Postanowiłam trochę oswoić Halloween. No bo ile można się skradać po okolicy, wypatrując koszmarów ? Skoro Amerykanie mogą wymyślić na przykład żarówkę, która zmienia kolory na pilota, (fakt autentyczny, zakupiliśmy kilka i dzieciaki robią sobie dyskotekę w swoich pokojach), to ja mogę zmodyfikować amerykańską wersję Halloween.
Najpierw zgłębiłam trochę temat profesjonalnie, bo od początku intrygowało mnie skąd wzięła się ta mania straszenia. Z wielu teorii, (wszystkie dość ponure), wybrałam jedną, która najbardziej do mnie przemówiła.
Mianowicie wszyscy dekorują domy oraz siebie, żeby odstraszyć złe duchy.
To coś jak "zwalczanie ognia ogniem", o ile oczywiście strach można porównać do płomieni, (może raczej piekielnych, w tym przypadku).
W szaleństwie dekorowania i wręcz prześcigania się, który wystrój jest bardziej przerażający, wszyscy zdają się zapominać o korzeniach tej tradycji, takich jak na przykład, przenikanie świata zmarłych, powrót duchów na nasz ziemski padół itd.
Dużo łatwiej jest przebrać się za mumię, zombi czy pomidora z tasakiem, niż zastanowić się przez chwilę nad przemijaniem czy nieuchronnym końcem każdej egzystencji.
Jest w tym pewna logika, ale jak dla mnie zaprawiona dużą dawką optymistycznej naiwności.
No bo jaki prawdziwy duch z charakterem przestraszy się, plastikowego nagrobka, tudzież gumowego zombiaka, chyba tylko taki z poważną wadą wzroku.
W związku z tym wybrałam inną formę komunikacji pozawerbalnej z amerykańskim światem duchowym, mianowicie liczę na poczucie humoru, tudzież zmysł estetyczny sympatycznych i pokojowo, (mam nadzieję), nastawionych zjaw.
Przed domem umieściliśmy oczywiście dynie, (podświetlone), ale sympatycznie uśmiechnięte, a nie przerażające, przed domem stoi skacowany, ale zdeterminowany mimo deszczu, podświetlany, dmuchany duch, a na drzewie i krzaczkach wiszą trzy uśmiechnięte duchy, które w celu uzyskania dodatkowych efektów specjalnych, owinęłam lampkami.
Ewidentnie wychodzą ze mnie ciągoty bożonarodzeniowe. Już się nie mogę doczekać obwieszania domu i okolicznej roślinności kolorowymi lampkami.
W najbliższy weekend dzieciaki mają się wypowiedzieć w sprawie kostiumów, potem pozostanie mam już tylko zakupić kilka worów słodyczy i nastawić się psychicznie na maraton potworów z sąsiedztwa.
Ja już jestem zaprawiona w bojach, bo utrzymuję z nimi regularne kontakty codziennie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz