czwartek, 14 grudnia 2017

Nocne szaleństwa kury domowej, czyli babski wieczór


Nawet najbardziej oddana kura domowa czyli Matka Polka lub jak kto woli House Gestapo musi "dla zdrowotności" co jakiś czas wyrwać się z kurnika. 

W dzisiejszej dobie wirtualnych znajomosci, bardzo cieżko jest znaleźć kogoś z kim można fizycznie od "serca pogadać", a znalezienie przyjaciela graniczy z cudem. Nie  ma tu najmniejszego znaczenia, gdzie się znajdujemy i jakim językiem mówimy. 

Wyjeżdżając do Stanów miałam tyle na głowie, że zupełnie nie zajmował mnie ten, konkretny aspekt życia na emigracji. Moje interakcje towarzyskie, o których wcześniej pisałam były szokujące, interesujące, zabawne, ale mówiąc szczerze nie miałam większych oczekiwań. Może właśnie dlatego poznałam parę fajnych mamuś. Nie mogłabym oczywiście jeszcze nazwać ich przyjaciółkami, ale powiedzmy, że początki są bardzo obiecujące.


Jedna z nich, zapałała szczególną sympatią (ze wzajemnością zresztą) do mnie. W związku z tym obie uszczęśliwiliśmy mężów wieczorną opieką nad dziećmi i pomknęłyśmy w siną dal. 

Sina dal okazała się sympatyczną knajpką z włoskim jedzeniem i bardzo amerykańskim barem. Ponieważ musiałyśmy poczekać na stolik karnie stanęłyśmy przy owym barze i walnęłyśmy sobie po lampce wina. To co wydarzyło się potem zaczęło bardzo szybko przypominać setki amerykańskich filmów. 

Najpierw uaktywnili się panowie stojący po mojej lewej stronie. Rozpoczęli podryw tekstem, że na bank jestem Rosjanką. 

Tu mała dygresja, nie opierali swoich domysłów na moim akcencie, bo go geniusze nie słyszeli, tylko na wyglądzie. Nie chodziło im rownież o moją powalającą urodę niestety, tylko o fakt, że byłam w kożuchu. Kożuszek przyjechał ze mną do Ameryki z Polski, zakupiony w Nowym Targu i ewidentne zrobił wrażenie na panach. Panowie na mnie niestety nie.  

Dostałyśmy stolik, zostawiłyśmy  przedstawicieli płci przeciwnej i oficjalnie rozpoczęłyśmy babski wieczór.

Moja nowa kumpelka wykazała się inteligencją, poczuciem humoru i głębokim uczuciem do ciemiężonych  Polaków. W miarę pochłaniania procentów duch patriotyczny wznosił się coraz wyżej. W knajpie było głośno, w pewnym momencie ktoś zaczął się produkować na żywo, śpiewając piosenki świąteczne, ale i tak dzielnie omawiałyśmy rożne  aspekty II Wojny Światowej. Na szczęście zajęło nam to krócej niż trwała wojna i przeszłyśmy do bardziej rozrywkowych, współczesnych tematów. 

Po jakimś czasie, kiedy byłyśmy już bliskie wystąpienia z konkurencyjnym świątecznym wokalem, pojawił się szef sali. Prawdziwy Włoch, po przepytaniu nas na okoliczność pochodzenia, rozpłynął się oczywiście nad naszą aparycją, kładąc nacisk na moją, ze względu na Papieża Polaka jak mniemam. Powiedział, że cytuję " mam serce większe niż stół", przy którym siedziałyśmy (trafił nam się sześcioosobowy) i że jestem " Mamma mia". Bez oporów się przyznałam, że ma nosa bo Matka Polka to właśnie ja. 

Pan szef totalnie zignorował informację, że moja towarzyszka ma więcej potomstwa ode mnie i po odpowiedniej dawce włoskich słodkości na do widzenia buchnął mnie w mankiet. Moja kumpelka zamarła w lekkim szoku. Uspokoiłam ją, że nic się nie stało, palca nikt mi nie odgryzł i że tak w ogóle to ja jestem urodzona w systemie, gdzie całowanie w rękę było na porządku dziennym i wszyscy jakoś to przeżyli. 

Ogłuszone, ja muzyką, a moja nowa koleżanka włoskimi awansami, opuściłyśmy wreszcie knajpkę. 

Po wyjściu wpadłyśmy na dwóch panów w średnim wieku, którzy wyszli  na papieroska. Moja kumpelka (paląca) z lubością zaakceptowała papierosa i w oczekiwaniu na taksówkę rozpoczęłyśmy kulturalną rozmowę. Zimno było pioruńsko, ale humory wszystkim dopisywały. Panowie byli gotowi dla mojej towarzyszki stać tak nawet całą noc. Jak wyszło w tzw. praniu, że moja nowa najlepsza koleżanka jest kurą domową, zapał panów znacząco opadł. Szczęśliwie dla wszystkich nadjechała nasza taksówka. 

Taksówkarzem okazała się młoda dziewczyna z Hondurasu. Rozpoczęłyśmy ponadwyznaniową i ponadkulturową dyskusję o mężczyznach. Dziewczę miłosiernie wysłuchało naszych świetlanych uwag i porad życiowych i dostarczyło nas do naszych domów

Bezpiecznie wróciłam do kurnika, gdzie czekał już mój osobisty kogut, a kurczaki spały grzecznie w łóżkach.

2 komentarze:

  1. :-)
    Przy fragmencie o odgryzanym palcu tak głośna parsknęłam śmiechem, że koleżanki i koledzy dziwnie się na mnie popatrzyli znad biurek...

    OdpowiedzUsuń