sobota, 9 czerwca 2018

Bojownik wspaniały, czyli po prostu przeznaczenie

Jak poprzednio pisałam, moje rodzinne stado dopadło zmęczenie lub raczej totalne wycieńczenie organizmu. 

W sferze fizycznej, jak to mawiał mój ulubiony bohater Pawlak "wot podupadliśmy" i tutaj pozostaje czekać na wakacje, które na szczęście zbliżają się wielkimi skokami, żeby odespać i jak to mawiał mój drugi ulubiony bohater Kubuś Puchatek "pobawić się w nicnierobienie".

Ja w sferze emocjonalnej, jak już pisałam pozbyłam się znacząco zahamowań i szczerość ze mnie wybucha (razem z totalnym brakiem wyrozumiałości, głownie dla głupoty), mój mąż jak typowy chłop, zamiast się zamartwiać, wziął się za bary z pracą, także dziwię się, że jeszcze wraca do domu na noc, a dzieci odreagowały jeszcze inaczej i tutaj zaczyna się robić rozrywkowo.


Córka, najwyraźniej biorąc częściowo przykład z mamusi, parę razy publicznie wyraziła swoje poglądy dotyczące rożnych palących problemów współczesnego świata. 
Po tych dyskusjach nauczycielka na pewno nabrała szacunku do mojego dziecka, ale też z pewnością odetchnęła, że nie będzie już musiała odpowiadać na niewygodne pytania w przyszłym roku. 
Do szkoły w każdym razie nas nie wzywali. 



A patrząc na wyczyny tatusia moje dziecko zdecydowało się zaharowywać do końca roku, niedosypiać i ogólnie wykańczać tym psychicznie swoją matkę. 
Wiąże się to z tym, że w Stanach w tym samym tygodniu kiedy kończy się rok szkolny są milusie egzaminy z całego roku, z kilku najważniejszych przedmiotów, taka sympatyczna rozrywka przed wakacjami.


Ale mimo wszystko najwięcej rozrywki dostarczył nam najmłodszy członek stada. 


Zaczęło się niewinnie od projektu szkolnego opisującego ekosystem wodny. 
Oczywiście zamiast w nudny sposób przybliżyć problem dzieciakom, nauczyciele zorganizowali rybki, a uczniowie musieli urządzić akwaria ze wszystkimi roślinkami, kamykami, ślimakami, robalami i całą resztą. 
Empiryczne zbliżenie do tematu (bardzo amerykańskie).



Następnie uczniowie oczywiście musieli o owe rybki dbać, jednocześnie obserwując ekosystem.
I tak minęły dwa miesiące i mój syn oficjalnie twardziel, nieoficjalnie bardzo uczuciowy dzieciak, przywiązał się do swojej rybki, która podobno odwzajemniała jego uczucie, spoglądając mu często porozumiewawczo w oczy.
Nie wiem co sobie myśleli nauczyciele, co się stanie z tymi rybami po zakończeniu obserwacji ekosystemu, ale zdecydowanie nie przemyśleli tematu do końca.


Najpierw padła jedna rybka, (przyczyny zgonu nieznane), ale nie wywołało to większego poruszenia wsród młodych,  potencjalnych ichtiologów. 

Ale niestety cztery dni temu kolega z klasy specjalnie lub nie, przewrócił akwarium syna i jego rybka zgineła śmiercią tragiczną na jego oczach, bo zanim ją znaleźli (była malutka), to było już zecydowanie za późno na reanimację.
I to był ten ostatni cios, który znokautował moje dziecko i rozłożył na łopatki (tym razem emocjonalne).

Z jednej strony strasznie przykro było patrzeć jak dzieciak cierpi, ale z drugiej strony odezwał się rodzicielski, nudny rozsądek, że myślenie o rybkach kiedy praktycznie zaczynają się wakacje, nie jest najmądrzejszą życiową decyzją. 

Mieliśmy nadzieję (naiwniaki), że sprawa przyschnie. I faktycznie wyglądało na to, że syn pomału dochodzi do siebie po śmierci podopiecznego, ale widać było, że melancholia go podgryza od środka.

Wierzę w przeznaczenie, chociaż nigdy nie sądziłam, że tym razem wtrąci się w nasze życie w taki śmieszny sposób. 

Malutkie wyjaśnienie, w Stanach jest mnóstwo rożnych sklepów, jak wszędzie na świecie, ale w Ameryce są też sklepy, gdzie za parę dolarów oprócz mnóstwa rożnych śmiesznych, kiczowatych pamiątek można trafić czasami na fajne rzeczy. 

Już od jakiegoś czasu mieliśmy ochotę zwiedzić jeden z takich egzotycznych sezamów. 
Sklep z rodzaju "mydło i powidło" dostarczył nam niezwykle pożądanej ostatnio rozrywki. 

Cała nasza trójka, (syn w tym czasie wizytował kolegę), zagubiła się miedzy półkami zapełnionymi rożnymi dobrami z Kambodży, Wietnamu i Tajlandii. 

Po dłuższym czasie spotkaliśmy się przy kasie, mąż pokładający się ze śmiechu z polską flagą (na całe szczęście wersja mini), córka w odjazdowych okularach przeciwsłonecznych i ja praktyczna do bólu Matka Polka z papierowymi talerzami i miseczkami na małe przyjęcie w ogrodzie, które zaplanowały moje dzieci na przyszły tydzień.

Stanęliśmy karnie w kolejce do kasy, właściciele o mocno egzotycznym wyglądzie, oczywiście nie mówiący po angielsku, sprawnie nas podliczyli i wtedy zobaczyliśmy stojące przy kasie plastikowe kubeczki z pływającymi żywymi, kolorowymi rybkami w środku. 

Nie było wyjścia przeznaczenie wyczekująco nam sie przyglądało, a nasza córka, w natchnieniu dodatkowo niezwykle plastycznie odmalowała radość biednego braciszka po przejściach, kiedy otrzyma własną, żywą rybkę.

Cena szczęścia dwa dolary, po prostu interes życia. Za całą resztę to znaczy akwarium, żwirek, roślinki, skałki z dziurkami do chowania, grzałkę i jedzonko zapłaciliśmy kartą w normalnym sklepie zoologicznym (tu interes życia zdecydowanie zrobił ktoś inny).

Dzięki internetowi sprawdziliśmy tożsamość nowego członka rodziny, okazało się, iż zostaliśmy dumnymi posiadaczami bojownika wspaniałego (sądząc z opisu na 99% mężczyzny), niezwykle wojowniczej, pięknej i pełnej godności ryby, zagrożonej wyginięciem, która powinna spędzać życie w samotności, bo ewentualnych towarzyszy lubi spożywać na posiłki.
Rybek zdecydowanie wegetarianinem nie jest, całe szczęście, że jedzenie jest w postaci granulek, bo ja z kolei nie jestem rzeźnikiem.

Po dotarciu do domu okazało się, że akwarium przecieka, szczęśliwie dla nowego mieszkańca zauważyliśmy na czas potop, mąż wykonał dodatkową jazdę do sklepu, wrócił z nowym akwarium, tym razem dzięki Bogu szczelnym i urządziliśmy rybkowi wodny apartament.

I kiedy już wszystko było gotowe, zadaliśmy sobie pytanie co właściwie te rybki robiły w takim sklepiku. 
Wygląda na to, że Meksykanie, (z całym szacunkiem), nie są jedynymi nielegalnymi emigrantami w tym kraju.

Rybkę kupisz za grosze, za resztę zapłacisz kartą, mina i poprawa samopoczucia twojego dziecka bezcenne, a od przeznaczenia nie uciekniesz.


3 komentarze:

  1. A nie będzie rybkowi smutno samemu ? Może trzeba mu jednak kumpla albo koleżankę dokupic za 2$ ?:)
    Ale serio - prawie wszystkie zywe stworzenia lepiej się chowają w kupie ... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te nie mogą mieć towarzystwa. Sprawdziliśmy. Lubią być same. Nawet w sklepie są trzymane oddzielnie. Walczą ze wszystkimi. Ten typ tak ma, ale wyglada na zadowolonego z życia.🐠😘

      Usuń
  2. Aha :)No to ok :)
    Jak widać rybki - w zależnosci od gatunku też maja różne "osobowości" :)

    OdpowiedzUsuń