poniedziałek, 12 marca 2018

Trochę wpadek towarzyskich, czyli czas na chwilę rozrywki

Ostatnio mówiąc oględnie, dałam plamę. Niestety można powiedzieć, że więcej niż jedną. Wszystkiemu jest winna moja wrodzona, nieokiełznana skłonność do mówienia prawdy. 

A wszystko zaczęło się jak w bajkach, kiedy księżniczka (już w wieku okołomenopauzalnym, ale młoda duchem), wybrała się na bal (babski wypad, spacerek i obiadek), księcia chwilowo zabrakło.

Dwie znajome mamy wstrząśnięte do głębi moją, spokojną, przepełnioną interesującymi książkami egzystencją postanowiły mnie rozerwać, na szczęście w stylu amerykańskiego przedmieścia, a nie dosłownie.

Obie kobiety darzę sympatią i uważam, że należy się integrować, tak więc o umówionej porze byłam gotowa żeby rozpocząć część rozrywkową.

Zaczęłyśmy od spacerku, bardzo energicznego, bo zimno się znowu zrobiło niestety straszliwie i co poniektóre części ciała zaczęły się marszczyć (przy odrobinie wyobraźni można łatwo zgadnąć które).

Mamy chciały mnie uszczęśliwić kawą w kubku, zdołałam dzielnie wynegocjować herbatkę. 

Muszę przyznać, że taki spacerek jak nos prawie odpada i traci się czucie w palcach, z gorącym napojem znacznie zyskuje na atrakcyjności.

Oczekiwałam jak zwykle tematów szkolno  - dzieciakowych i nie zawiodłam się, ale najpierw rozpoczęłyśmy obchód butików. 

Normalnie omijam szerokim łukiem tę część naszego przedmieścia, bo ceny są mówiąc delikatnie nieetyczne. Ale do towarzystwa pozachwycałam się kolorowymi szmatkami na lato. Jedna mama zakupiła spodenki plażowe dla całej rodziny (styl mocno hawajski), cena mocno kosmiczna.

Po odbyciu obowiązkowego mini maratonu, dotarłyśmy do knajpki na lunch (po polsku coś takiego jak obiad, ale dużo mniejszy). Najpierw się okazało, że obie mamy (bardzo szczupłe), zamówiły porcje jak dla przysłowiowego ptaszka, chociaż moje ptaszki ogrodowe najwidoczniej nie znają tego powiedzenia bo obżerają się na potegę i są przyjemnie zaokrąglone.

Ponieważ nie nastawiałam się na specjalne obżarstwo, miniaturowe porcje nie zrujnowały mojego pogodnego nastawienia (do czasu). 

Jako pierwsza przysłowiowa plama wypłynęła II Wojna Światowa, okazało się bowiem, ku okropnej konsternacji obu mam, że nigdy w życiu nie zwiedziłam żadnego obozu koncentracyjnego. Wręcz czułam, że moje akcje odrobinę zatrzęsły się i spadły o kilka punktów. 
Prawda jest taka, że nigdy nie mogłam się na to zdobyć. Wystarczy mi to co przeczytałam i obejrzałam o tych przerażający czasach.

No a potem to już poleciało z górki. Okazało się, bowiem, że w szkole u syna rozpoczęli zapisy na dodatkowe zajęcia pozaszkolne i ja matka wyrodna, zakała rodu i wręcz chodząca patologia dziecka mojego nigdzie nie zapisałam.

Błysk w oczach mamuś uświadomił mi, że tym razem tak łatwo mi nie pójdzie.
Usiłując odwrocić uwagę od mojego skandalicznego zaniedbania zaczęłam się dopytywać na co zapisały swoje dzieci moje towarzyszki.

Jedna z nich zapisała swojego jedenastoletniego syna na haftowanie na kanwie (jestem pewna, że będzie wspominał te zajęcia w przyszłości ze wzruszeniem na kozetce u psychoanalityka). 

Druga mama była bardziej wyzwolona i jedno dziecko zapisała na haft na kanwie (co oni mają z tą kanwą), a drugie na pisanie kodów komputerowych.

Obie tłumaczyły swoim zbuntowanym potomkom, że jak chcą studiować na Harvardzie (jak wszyscy wiemy dla dzieci w wieku od 8 do 11 lat jest to bardzo ważna kwestia), muszą inwestować w swój rozwój, a nie grać w piłkę.

W tym momencie błysnęłam intelektem i stwierdziłam, że przecież jedno nie wyklucza drugiego i jak wszyscy wiemy uczelnie w Stanach uwielbiają sportowców.

Mamy spojrzały na mnie ze współczuciem, ale o dziwo rownież z sympatią, podszytą rezygnacją obawiam się. 

Tą spektakularną plamą zakończyłam ostatecznie rozrywkowe przedpołudnie i energicznie udałam się po dziecko do szkoły.

Może się mylę, i może to moje dzieci bedą leżeć na kozetce rozpaczając, że nie mogły sobie nic "podziergać" za młodu, ale jakoś nie wierzę, że haft na kanwie może komuś pomóc zdobyć tytuł naukowy.


2 komentarze:

  1. hehehee haft na kanwie... moje dziecko zamieniłoby się w osła i tyle by było z zajęć dziergania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kanwę przebijają tylko zajęcia poligraficzne, czyli robienie pieczątek.😉😛😊

      Usuń