środa, 26 września 2018

Szkockie duchy, czyli trochę transcendentalnej rozrywki

W ciągu naszych, dwóch podróży po Szkocji zatrzymaliśmy się w sumie w kilkunastu pensjonatach. Spora część to były nowoczesne budynki, położone w przyjemnych miejscach. 

Pamiętam na przykład jeden, który nie różnił się niczym specjalnym od standardowego pokoju hotelowego, ale miał piękny widok na pola i ocean, (czasami przechodziły owce, trochę mniej piękne).

Oprócz pierwszego hoteliku, o którym pisałam na początku, były jeszcze dwa, które zdecydowanie odbiegały od normy. 
Pierwszy, to był stary budynek należący do kościoła znajdującego się obok. 
Wiązała się z nim romantyczna historia miłosna. 

Mianowicie księżniczka, zapałała gorącym uczuciem do duchownego, (szcześliwie dla obojga nie obowiązywał go celibat) i najwyraźniej nie była aż tak ważną personą bo udało im się zawrzeć związek małżeński.

Pobrali się i głównie ze względu na pochodzenie panny młodej, pan młody dość szybko awansował w hierarchii kościelnej. Zamieszkali właśnie w tym domu, który został ociupinkę podrasowany na potrzeby arystokratki.

Między innymi miał idealnie zachowaną zabytkową podłogę w holu. 
Pensjonat prowadziło, (tylko raz mi się to przydarzyło), małżeństwo Anglików, oboje byli niesamowicie dumni z kolorowej, podłogowej mozaiki.

Jak się nad tym zastanowić to faktycznie było coś romantycznego w fakcie spacerowania śladami księżniczki. Według właścicielki, czasami można było usłyszeć kroki arystokratki przemierzającej pokoje, (najbardziej słyszalne oczywiście miały być w holu). 
Ducha nie usłyszałam i od razu się przyznam, że nie pamiętam jak miała na imię zakochana arystokratka.

Drugi hotelik, był niespodzianką jaką zrobił mi mąż. Cały czas zachowywał twarz pokerzysty i nie miałam pojęcia, że coś kombinuje. 
W momencie jak GPS zaprowadził nas na miejsce, zaczęłam się obawiać, że wyprowadził nas raczej na manowce. 

Podjechaliśmy bowiem pod pałacyk, z ogrodem i podjazdem, (jak na filmach). 
Na gołe oko było widać, że budynek jest stary, zupełnie nie przypomniał "pensjonacików na godziny". 

Wyszedł do nas właściciel około 35 lat. Byłam przekonana, że uprzejmie nas poprosi, żebyśmy zmienili lokalizację, tymczasem okazało się, że na nas czekał. 
Wprowadził mnie, lekko ogłuszoną do środka, wewnątrz budynek był utrzymany w stylu adekwatnym do swojego wieku, a był to słuszny wiek. 

Według właściciela, w pobliskim urzędzie notarialnym były dowody, że budynek już stał 600 lat temu. Nikt nie znał dokładnej daty powstania, ale jakakolwiek była to mogła być tylko starsza. 
I jak każdy pałac, (nawet taki mały), miał swojego, potencjalnego ducha. 
Potencjalnego bo nawet biorąc pod uwagę swoją barwną, historię, nie chciał za bardzo straszyć. 

Obecny właściciel nie był bowiem potomkiem, posiadłość nabyli jego rodzice kiedy ostatni z rodu pożegnał się na zawsze z tym łez padołem. 
A pożegnał się z hukiem, można powiedzieć dosłownym. 

Ów osobnik nie miał dzieci i prowadził, smutny, wręcz pustelniczy tryb życia. 
Lubił sobie dowcipniś stawać w największym pokoju z pięknymi, wykuszowymi oknami i sobie z nich strzelać, (takie hobby sobie znalazł nieboraczek).
Nie strzelał do ludzi, ale niewątpliwie jego zwyczaje miały wpływ na fakt, że nie miewał dużo gości. Zapewne sąsiedzi obawiali się przypadkowego odstrzału. 
Był bogaty, względnie młody i nikt nie rozumiał jego zachowania. 

W celach prawdopodobnie marketingowych do historii został natychmiast włączony wątek nieszczęśliwej miłości. 
Jak było naprawdę to wiedział tylko smętny arystokrata. Pewnego dnia emocje wzięły górę i zamiast strzelać do przebiegających królików, strzelił sobie w łeb. Miało to miejsce stosunkowo, jak na duchy niedawno, bo w latach 60- tych ubiegłego wieku.

I tutaj historia jest lekko zamącona. Prawdopodobnie w celu nie odstraszania turystów, właściciel utrzymywał, że nieszczęsny kochanek dokonał żywota w pobliskim szpitalu, a nie w swojej posiadłości. 
Co do tego nie byłam do końca przekonana, ale nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Ludzie potrafią bardzie wystraszyć niż duchy.

Ponieważ udało nam się zameldować, kiedy wszystkie pokoje były puste, (reszta gości dojechała po paru godzinach), udało mi się bezczelnie zwiedzić cały pałacyk. 
Z duchem czy bez był naprawdę piękny. 
Pokoje pełne antyków i ozdobnych drobiazgów, może przez to, że były cały czas używane sprawiały niesamowite wrażenie, miałam uczucie, że za chwilę faktycznie jakiś duch wparuje do pokoju.

Przeżyliśmy tam fajną przygodę. Pokój, który wynajmowaliśmy był wyłożony boazerią. Właściciel dając nam klucze powiedział, że w tym pokoju jest skrytka w ścianie. 

Oczywiście nie mogliśmy zignorować takiego wyzwania. Zajęło nam to trochę czasu, pukaliśmy jak pijane dzięcioły i w pewnym momencie, puf otworzyła się część boazerii. Za nią faktycznie była skrytka, stara, aczkolwiek odrobinę zmodernizowana, bo dowcipny właściciel umieścił tam czajnik, cukier i herbatę ekspresową.

Spędziliśmy tam bardzo romantyczne chwile, ale chyba najbardziej magicznie było, jak zwiedzaliśmy zamek nad brzegiem morza. Najczęściej, co naturalne, zamki były budowane w pobliżu jezior i rzek ze względu na dostęp do słodkiej wody. 

Dlatego ten był tak wyjątkowy. Był duży, ale największe wrażenie robił jego sąsiad, rownież stojący prawie na plaży oddalony od niego o mniej więcej kilometr.
Widziałam go w promieniach zachodzącego słońca, (już naprawdę trudno o bardziej romantyczny moment) i pomimo faktu, że to też były ruiny z daleka wyglądał jak zamieszkały. I to dopiero był szał.

Uczucie nie do opisania. Nie mieliśmy czasu, żeby go obejrzeć z bliska, (bo trzeba było jechać kawał naokoło) i może dobrze, dzięki temu w pamięci została mi piękna iluzja. 
Tak, tam zdecydowanie mogły być jakieś duchy.

Tu będzie mały aneksik do powyższego posta. 
Moja córka, która najczęściej jest moją, pierwszą czytelniczką, po przeczytaniu tego wpisu prawie popłakała się ze śmiechu. 
Nie powiem, zrobiło mi się miło, że dziecko docenia potencjał twórczy i poczucie humoru matki.

Z ciekawości zapytałam, który fragment tej historii tak rozweselająco na nią wpłynął. 
Na co moja córka udzieliła mi następującej odpowiedzi:
" I ty się dziwisz mamo, że wszystkie pokoje były puste, jak facet na wejściu opowiadał o odstrzeleniu głowy".



2 komentarze:

  1. Kategorycznie żądam zdjęć !!!!!!!!!!!!! - zarówno ponad 600-letniego pałacyko-hoteliku, jak i tego magicznego z daleka nad brzegiem morza.

    OdpowiedzUsuń