sobota, 8 września 2018

Różowe baleriny, czyli gdzie leziesz Babo

Tytułowa Baba to ja, a wszystko zaczęło się od lekcji tańca, (całe szczęście nie moich).

Nasze dzieci, powiem nieskromnie, (bo mogę, a co), mają talent muzyczny, świetne wyczucie rytmu i naprawdę fajnie tańczą, nie śpiewają i nie grają na żadnym instrumencie, (jeszcze), bo junior rozważa gitarę.

Uparcie natomiast twierdzi, że ponieważ taniec jest niemęski, (mam nadzieję, że mu to minie ), to będzie kopał rowy, (zdaje się, że dosłownie skoro zapisał się na ogrodnictwo). 

Córka za to po zaliczeniu pierwszego roku w Stanach, postanowiła trochę poszaleć i wyżyć się artystycznie. 

Zaczęła od tańca, znalazła sobie szkołę, zapisała na zajęcia, my tylko musieliśmy uiścić opłatę, takie mamy zorganizowane dziecko.

Następnie dostaliśmy listę potrzebnych sprzętów do tańca, w zależności od stylu. 
Na szczęście, okazało się, że głownie brakuje jej butów, (zapisała się na jazz) i jako przyzwoici rodzice wyruszyliśmy do specjalnego sklepu, żeby kupić odpowiednie obuwie, żeby nam się dziecko nie potknęło w tych pląsach.

Do sklepu, jak przystało na Matkę Polkę udałam się z córką osobiście, (mąż stchórzył, wersja oficjalna, nie miał gdzie zaparkować).
Przekroczyłam próg i znalazłam się w czymś rodzaju alternatywnej rzeczywistości.

Wszędzie wisiały stroje do rożnego rodzaju tańców, oczywiście największe wrażenie robiły te do baletu klasycznego. 
Tiule, brylanty, wszędzie róż, światła, buty, biżuteria, nawet sztuczne rzęsy. 
Na ścianach wisiały plakaty sławnych balerin, a wsród zjawiskowych kreacji królowało hasło: "To nie ja wybrałam taniec, to taniec wybrał mnie" (no naprawdę).

Czekałam tylko na stukot kopyt jednorożca, który powinien czuć się świetnie w tym środowisku, wiadomo mocno tęczowo i mnóstwo dziewic.

W sklepie bowiem kłębiło się stado matek, (tutaj troszkę ubarwiłam te dziewice) i nie mniejsze stadko dziewczynek, od malutkich do nastolatek. 

Matki z szaleństwem w oczach wybierały stroje i odpowiednie buty, dziewczynki mierzyły, jedyny obecny mężczyzna, (jakiś biedny ojciec), krył się przerażony w kącie. 

Do pełni szczęścia na ścianie królowało olbrzymie lustro, jak na sali do prób z drążkiem.
Już na tym etapie inne matki jak rekiny wyczuły, że nie mam zielonego pojęcia co tam robię. 
Obrzucały mnie krytycznymi spojrzeniami, najwyraźniej nie przejawiałam odpowiednio uduchowionej postawy, ale w moim życiu to ja wybieram jak i z kim tańczę, a nie odwrotnie.

Nie chcąc nikogo  sprowokować, cichutko przycupnęłam w kącie, a moja córka rozpoczęła rozmowy z konsultantką, (dzięki Ci Panie Boże za jej znajomość języka).
Buty znalazła, jak dla mnie takie ciżemkowate, ale najważniejsze wygodne i odpowiednie.

Odetchnęłam i odważnie zaczęłam się rozglądać po tym wyrafinowanym przybytku tańców artystycznych.

Zainteresowały mnie stroje, piękne, kolorowe, świecące i oczywiście w rożnych rozmiarach. Najmniejszy kostiumik, (zmierzyłam), miał około 40 cm długości, aż mi się serce ścisnęło na myśl o tych maluchach, ćwiczących przy tym drążku, czy im się to podoba czy nie.

Dodatkowo moja córka spróbowała baletek, (zawsze ją takie buty fascynowały), abstrahując, że są koszmarnie niewygodne i dewastują stawy, są tak twarde, że można nimi z łatwością kogoś uszkodzić, na przykład waląc na odlew w obronie własnej.

Szczerze mówiąc, dziwię się, że jeszcze żadna matka nie oberwała takim obuwiem od swojej córki.

Uwielbiam balet klasyczny, jest piękny, przyznaję bez bicia, że egoistycznie bardzo cieszę się, że istnieją mężczyźni i kobiety, którzy dostarczają mi tak wspaniałych wrażeń artystycznych, ale nigdy nie pozwoliłabym mojej córce uczyć się go tańczyć.

Z baletem klasycznym, jest jak z końmi. Obie rzeczy są niezwykle piękne, wręcz zjawiskowe, ale obie stanowią realne zagrożenie dla zdrowia i życia. 

Konie są nieprzewidywalne i niebezpieczne, co prawda nie mordują nikogo specjalnie, ale wystarczy spaść z konia tylko jeden raz. 
Po za tym uważam, że konie powinny galopować wolne i nieujarzmione bez jeźdźców, wtedy jest to naprawdę porywający widok. 
Bez względu na fakt, że nie mam zaufania do tych zwierząt, wierzę, że konie urodziły się, żeby być dzikie i wolne i nie potrzebują do szczęścia ludzi.

A te piękne, zwiewne baleriny są jak kolorowe motyle. Ich kariera jest krótka, pełna koszmarnego wysiłku i wyrzeczeń, (z anoreksją czyhającą w tle), a dalsze życie, na skutek zmian w stawach pełne nieustającego bólu.

Opuszczałam sklep z prawdziwa ulgą, zawsze uważałam, że fanatyzm w każdej dziedzinie życia jest szkodliwy, okazuje się, że nawet w tak rozrywkowej jak taniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz