sobota, 30 grudnia 2017

Koniec roku, czyli trochę podsumowań

Święta przeszły, wątroby ocalały, można robić podsumowanie roku. 

Święta minęły, szcześliwie bez większych dramatów. Małe były, na przykład, na parę godzin światła szlag nam trafił, ogrzewanie działa jak chce, albo raczej jak nie chce i cała karkówka wylądowała  w koszu. Ciekawe czy ja kiedykolwiek w tym kraju osiągnę moment, że będę wiedziała dokładnie co robię i co z tych działań wyniknie. Mięso miało być karkówką, a tu niespodzianka. Jeżeli chodzi o niespodzianki jedzeniowe, to ja już przekroczyłam normę. Chwilowo nie będę  więcej truła na temat wpadek żywieniowych.

Mieszkanie na amerykańskich przedmieściach jak wszystko ma swoje plusy i minusy. Wiewióry, króliki, ogólnie całe stado dzikich zwierzaków, roślinność, spokój, porządek, tak to jest to co "tygrysy lubią najbardziej". 

Brak sympatycznych sklepików w odległości krótkiego spaceru, brak jakiejkolwiek publicznej komunikacji (bo wszyscy muszą mieć samochód) i to ostatnie, wszystkie niespodzianki związane z posiadaniem domu to zdecydowane minusy. Fajnie jest mieć dom, bo nie ma sąsiadów i nie trzeba się martwić, że się komuś przeszkadza, ale z drugiej strony takie przyziemne sprawy jak woda czy ogrzewanie okazują się prawdziwym wyzwaniem. Woda leci, na ogół na całe szczęście w odpowiedniej temperaturze, gorzej z ogrzewaniem. 

Od razu jak się wprowadziliśmy wiedziałam, że bedą z tym problemy. Jest to bowiem system chłodząco-ogrzewający i już w lato w pewnych pomieszczeniach można było zamarznąć, a w niektórych się ugotować. Teraz jest dokładnie tak samo tylko odwrotnie. Tam gdzie w lecie ostro chłodziło, teraz grzeje na potegę. 

Po długich miesiącach negocjacji udało nam się zorganizować wszystkie zainteresowane strony i Facio wraz z ekipą rozpoczął reperacje, modernizacje i ogólne wyciąganie pieniędzy. Pozmieniał termostaty, coś tam poczyścił i stwierdził, że już lepiej nie będzie, ale będzie super. Zgodnie rozpoczęliśmy testowanie, faktycznie trochę udało mu się wyrównać temperatury, ale w dwóch pokojach nie grzeje nic. Szkoda, że w jednym z nich musimy spać. Całe szczęście, że dzieci załapały się na strefę umiarkowanie tropikalną. 

W momencie jak temperatura spadła do minus 12 (odczuwalna minus 20, oczywiscie na zewnątrz), zdecydowałam się napisać do Facia. Najwyraźniej mam jakieś ukryte, romantyczne talenty pisarskie, o których nie wiem bo Facio czyta między wierszami jak Romeo. Dialog smsowy: 

Ja: Ogrzewanie nie działa tu i tu czy mógłby Pan przyjść i sprawdzić ? 
On: Co słychać ? Jaka jest pogoda ? 
Ja: Bardzo zimno (podaję temperaturę), 
On: Ooooo to bardzo zimno, jestem poza stanem, będę za tydzień. 
Ja: Dobrze skontaktuje się z Panem za tydzień, 
On: Ubierasz się ciepło ?

Przez chwilę czułam nieodpartą pokusę, żeby napisać : "Dziękuje ubieram się bardzo ciepło, żona i dzieci też". Toby się Facio spłoszył, tylko nie wiem czy  by się jeszcze pojawił, a nie mogę ryzykować. 

Teraz się wezmę za szkoły. Największym wrogiem wszystkiego jest brak zdrowego rozsądku. Ta "polityczna poprawność", która tu jest tak ważna zakrawa na lekki obłęd.

Juz w Polsce dotykanie dzieci przez nauczycielki było zabronione, nawet przy jakiś uroczystościach. Tutaj stosuje się"przybicie piątki", mowy nie ma o żadnych przytulankach ani nic takiego. Ogólnie nie mam nic przeciwko temu tylko czasami jestem świadkiem sytuacji, że mam ochotę walnąć taką politycznie poprawną nauczycielkę (albo jeszcze lepiej wystawić ją gołą na śnieg). 

Scenka rodzajowa: dzieci wychodzą ze szkoły, wali śnieg, zimno pioruńsko, większość dzieci na szczęście w miarę ubrana. Jeden dzieciak (max. 8 lat), wybiega w koszulce z krótkimi rękawkami, dźwigając torbę. Staje przed szkołą karnie obok swojej pani (ubranej jak na Syberię) i grzecznie czeka na rodziców. Śnieg powoli przysypuje dziecko, mnie podnosi się ciśnienie, nauczycielka nawet nie drgnie. Wypadła moja pociecha, na szczęście w miarę ubrana, ale zawzięłam się i czekam. W momencie kiedy stwierdziłam, że zrobię scenę w prawdziwie polskim stylu, nadleciał tatuś dzieciaka i lekko zszokowany zaczął się go dopytywać, gdzie ma ubranie. Chłopiec wszystko miał w torbie, którą trzymał w ręku. Ubierał go ten nieszczęsny ojciec trzęsącymi rękami, prawdopodobnie wyobrażał sobie reakcję żony. Nauczycielce nie powiedział ani słowa. 

Jak moje dziecko raz miało problemy z brzuchem i zostało parę minut dłużej w toalecie, to ponieważ nie było żadnego wolnego nauczyciela, a obecność kobiety mogłaby mojemu synowi przeszkadzać emocjonalnie ściągali do kibla dyrektora. 
Może to wszystko miałoby dla mnie sens, gdyby to były większe dzieci, a nie takie maluchy. 

Ponieważ na całe szczęście  starsze dziecko ubiera się już samo, u niej dla odmiany mam rozrywki typu intelektualnego. Pewnego dnia trafi mnie po prostu zwyczajny szlag. Najwięcej rozrywki nieustająco dostarczają nam lekcje historii i angielskiego. Powiedzmy, że dobór lektur pozostawia do życzenia. Nie wiem co Amerykanie tak naprawdę sądzą o Drugiej Wojnie Światowej, ale mam pewne watpliwości czy znają podstawowe fakty historyczne. Pewne rzeczy można bowiem rożnie interpretować, ale fakty już nie. Moje dziecko przerabia teraz lekturę o wojnie, widzianej z perspektywy niemieckiego chłopca. Wszystko pięknie, tylko może ten chłopiec nie powinien przekazywać takich światłych mądrości, że za wybuch wojny była  odpowiedzialna Polska bo zmusiła Hitlera do obrony uciskanej mniejszości narodowej jaką byli Niemcy lub też, że Polacy budowali obozy (dla siebie ?)

Będziemy chyba niestety musieli z mężem przeczytać to mocno wątpliwe arcydzieło i iść do szkoły. Niefajnej pikanterii całej sytuacji dodaje fakt, że w klasie z córką jest kolega z Niemiec. Tak tę nauczycielkę też miałabym ochotę palnąć, tym razem książką dla odmiany.

Ale z trzeciej i z czwartej strony, prawda  jest taka, że wszystkie dzieci (w tym moje) naprawdę lubią swoje szkoły i to leje miód na moje patriotyczne rany Matki Polki.

2 komentarze:

  1. Historia jest zawsze ciężka do przekazania w obiektywny sposób. Jeśli chcesz już bardzo p. nauczycielce dopiec, do zaproponuj jej lekturę The Winds of War, amerykańskiego autora Herman'a Wouk'a. Jeśli za ciężko będzie jej przejść przez tą cegłę (ponad 1000 stron), to niech looknie na serial - fakt przedpotopowy - z lat 80tych natomiast jeszcze porządnie wykonany a nie telenowelowa papka, która obecnie wszędzie króluje. A o ogrzewanie to walcz, nie przy obecnych temperatucrach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panią mamy na oku. Pana od ogrzewania ścigamy !🌧⛈❄️⛄️⛄️☃❄️

      Usuń