środa, 12 grudnia 2018

Rozrywki Pańci z przedmieścia, czyli ja i fachowcy

Wszystko zaczęło się od tego, że chciałam sobie ułatwić życie. Wysiadł nam internet w całym domu, system alarmowy, głownie czujniki tlenku węgla wyły jak wściekłe i dodatkowo wpadłam na pomysł zamówienia drewna do kominka.

U męża w pracy przeprowadzają mały remont i okazało się, że parę dni będzie pracował w domu. Zaplanowałam wszystko z zimną krwią i zamówiłam wszystkich fachowców na jeden dzień, (oczywiście wtedy kiedy mężuś miał być obecny).

Stwierdziłam, że dobrze mu zrobi, jak zażyje trochę tego miodu, bo jak do tej pory to głownie ja się użerałam z tymi przyjemniaczkami. 
Najwyraźniej wyjątkowo rozśmieszyłam Pana Boga moimi planami, bo okazało się, że w oznaczony dzień szanowny małżonek musi być na miejscu w biurze. 
I tak zostałam na placu boju sama. Uwag na temat własnej inteligencji nie wypowiedziałam na głos, nie będę się przecież sama obrażać.

Wczesnym rankiem, najpierw pojawiła się nieoznakowana furgonetka. Wyczołgali się z niej zaspani pomocnicy naszego Plenipotenta z drabiną. Postali chwilę i uciekli. 
O czym to świadczy, że zupełnie mnie to nie zdziwiło ?
Mieli naprawiać komin, ale stwierdzili, że jest za zimno i poczekają aż się zrobi cieplej, czyli pewnie gdzieś w okolicach kwietnia.

Następnie nadjechała ciężarówka z drewnem. Tu trzeba wyjaśnić, że do tej pory kupowaliśmy drewno w małych paczkach, ale okazało się, że taniej i wygodniej załatwia się to hurtem.
W teorii firma przyjeżdża, rozkłada metalową konstrukcję, wykłada na niej drewno, a potem znika.

Stelarz obejrzałam u sąsiadki, wyglądał bardzo zgrabnie, zrobiłam miejsce w garażu, tylko nie przewidziałam, że mój mąż w strachu, czy przetrzymamy następną, amerykańską zimę, zamówi większy stelarz. 
Także teraz mamy ładnie zabudowany garaż, z jednej strony samochód, z drugiej tona drewna i wąska ścieżka do chodzenia pomiędzy.

Ledwo doszłam do siebie po zalewie opału na zimę, kiedy pojawił się Pan Ochroniarz.
Tutaj wyjaśnienie bedzie dłuższe. Jak się wprowadzaliśmy, to po pierwsze wszyscy byli przerażeni, a po drugie wszyscy sąsiedzi mieli systemy alarmowe.

Jako dziecko miastowe zażądałam natychmiastowej ochrony. Pamiętam wszędzie kartony, a tu przyjechał pan zakładać instalację i co najważniejsze czujniki dymu.
Wyjaśnił mi wtedy jak wszystko działa i odpłynął w siną dal. 
Z czasem okazało się, że okolica jest super bezpieczna, a dym szcześliwie się nie ulatnia.
Tak się rozwydrzyłam tym poczuciem bezpieczeństwa, że zapomniałam jak wszystko działa. 

W efekcie jak zaczęło wyć, najpierw w czystej desperacji wyłączyliśmy panele, bo obawialiśmy się o nasze zdrowie psychiczne, a potem odkładając cały czas umówienie spotkania trwaliśmy w fazie wyparcia. 
Taki stan rzeczy trwał do momentu jak zaczęły wyć czujniki, tutaj już się poddałam i stąd pojawił się Pan. Wielki, olbrzymi, biały mężczyzna, jakby się parę razy przespacerował po okolicy, to wszystkie alarmy byłyby zbędne, bo ludzie baliby się wyjść z domów.

Pana usadziłam i rozpoczął swoją działalność reperacyjno-wyciszającą.

Oczywiście, co było do przewidzenia, w parę minut po nim pojawił się pan od internetu. Wielki, olbrzymi, mężczyzna, tym razem czarny. Tak, jakby on z kolei zrobił sobie spacerek, cześć sąsiadów od razu wystawiłaby swoje domy na sprzedaż.

I nie przesadzam, tylko parę razy w życiu widziałam tak potężnych facetów.

Wyjaśniłam problem i obaj panowie zaczęli działać, w przerwach przeganiając mnie na zmianę po całym domu.

Trwało to około dwóch godzin, dobrze, że jeszcze mam trochę kondycji. 
Pierwszy skończył Pan Ochroniarz i tu wykazałam się wyjątkową bystrością umysłu i zażądałam krótkiej powtórki obsługi systemu.
Wzięłam notesik, pan spojrzał na mnie jakbym zamierzała wykuwać informacje w kamieniu.

Porobiłam sobie notatki i na próbę sprawdziłam jak się wzywa wszystkie możliwe służby ratunkowe. Cały dom tak wył, że dziwne, że nie zainteresowali się sąsiedzi.
Usatysfakcjonowana puściłam pana wolno, aczkolwiek była to  czysta formalność, bo facio, gdyby chciał to mógł mnie przesunąć nawet nie jedną ręka, tylko palcem.

Zostałam na placu boju z drugim olbrzymem, który w amoku latał i szukał rożnych urządzeń, połączeń, kabli i sygnału. Zwłaszcza tego ostatniego nie mógł znaleźć, (podobnie jak my).

Znalazł usterkę, dumny jak paw, ale sygnału nie. Trzeba mu przyznać, że się nie poddał, wymienił wszystko co było zepsute, dostałam nowe hasło do tym razem działajacego internetu i grzecznie się odmeldował. 

Zadzwoniłam do Plenipotenta, z godnością nie poruszyłam tematu pogody i reperacji komina, za to grzecznie zapytałam czy możliwa byłaby wymiana wadliwej, (mocno) , muszli klozetowej. 
Skoro znajduje się w środku, to raczej nikt nie zamarznie, podczas pracy.
Pancio obiecał przysłać chłopaków przed Świętami, co prawda nie sprecyzował dokładnie, którymi, ale nie tracę nadziei.

Zapaliłam w kominku i zaczęłam się napawać chwilą sukcesu i poczuciem władzy absolutnej. Mam kody bezpieczeństwa i nowe hasło do internetu, w związku z tym mam całe, moje stado w garści.

3 komentarze:

  1. Pan był większy od Wojtusia ;-) ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obaj byli trochę wyżsi, ale nie tak przystojni.❤️Pan ochroniarz był łysawy, a pan internet miał brodę, srednio wyjściową.💕😘

      Usuń
    2. No ja myśle, ze nie tak przystojni 😉!

      Usuń