sobota, 6 stycznia 2018

Trochę latania na golasa, czyli spa

W celu poprawy samopoczucia, jędrności oraz ogólnej atrakcyjności rzuciliśmy się na głęboką (prawie dosłownie) wodę i zapisaliśmy się całą rodziną do klubu sportowego. 

Zgodnie z zasadą "dla każdego coś miłego", małżonek wylądował na siłowni, ja w wodzie, starsza pociecha na zumbie, a najmłodszy członek naszego stada jeszcze jest w trakcie podejmowania decyzji. 

Po podróży na drugi kontynent z całą rodziną, prywatną trzodą chlewną i urządzeniem od podstaw ogniska domowego, poczułam palącą potrzebę odnowy biologicznej i relaksu. 

Przeprowadziliśmy mały wywiad środowiskowy i udaliśmy się na rekonesans (jak wiadomo trzeba poznać słabe punkty wroga). 

Klub sprawił pozytywne, pierwsze wrażenie (wrogie siły przynajmniej na razie nie pojawiły się na horyzoncie, ale jeszcze nie spotkaliśmy trenerów tzw. osobistych). Centrum sportowe jak pigułka, wszystko w jednym: basen, sauna, siłownia, od cholery rowerków, zumba, kilka wersji jogi, rożne ćwiczenia z terenerami, których nazw nie mogę zapamiętać, ale mam takie niejasne podejrzenie, że na bank by mnie zabiły, squash i zdecydowany hit - masaż.

Mąż postanowił zanurzyć się w świecie testosteronu i wylądował na siłowni w celu robienia "rzeźby i masy", a ja zanurzyłam się w wodzie, bardzo ekologicznej, nie chlorowanej i słonawej. 

Jakiś czas temu czytałam amerykański kryminał, napisany w starym stylu, detektyw palił, pił whisky i nie miał żadnych oporów w wyrażaniu kontrowersyjnych opinii. Padło tam określenie, że cytuję: "W Ameryce wszyscy są w dupę cholernie uprzejmi". Na pewno nie wszędzie w Stanach ludzie prześcigają się w uprzejmościach, ale w tym rejonie tak jest. Na basenie rownież obowiązywał wodny savoir-vivre, co było bardzo wygodne, wszyscy sobie bowiem grzecznie pływali jak kaczuszki i nikt nikogo nie podtapiał. 

Tłumu nie było, rozpoczęłam proces relaksacyjny koło mnie zaczęła pływać pani, tak na oko z dychę ode mnie starsza. Wystartowała jak torpeda, prawie udało jej się wzbudzić we mnie kompleksy, ale jakoś się opanowałam. Po pewnym czasie pani odpłynęła w dal, a jej miejsce zajęła następna pani jeszcze starsza i ta jak wystartowała to już nie miałam złudzeń, że chyba za słabo się staram. Rozejrzałam się dookoła, nie miał żadnego znaczenia wiek czy płeć, wszyscy zasuwali jak rekiny. Natychmiast wyluzowałam i spokojnie kontynuowałam rekreację wodną, cenię sobie indywidualizm, nie pływam w ławicach.

Przez szybę od czasu do czasu widziałam małżonka, który latał na rożnych bieżniach i innych narzędziach tortur jak przerośnięty chomik, zaczęłam się poważnie martwić o jego zdrowie i życie. 

Zakończyłam moją część aktywności i zaczęłam szykować się na masaż. W damskiej przebieralni, która wygladała bardzo przytulnie, wszędzie latały panie na golasa. Co samo w sobie nie było jakoś specjalnie szokujące, gdyby nie średnia wieku. 

Suszę sobie grzecznie włosy (owinięta w ręcznik, nie przesadzajmy są przeciągi), obok mnie stanęła przemiła starsza pani, okrąglutka i pomarszczona wszędzie jak śliweczka, że wszędzie to wiedziałam na pewno, bo stała sobie tak jak ją Pan Bóg stworzył jakieś 80 lat temu.

Wymieniłyśmy babskie uprzejmości i pani udała się chyba do sauny. Ja z wrażenia przez chwilę nie wiedziałam, gdzie mam się udać, na szczęście pani masażystka miała mnie już na oku i tak jak w tym słuchowisku "Będąc młodą lekarką", sprawnym ruchem rozpłaszczyła mnie na leżance.

Doświadczyłam wreszcie mojego, pierwszego, amerykańskiego masażu. Wrażenia bardzo, bardzo pozytywne, przede wszystkim pani się nie odzywała, a masowała niezwykle sprawnie i z wielkim zacięciem. Miałam w życiu dużo rożnych masaży i zawsze odbywały się one w przyjacielskiej, plotkującej atmosferze, na ogół nie mialam nic przeciwko temu, ale czasami chciałam po prostu odpocząć. I tu proszę, cisza, relaks, ugniatanie, ujędrnianie (mam nadzieję), jednym słowem tak zwany błogostan.

Spotkaliśmy się przy recepcji: mąż lekko sponiewierany, ja wyluzowana i roztańczone dziecko. Mam nadzieję, że zapał nam nie zdechnie bo o kręgosłupy i ogólną witalność trzeba dbać, no i jeszcze mam nadzieję, że mój mąż będzie się jutro mógł ruszać.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz