poniedziałek, 10 września 2018

Muszla (klozetowa), czyli odgłosy zupełnie niemorskie


Jest taki stary kawał żydowski, jak rabin poradził narzekającemu na warunki lokalowe mężczyźnie, żeby przygarnął całą, dalszą rodzine i kozę. Potem jak pozbył się wszystkich łącznie z kozą, czuł się jakby mieszkał w przestronnym pałacu.


U nas miała miejsce podobna sytuacja, mianowicie jak każda amerykańska nastolatka z przedmieść, moja córka dorobiła się pokoju z małą, ale własną łazienką. 
Oczywiście ubikacja rownież wchodziła w skład tego luksusu.


Od początku naszego pobytu właśnie ta część tego luksusu była ociupinkę wadliwa, to znaczy non stop się zapychała. 

Fachowcy nawiedzali nas regularnie i wreszcie po paru miesiącach wpadli na genialny pomysł wymiany całej muszli z oprzyrządowaniem. Po następnych paru miesiącach, kilku emailach do właściciela domu i kilkudziesięciu przypominających telefonów do szefa fachowców, przystąpili do realizacji.

Na szczęście dla wszystkich zainteresowanych w naszym domu jest jedna nadprogramową łazienka, z której moje dziecko korzystało. 

Ja, wykazując się oślim uporem, czyli asertywnością, nie ustawałam w wysiłkach i wreszcie nadszedł ten długo wyczekiwany dzień i pojawił się fachowiec. 

Wszedł wyluzowany i zapytał po hiszpańsku: "Co się dzieje ?" 

W tym momencie, jeszcze nic się nie działo, ale miało wielką szansę wydarzyć się morderstwo, przez utopienie wesołka w muszli. Ze względu na jego gabaryty, charakterystyczne dla latynoskich macho, jak nic by się zmieścił.

Na szczęście dla facecika, przytargał ze sobą muszlę na wymianę, a nawet wykazując się wręcz szokującą ambicją dwie.

Szczęściem dla mnie, (dla gościa to nie wiem), w domu była córka, w związku z czym uszczęśliwiłam pana informacją, że problemów komunikacyjnych nie będzie, bo oto to słowiańskie dziewczę mówi biegle w jego języku, (czyli już mnie nie przerobi cwaniaczek).

Facecik załapał aluzję i rozpoczął starania, z moją córką patrzącą mu na ręce, bo pechowo dla niego oprócz języka ma jeszcze smykałkę techniczną.


Oczywiście jedną z muszli przywiózł złą (nie ten rozmiar), ale szcześliwie druga była odpowiednia i oto moja córka dorobiła się wreszcie swojej własnej łazienki, wersja ful wypas-luksus.
Zdaje się, że poczuła się jak ten gość z kawałku, jak już się pozbył kozy.



A fachowiec obiecał stawić się do dalszych wymian w okresie późniejszym, bo okazało się, że spontanicznie zaplanowali wymianę wszystkich muszli. 
Generalnie nie mam nic przeciwko, szkoda tylko, że dowiaduję się ostatnia.


Za parę dni przylatuje z wizytą moja teściowa, znając moje szczęście jak nic trafi na generalną wymianę kibli.

I to są te chwile, kiedy zdecydowanie mam ochotę komuś przywalić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz