Jeżeli sąsiedzi mieli jeszcze jakieś małe wątpliwości co do stanu umysłowego Polaków na emigracji, to obawiam się, że po naszym dzisiejszym występie stracili resztkę złudzeń.
Wszystko zaczęło się niewinnie wczoraj. Zimno, ale słoneczko świeciło, śniegu śladowe ilości, a wszyscy wokół zaczęli panikować, że dzisiaj spadnie śnieg. Brzmiało to prawie tak jakby z nieba miała spadać gigantyczna szarańcza. Zapowiedzieli zamknięcie wszystkich szkół, rożnego rodzaju utrudnienia i ogólnie szykowali się jak na małą wersję końca świata.
Muszę przyznać, że przyglądałam się temu w lekkim oszołomieniu. Po pierwsze jeszcze w nocy było spokojnie, sielsko, anielsko, a po drugie jak wiadomo my Polacy nie takie zimy przetrwaliśmy Hej !
Taaak na pierwszym miejscu pod względem wielkości umieściłbym głupotę, a zaraz na drugim brak wyobraźni.
Już coś nad ranem mnie obudziło, głuche wycie i biel. A potem rozpętała się zapowiadana burza.
No i teraz się nie dziwię dlaczego zamknęli w całym stanie wszystkie szkoły. Śniegu już napadało prawie do kolan, w powietrzu tworzą się wiry, widoczność słaba, cały czas wieje wiatr, a co jakiś czas zaczyna wiać tak mocno, że nieliczne ptaki po prostu zwiewa. Nie pamiętam kiedy ostatnio, lub czy kiedykolwiek coś takiego widziałam.
I tu pojawiają się dzielni amerykańscy drogowcy, którzy mają sytuację pod kontrolą. Jeżdżą, odśnieżają, sypie, odśnieżają, sypie, a i tak się nie poddają.
Na ulicach oprócz okresowych pługów pustki, zdecydowałam się zatem trochę zaszaleć. Włożyłam śniegowce i kurteczkę śniegooodporną, otworzyłam drzwi i wpadłam po kolana w śnieg. Przedarłam się parę metrów i zaczęłam chłonąć zjawisko atmosferyczne.
Mąż, który wziął sobie dzień wolnego, obserwował mnie z bezpiecznej odległości w domu, a ja zaczęłam wirować i wywaliłam język w celu łapania śniegu i poczucia się o parę dekad młodszą. Nie wiem jak to świadczy o moim stanie psychicznym, ale było super ! Wróciłam do domu, szczęśliwa i mokra jak pies.
Moje starsze dziecko postanowiło rownież doświadczyć śnieżnej niepoczytalności matki i dzielnie przedarło się na śnieg. Zamiast wywalania języka, moja pociecha zdecydowała się na wersję wyrafinowaną i poszła na całość, odśpiewała na cały głos piosenkę z filmu Disneya Frozen.
Męska cześć naszej rodziny zdecydowała się podziwiać nasze szaleństwa przez okno (cieniasy). I wszystko byłoby super, tylko teraz tak sobie myślę, że może trzeba było wariować od strony ogródka, a nie ulicy.
:) A co tam .... niech się wstydzi ten, kto widzi.
OdpowiedzUsuńTutaj, za to, śniegu za grosz i +8 stopni C. Taka zima tego roku, Pani :). Pozdrówka !