisanego. 
Przychodzi na przykład taki e-mail, krotki, prosty, można powiedzieć, że banalny, wszystkie słowa są zrozumiałe, a nie wiadomo o co w nim chodzi i wcale jak w znanym powiedzeniu nie chodzi o pieniądze.

I człowiek stoi jak głupia kura, (może być domowa), wpatrzona w ziarno, (w tym wypadku w monitor), i stara się sobie przemówić do rozsądku. 
Przemówienie wyglada mniej więcej tak: 

"No przecież mam studia, liceum, podstawówkę, umiem się porozumiewać płynnie nie tylko w ojczystym języku, ale w angielskim też, mam rożne życiowe sukcesy, (tutaj lista), zdałam w życiu kupę egzaminów, (językowych też), ogólnie nie zauważyłam jeszcze u siebie oznak skretynienia, (chociaż uważa się, że po porodach różnie bywa), to dlaczego nie rozumiem dwóch prostych zdań spłodzonych przez panią z podstawówki, (z całym szacunkiem dla wszystkich pedagogów).
Niestety po przemówieniu, rozsądek nie wraca, ciśnienie do normy też.

Podczas rozmów jest niewiele lepiej. Czy może być coś łatwiejszego, na przykład niż zamowienie pizzy przez telefon ? Może, własnoręczne upieczenie od podstaw takowej.

Ostatnio moja córka usiłowała uszczęśliwić cała rodzinę pizzą. Chciałabym tylko przypomnieć, że pochłania wiedzę, z sukcesami w amerykańskim liceum, a więc problemy językowe raczej jej nie dotyczą.
Rozmowa brzmiała, cytuję wiernie:

Córka: poproszę pizzę (tutaj nazwa) z dostawą do domu
Facio (znudzony): Ok. Duża czy super duża ?
Córka: A jaka jest różnica ?
Facio (lekko poirytowany): Ok. Duża czy super duża ?
Córka: Ale, o ile jedna jest większa od drugiej ?
Facio (wkurzony na maksa): Ok. Duża czy super duża ?
Córka (ugodowo): No dobrze, ile ma kawałków duża, a ile super duża ?
Facio (głosem ryczącym): Ok. Duża czy super duża ?
Córka (z rezygnacją): Duża

Taaaak i pomyśleć, że dziecko wymiata na zajęciach z angielskiego.

Nie jest łatwo rownież w kontaktach bezpośrednich. 
W związku z posiadaniem zwierzyńca lubującego się w diecie wegańskiej, często kupujemy cykorię, w tym samym sklepie, regularnie przy kasie trafiamy na tego samego błyskotliwego młodzieńca, który zawsze nie wie co to jest za dziwne, białe warzywo.
W związku z tym literujemy mu po angielsku i szuka w systemie, ostatnio zaczęłam mu dokładnie pokazywać na ekranie, bo nawet ja już pamiętam, gdzie szukać. 
Tymczasem dzielny sprzedawca za każdym razem jest tak samo zdziwiony na widok tajemniczej cykorii, ale nie tracę nadziei, trochę się tylko martwię co on zrobi jak pojawi się bazylia.

Uświadamianie panów na kasie jest jednak niczym w porównaniu do rozmów na wysokim, (szkolnym), szczeblu. 
Na różne sposoby, na przykład usiłowaliśmy z mężem wytłumaczyć nauczycielce jakiś czas temu, że junior nie ma problemów z matematyką. 

Całe spotkanie było sympatyczne, pełne zrozumienia, miodzio po prostu. 
Już nabraliśmy nadziei, że jednak udało nam się nawiązać nic porozumienia, a tu na koniec pańcia w ramach podsumowania stwierdziła, że wszystko świetnie tylko nasz syn musi ćwiczyć tabliczkę mnożenia, bo jednak ma kłopoty z rozwiązywaniem zadań. 
I doszła do tego odkrywczego wniosku, po tym jak jej powiedzieliśmy, że junior jest w stanie rozwiązać 300 przykładów z mnożenia i dzielenia, bez błędu, w mniej niż 10 minut.
Opada wtedy wszystko, rodzicom ręce, a dziecku chęć do nauki. 

I teraz zabrzmię jak egocentryczny zarozumialec, ale rozumiem szkolne frustracje moich dzieci, bo ja mam to samo.
Nie będę ukrywać, że nie jestem, (bo nie jestem), pod wrażeniem różnych systemów edukacji, zwłaszcza amerykańskiego, jako, że chwilowo z nim mam głownie do czynienia.

Junior miał niedawno super ważne testy, z angielskiego z matematyki. 
I o ile liczenie, jak już pisałam, nie sprawia mu żadnego problemu, o tyle zadania tekstowe cały czas stanowią dla niego wyzwanie.
I ja naiwna poradziłam mu, żeby jeżeli nie rozumie jakiegoś słowa, poprosił o wytłumaczenie. Inteligentny dzieciak rozwalił wszystkie pytania i zawiesił się odrobinę lingwinistycznie. 
Pani poproszona o wyjaśnienie, odmówiła pomocy, no bo przecież nie można tak oszukiwać.
Junior wrócił buchający frustracją na kilometr.

I ja mam jutro iść do szkoły, żeby sobie pogadać, (pojęcia nie mam o czym).
I oni wszyscy oczekują ode mnie zrozumienia co mówią i dodatkowo czynnego uczestnictwa w dyskusji.
Tak instynkt samozachowawczy u niektórych zdecydowanie szwankuje.
Na ich miejscu raczej wolałabym trochę pomilczeć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz