wtorek, 6 listopada 2018

Eksplozja estrogenowa, czyli babska kolacja

Można by powtórzyć za Pawlakiem: "Nadejszła wiekopomna chwiła", przyszła bowiem pora proszonej, ze wszelkimi, odpowiednimi formami, babskiej kolacji.
Sam proces zapraszania był wyzwaniem samym w sobie. 
Ilośc smsów, jakie towarzyszyły całemu procesowi była powalająca.

O omówionej porze zaczęły schodzić się zaproszone uczestniczki, szcześliwie dla nich daleko nie miały.
Zostało zaproszonych dziewięć pań, potwierdziło się i dotarło sześć, razem ze mną po prostu siedem wspaniałych.

Deszcz lał, a więc aura sprzyjała rozpalonemu kominkowi, fajnej kolacyjce i napojom wyskokowym, rożnego koloru.

Ja po kilku imprezkach, byłam ociupinkę sceptyczna co do zaoferowania normalnego jedzenia. 
Starając się za bardzo nie przestraszyć biednych kobietek, nie wystartowałam z mięsiwem, smalcem i wódką, (na wejściu), potem trochę się znarowiłam.

Usiłowałam znaleźć jakaś sensowną równowagę między wersją staropolską, a wersją organic. 

Mąż przyzwyczajony do polskich imprezek, przegonił mnie po sklepach, a potem jeszcze sam dokonał rożnych zakupów spożywczych, (bez nadzoru), w efekcie spokojnie moglibyśmy wyżywić jakiś mały kraj trzeciego świata.

Byłam bardzo ciekawa, jak one zareagują na sposób wystroju naszego domu, co do pochłaniania pokarmów, to miałam swoją teorię. 
Byłam bowiem mianowicie zdania, że po przeliczeniu kalorii, będą wolały wykorzystać swój limit na winko.

W oparciu o moje wcześniejsze doświadczenia towarzyskie, starałam się być wszechstronna. 
Zaserwowałam rożne sałatki, krewetki, przegryzki typu orzeszki, migdały, suszone owoce itd., krakersiki z rożnymi mazidłami do smarowania, bardzo wegetariańską tacę z przegryzkami typu brokuły, por, marchewki, itd., podobny zestaw owocowy i dla zrównoważenia tej całej lekkostrawności, kabanosy, ogórki kiszone i schab pieczony, (przeze mnie własnoręcznie na smalczyku).
No i wino czerwone i różowe, które udawało białe, (bardzo dobre, przynajmniej według mnie).

Miałam jeszcze kilka dań w zapasie ale się wstrzymałam, wychodząc z założenia, że jak stół zacznie świecić pustkami, uzupełnię braki z prędkością lekko wstawionej błyskawicy.

Moja córka, która obserwowała z oddali proces pochłaniania przez gości napojów wyskokowych była w lekkim szoku. 
Najwyraźniej biedne dziecko myślało, że jedna, lub maksymalnie dwie butelki zaspokoją potrzeby relaksacyjne, (w tym celu, to tak chyba bardziej jedna na głowę).

W ramach prezentów obłowiłam się, otrzymałam bowiem czekoladki, kwiaty razem ze szklanym flakonikiem, (bardzo praktyczne i estetyczne), kwiatek w doniczce, kilka butelek wina i szal, (bardzo miły w dotyku brązowo-czarny).
Szczerze, byłam bardzo mile zaskoczona bo spodziewałam się głownie wina.

Rzuciłam się na głęboką wodę i zamiast usadzić wszystkich sztywno przy stole, (jakoś byśmy się upchnęły), postawiłam na szwedzki stół i dziką spontaniczność. 
I jakoś tak przyjemnie wyszło, kobietki uplasowały się wokół kominka, co jakiś czas robiąc wypad po przegryzkę, a ja latałam z butelkami wina, dbając o ich stan psychiczny i proces relaksacyjny.

W toalecie ciągle straszy nasz duch, byłam ciekawa reakcji pań, ale żadna się nie zająknęła na ten temat, ani nie wypadła z krzykiem przerażenia z ubikacji.
Twardzielki.
Za to z każdej wyszła mała dziewczynka, bo wszystkie zachwyciły się jednorożcem. Część od razu, a część po kilku kieliszkach wina, ale też się liczy.

A że i tak łamałam już wszystkie schematy, to kazałam rodzinie zachować się kulturalnie i przyjść grzecznie i się przywitać. 
W związku z czym moje dzieci były chyba największym zaskoczeniem, (po mężu). Grzeczne, miłe, odzywały się, a córka jeszcze doniosła trochę zieleniny i pokonferowała z kilkoma paniami jak człowiek. Szok ! 

A potem wrócił mąż. Wcześniej zapytał, czy ma się przemknąć w tajemnicy, jak szpieg z Krainy Deszczowców, na co odparłam, że chyba sobie żartuje. 
W związku z czym mężuś przyszedł, wyściskał się z paniami, a potem dopiero karnie zaszył w kuchni z synem.

Wkrótce panie rozpoczęły wędrówki do kuchni po wodę, ewentualnie dolewkę wina, (wersja oficjalna).
W praktyce bezczelnie flirtowały z moim mężem, uczciwie przyznając, że trafił mi się bardzo udany i miły egzemplarz. 
Tak sam mi się nie trafił, musiałam go ustrzelić osobiście. 
A jak jeszcze zobaczyły jak sobie siedzi na jednym fotelu z synem i gra w jakąś okropną grę to wręcz zasapały się ze wzruszenia.
Okazało się, że nie zszokował je milusiński wystrój wnętrz, ani schab, tylko stosunki rodzinne. Smutne, ale prawdziwe. 

Obiektywnie to był naprawdę bardzo miły wieczór. Co prawda biednej Greczynce stosunkowo wcześnie mąż zadzwonił i kazał wracać do domu, ale reszta została i pogadałyśmy na wszystkie, babskie tematy, od pomarszczonych szyj, wakacji, problemów szkolnych, problemów rodzicielskich na ociupince polityki międzynarodowej skończywszy.

Rozbawiła mnie do łez przy tym ostatnim temacie jedna z babeczek, która walnęła: "Wiesz, po pierwsze się wstawiłam, po drugie jestem głupia, odśwież mi proszę wizję jak się ma geograficznie Polska do Rosji, Ukrainy i Niemiec bo nie ogarniam". 
Odświeżyłam, wygooglowałam mapę i dalej leciałyśmy z tematem.

Gdy przyjęcie dobiegło końca i ostatnia babeczka opuściła nasze domostwo, po pierwsze okazało się, że wino w rożnych odcieniach smakowało wszystkim, a po drugie, że zostało nam kupę jedzenia, wliczając w to słynną tackę wegańską.
Zrobiłam selekcję produktów, (nie wszystkie są odpowiednie dla świnek morskich) i  resztę zaniosłam naszym pieszczochom, które nie mogły uwierzyć w swoje szczęście, że w środku nocy dostają ekstra wyżerkę.

Kobietki potraktowały schab jak czekoladki i spróbowały po małym kawałeczku, (smakował, ale wiadomo względy dietetyczne), pochłonęły kabanosy, podjadły trochę ogórków kiszonych, ale ogólnie bardzo się ograniczały w jedzeniu, aż żal serce ściskał. Chciałabym zobaczyć ich miny przy tradycyjnym, polskim stole na Święta Bożego Narodzenia.
Okazując prawdziwą odwagę i hart ducha, (czuję tu ewidentny wpływ wina), wprosiły się stadnie na bigos jak go zrobię.

Wygląda na to, że miałaś rację Katarino, równie dobrze garść nasionek i wódka załatwiłaby sprawę aprowizacji przyjęcia, chociaż wyglądałoby zdecydowanie mniej kolorowo, a panie dość szybko ułożyłyby się horyzontalnie przy kominku i prawdopodobnie mimo wezwań apodyktycznych mężów, żadna o własnych siłach nie dałaby rady dojść do domu.

Teraz pozostaje mi tylko czekać i zobaczyć, czy któraś z nich zaakceptowała mnie w całej okazałości i nie będzie się bała zakumplować z dziką Polką, która jest taka sama jak one tylko inna.

1 komentarz:

  1. :)
    No i zobaczymy, czy z tym bigosem to serio było czy tak z rozpędu na rauszu :)

    OdpowiedzUsuń