niedziela, 7 października 2018

Duch z kibelssawką, czyli Halloween ze słowiańskim przytupem

Ameryka szykuje się na Halloween, a my razem z nią, (nie ma przebacz). 
O dziwo rok temu, o tej porze, straszyły mnie już rożne okropności w drodze do szkoły, a obecnie dopiero wszyscy się rozkręcają, mam wrażenie, że to pogoda trochę ostudziła mordercze zapędy.

Daje mi to nadzieję, że grobowce, kościotrupy i inne straszydła będą mnie prześladować tylko niecały miesiąc, a potem rzucę się w wir dekoracji świątecznych i wtedy to ja zacznę siać postrach wśród sąsiadów.

Podczas niedawnej wizyty mojej teściowej, mój szanowny małżonek zakupił ducha, (plastikowego), wielkości około 30 cm trzymającego urządzenie do przepychania zakorkowanych rur. 
Kiedyś w "Pingwinach z Madagaskaru" ów przyrząd nazywany był niezwykle opisowo, wręcz poetycko "kibelssawką".
Mąż zaśmiewając się ustawił ducha w toalecie i zaczęła się jazda. 

Po pierwsze duszek jest z gatunku sympatycznych nie obrzydliwych i dodatkowo obdarzony w czujnik ruchu. W efekcie gdy, ktoś wchodzi do ubikacji w określonym celu, (niekoniecznie szczytnym), rozpoczyna konwersacje, w przerwach szatańsko chichocząc. 

Rzuca testy w rodzaju:
 "Chyba coś tu zdechło, bo tak śmierdzi",
"Witam, dobrze, że jesteś bo już było śmiertelnie nudno", 
"Czuję, że zaraz stanie się coś strasznego, wiesz o co mi chodzi ? ", 
"Nie zatkaj ubikacji, bo będę cię straszył na zawsze",
"Twój czas się kończy śmiertelniku, tak tylko sobie żartuję, rób co musisz".
Po prostu poezja kiblowa, w dosłownym tego słowa znaczeniu.

Nie wiem co teściowa sobie o nas pomyślała, (zna angielski), ale podejrzanie często zaczęła używać drugiej łazienki.

Okazało się, że duch toaletowy, był dopiero przygrywką, mężuś bowiem ewidentnie złapał bakcyla halloweenowego. 
Najpierw robił podchody, w końcu spojrzał mi w oczy i dzielnie wyartykułował: "Wiesz, ja to bym walnął ducha w ogrodzie". 
Zrozumiałam, że nie zainteresował się nagle spirytyzmem i nie ma ochoty na grupowe mordobicie ze zjawami, tylko zapragnął nabyć dekorację, w celu straszenia humorystycznego na wiekszą skalę. Najwyraźniej tak na niego wpłynął duszek z kibelzsawką.

Wtedy uświadomiłam sobie, że moglibyśmy ustawić przed domem na trawniku wielkiego smoka. To już zdecydowanie bardziej załapywało się na moje fantazje, a dodatkowo wykoncypowałam, że wielki gad mógłby zasłonić jakieś okropieństwo, które znajdzie mąż.
Co prawda jeszcze chętniej ustawiałabym pegaza, ale latające konie, nawet mitologiczne, nie podpadają niestety pod potwory halloweenowe. 

Mąż lekko się zestresował wizją smoka, ale dzielnie ruszył na zakupy. 
Myślę, że szczęśliwie dla wszystkich zainteresowanych, smok okazał się zdecydowanie za duży i zdecydowanie za straszny, jak na nasze potrzeby emocjonalne.

Znalazł się natomiast mały, roześmiany duch, którego mój mężuś natychmiast zakupił, po czym zainstalował na trawniku przed domem, wmawiając wszystkim, że robi to dla dzieci. 
Oczywiście nikt mu nie uwierzył.

Duch należy do zjaw średnio wyrośniętych i zupełnie nieprzerażających, wygląda raczej na mocno skacowanego i wykończonego nocnym trybem życia, (prawie jak ja przed pierwszą kawą).

Do kompletu zawiesiłam trzy roześmiane duchy, (zakupione w zeszłym roku), na drzewkach przed domem, niech sobie powiewają na wietrze, jeden ma dzwoneczki, także teraz brakuje nam tylko motylków i brokatu do kompletu. 
Wygląda na to, że jak zbierzemy się do kupy, (zaczynam dostrzegać wpływ ducha ubikacyjnego),  to jesteśmy w stanie zrujnować przerażający klimat prawdziwego, halloweenowego święta w wersji amerykańskiej, (a nie jest to łatwe). Górą Nasi !

Podczas zakupu ducha, nasza córka wyczaiła innego smoka. Wielki, dmuchany, roześmiany w ubraniu Świętego Mikołaja, (wielkie bydlę, ale słodkie), stał i kusił. 
Córka spojrzała na mnie i zapytała z nadzieją: "Walniemy go sobie przed domem na Święta, co ?"

No i co ja mam zrobić, oczywiście, że sobie walniemy, razem z Myszką Miki i Mini i miśkiem polarnym, jednym słowem, całym dmuchanym towarzystwem z zeszłego roku. 

Mam tylko nadzieję, że wystarczy nam miejsca, bo jeszcze w sprawie dekorowania terenów zielonych nie wypowiedział się nasz junior.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz