niedziela, 31 grudnia 2017

Sylwestrowe szaleństwa, czyli transmisja na żywo z Times Square

Po świątecznych przygodach, tudzież złapaniu małego przeziębionka zdecydowaliśmy się na Sylwestra jak to się kiedyś mówiło "na białej sali", czyli w bliskiej odległości do łóżek. 

Wystrój wnętrza i atmosfera jednakże były bardzo dalekie od zen. Choinka świeciła, w kominku ogień wychodził z siebie, żeby wprawić wszystkich w płomienny nastrój, a w telewizji leciała relacja na żywo z Times Square. 

W wygodnych dresikach zasiedliśmy przed kominkiem, telewizorem i choinką, chłonąc wszystko, gotowi na naszego pierwszego amerykańskiego Sylwka.
Najpierw wszyscy zgodnie pogratulowaliśmy sobie pomysłu, żeby zostać w domu.

Temperatura na zewnątrz minus 12, odczuwalna minus 22. Boże jak ci ludzie marzli, aż żal było patrzeć. Dwóch prowadzących na zewnątrz, Pan ubrany rozsądnie (pełen zimowy zestaw, łącznie z rękawiczkami) i Pani Elegantka w różowym plastikowym płaszczyku, mitenkach i bereciku z uszami na zewnątrz. 

Głównym tematem wywiadów z publiką było ile kto ma na sobie warstw ubrań (rekordzista doszedł do siedmiu). Ale jak widać Amerykanów byle mróz nie zmoże. Co jakiś czas dziarsko wykrzykiwali " Marzniemy na kość, ale i tak się swietnie bawimy !" No powodzenia. 

Moje starsze dziecko leżąc wygodnie przed kominkiem świetnie się bawiło, głownie komentując, a młodsze wystawiło na próbę ojcowski ogrom miłości i wywlokło tatusia na mróz, bo w okolicy pojawił się jakiś szalony pokemon. Wrócili bardzo szybko, telefon padł z zimna, bo raczej w przegrzanie watpię. Pokemon dał dyla prawdopodobnie do ciepłych krajów. 

Wszędzie pustki, jeżeli widzieli ich sąsiedzi to teraz już na bank bedą myśleli, że należy nas unikać i traktować łagodnie, bo z wariatami nigdy nic nie wiadomo. 

Mieli już małą rozgrzewkę  w Wigilię kiedy w oczekiwaniu na Mikołaja spacerowaliśmy przed domem jak te ostatnie łajzy (ja oczywiście w kożuszku). Mikołaj uczciwie wykorzystał naszą nieobecność, zostawił prezenty, a jeden sąsiad o mało nie zostawił z wrażenia zakupów przed domem tak się na nas zagapił. 

Wracając na Times Square, zaczęli się pojawiać różni piosenkarze cześć wewnątrz, cześć na zewnątrz. Moja pociecha malowniczo wyciągnięta w blasku ognia komentowała na bieżąco zmiany koloru słynnej kuli. Pani Elegantka, prawdopodobnie w celu uniknięcia przymarznięcia do barierki, rozpoczęła tańce z przytupami. 

Im bliżej było do północy tym bardziej  Pani w różach brakowało tematów do rozmów, dotyczyły głownie pogody i wpływu jaki miała na ludzi zgromadzonych w centrum NY. Wpływ można było sobie łatwo wyobrazić, a nawet zobaczyć. Ludzie dzielili się na tych co się trzęśli i tych co udawali, że się nie trzęsą. W międzyczasie łóżko kusiło, a północ zbliżała się bardzo powoli.

Mąż usiłował przegłosować jakiś film, ale nic z tego, dzieci solidarnie przyssane do telewizora przegłosowały go bezlitośnie.

Pan chcąc najwyraźniej podnieść morale zaznaczył, że Mariah Carey będzie śpiewała na żywo. Twardzielka.

Mąż zdrajca przemycił książkę, daremnie ! Telefon się rozgrzał, naładował i inteligentny potomek zaproponował następne podejście, tym razem samochodem. Okazało się, że w ciemnościach można złapać nie pokemona, ale smoki w dodatku cztery.

Po 20 minutach moi dzielni wojownicy wrócili ze smokami. Mąż wyglądał jakby z conajmniej jednym musiał walczyć osobiście.

Godzinę przed północą Pani Elegantka wreszcie się poddała i pojawiła w granatowej pikowanej kurteczce, rękawiczkach, bereciku wełnianym, ale uszy twardo na wierzchu (chwilowo).
Po krótkim czasie okazało się, że nie doceniłam Pani Elegantki, wróciła znowu w wersji na różowego letniaka. Pewnie chciała zaimponować Mariah Carey, co było zupełnie nierealne bo Mariah wystąpiła co prawda w białym futerku, ale za to z biustem na wierzchu i wszyscy byli pod wrażeniem.

Północ nadeszła, obejrzeliśmy zjeżdżającą kulę, faktycznie nawet w telewizji zrobiła wrażenie.
Rozpoczęliśmy Nowy Rok w Ameryce, postaraliśmy się nawet o fajerwerki w wersji mini, w związku z ewentualnym zakłócaniem porządku publicznego !

Emocje pomału opadały za to młodsza latorośl ewidentne na coś czekała. W końcu mój potomek nie wytrzymał i walnął prosto z mostu : "To kiedy będzie wreszcie w telewizji Zenon Martyniuk ?"




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz