piątek, 17 sierpnia 2018

Karaibskie szaleństwa, czyli nocne rytmy wyspy

Cały czas chłonę wyspę, można powiedzieć całą sobą. Nieustająco napawam się widokiem morza i palm, (tak wiem, można by powiedzieć co ona tam szalona kobieta widzi ?), odpowiadam szczerze: wszystko.

Chcąc zobaczyć jeszcze więcej odwiedziliśmy inną plażę, uważaną za jedną z najpiękniejszych na wyspie. 
Myślę, że jest w stanie spełnić wszystkie karaibskie wyobrażenia i marzenia.

Olbrzymia, piaszczysta, (piaseczek drobniusieńki i biały, oczywiście zebraliśmy worek do domu) i kolor wody nie podrobienia, (wody nie zabieraliśmy, działa tylko razem z niebiem).

Ponieważ w ogóle nie było tam podwodnych skal, wydawało się, że jest bardzo płytko, a w rzeczywistości bardzo szybko robiło się głęboko. 

Ze względu na przejrzystość miało się wrażenie jakby się pływało w niebie, a nie w wodzie, nie w sensie metafizycznym oczywiście tylko kolorowym.

Cumowały statki, żaglówki, pływały wodne skutery. 
Czarne chłopaki usiłowały podrywać moją blond córkę.
Jednym słowem plaża tętniła życiem, nie pomna na fakt, że jest jeszcze przed sezonem.


Spędziliśmy tam wspaniały dzień, nie było muszelek, ale wyłowiliśmy mnóstwo koralowców, które będziemy rownież oczywiście zabierać ze sobą.


Jak teraz patrzę na zdjęcia, które zrobiliśmy w tej, niesamowitej wodzie, nie mogę uwierzyć, że to się wydarzyło naprawdę.

Nasza, hotelowa plaża chociaż jest zdecydowanie mniejsza i ma pierścień ze skał oraz obowiązkowe palmy jest zdecydowanie piękniejsza. 
Standardowo morze ma tu pięć, (zdarza się, że więcej) odcieni błękitu. 

To są te momenty, w których strasznie żałuję, że nie mam talentu malarskiego i cieszę się, że Bóg pozwolił ludziom wynaleźć aparat fotograficzny.

I tylko żółwiki usilnie nie chcą się wykluwać. Już wczoraj wieczorem byłam prawie gotowa rozkopać jakieś gniazdo, ale odpuściłam, taka szlachetna bestia jestem. 
Niech sobie maluchy śpią, jeszcze się zdążą namęczyć. 
Wyobrażam sobie jaki to musi być szok, wykluwają się biedaki, wykopują, a tu czekają na nie wielkie, ciekawskie ryje.

Z tej perspektywy, faktycznie nie ma się do czego śpieszyć.


W przerwach obserwuję ludzi i to mocno poszerza moje horyzonty.
Udało nam się załapać na dwa wieczorki, jeden typowo muzyczny i drugi kulturowo-rozrywkowo-oświatowy. I na jednym i drugim chłonęłam wrażenia, (a było ich sporo), jak gąbka.



Na muzycznym wystąpiły trzy dziewczyny lub kobiety, (nawet nie próbowałam zgadywać  wieku). 
Wszystkie bardzo ładne z pięknymi głosami i zgodnie z podpieczonym na lekkiego homara mężem stwierdziliśmy, że mogłyby spokojnie zaistnieć na międzynarodowym rynku muzycznym, gdyby nie ich ciała. 



Według standardów barbadoskich wyglądały normalnie lub wręcz jak ucieleśnienie męskich marzeń. 
Według standardów europejskich, o amerykańskich nie wspominając to była rozpacz w biały dzień.

Wszystkie sprawiały wrażenie lekko napompowanych, olbrzymie biusty, typowe, dawno zapomniane rubensowskie kształty i to co zdecydowanie rzuca się tu najbardziej w oczy, olbrzymie pupy.


Tutaj powiedzenie, "że nie to co ładne, tylko to co się komuś podoba", nabiera zupełnie innej mocy. Dowiedzieliśmy się, że bardzo często miejscowe celebrytki i artystki rożnego autoramentu specjalnie robią sobie operacje, w celu powiększenia pośladków. 

Patrząc na nie przez uprzedzenia i przyzwyczajenia widzi się karykaturalnie wyglądające dziewczyny, po pozbyciu się kołtuńskich okularów pozostają atrakcyjne o niezwykłej urodzie młode kobiety.


Jeszcze bardziej było to widoczne podczas drugiego wieczoru, gdzie głownie odbywały  się pokazy tańców. 
Najlepiej tańczyły najbardziej zaokrąglone dziewczyny. I tu znowu działała dziwna magia, jak stały wyglądały jak przeciętne kobiety z olbrzymią nadwagą, a jak zaczynały tańczyć nie widziało się kilogramów, celulitu czy innych absurdów tylko wręcz można było poczuć rytm jakim rezonuje Barbados. 


Wiem, zabrzmiało okropnie górnolotnie, ale tak to odczuwałam, nie mogłam oderwać oczu od tych tancerek, tu nie było nadwagi to były zapomniane afrykańskie rytmy, które przetrwały tyle lat po upadku niewolnictwa.

Jest jeszcze jedna dziwna rzecz, widziałam kilka białych kobiet, które zupełnie nieźle naśladowały barbadoskie tańce i zawsze wyglądało to trochę wulgarnie, po prostu energiczne potrząsanie pupą, zero magii.

Dla odmiany przeciętni, barbadoscy mężczyźni są raczej szczupłej budowy ciała. Tancerze byli bardziej umięśnieni i tu myślę, że wszystkie przedstawicielki płci pięknej miałyby co podziwiać. 

Bez względu na rodzaj tańca, (widziałam nawet obłędne pląsy na szczudłach), panowie wyglądali niesamowicie atrakcyjnie, według wszystkich standardów, można powiedzieć światowych, oczywiście oprócz koloru skory (jeżeli ktoś ma z tym problem).

Mianowicie to jest jeden z tych istotnych faktów, które są nie do zaakceptowania przez rasistów, społeczność Barbadoska jest czarna (bardzo). 
I nie ma na to innego określenia, zresztą nie widzę nic złego w tym. 

Oczywiście czasami zdarzają się osobnicy o odrobine jaśniejszej karnacji, najczęściej kiedy jakiś biały przodek zapałał gorącym, zakazanym uczuciem do czarnoskórej piękności.


Przy okazji przeszłam krótki kurs rozumienia mieszkańców. 
Według nich samych cenią sobie w życiu spokój, relaks i prostotę. I to jest widoczne wszędzie, ludzie żyją jak na lekko zwolnionych obrotach. 


Piękne domy stoją zrujnowane, bo akurat nie ma chętnych do remontu, sposób zachowania tubylców przypomina raczej rozleniwionych turystów, a nie obywateli kraju, który praktycznie utrzymuje się z turystyki. 

Jestem przekonana, że mimo ciężkiej pracy bardziej wypoczęta i zdecydowanie mniej spięta jest tutaj miejscowa ludność, a nie leżący i przypiekający się na leżaczkach wczasowicze pochłaniający kolorowe drinki z rumem.

Siedząc pod kolorowymi, karaibskimi gwiazdami i podziwiając popisy artystyczne, zadałam sobie pytanie jak ci ludzie mogą być szczęśliwi gdziekolwiek indziej. 

Z jedne strony rozumiem zwłaszcza młode pokolenie, które pragnie przygód, bo Barbados jest małą wyspą i ci młodzi ludzie, jak każdy kto dopiero wkracza w dorosłość chcą się wyrwać z gniazda i popróbować sił w wielkim świecie. 

Każdemu z nich marzy się sukces i kariera na miarę Rihanny. Ale z drugiej strony, bardzo pesymistycznie, nie wydaje mi się, żeby cały ten wielki, kuszący, nieodkryty świat mógł im zaoferować to co mają, mimo czasami bardzo skromnych warunków w domu, mianowicie całkowitą akceptację, godność i wolność.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz