piątek, 17 listopada 2017

Apteka, czyli damsko-męska platforma nieporozumienia

Jako Matka bardzo Polka, przed przyjazdem do Stanów zaopatrzyłam się, w szereg ulubionych artykułów kosmetycznych, obawiając się słusznie, że może ich na miejscu nie być. 

Niestety zapasy, podobnie jak inne przyjemne rzeczy w życiu lubią się szybko kończyć. W tym miejscu, o ile czytają to Panowie to mogą skoczyć na kawę, piwko lub inny miły rozgrzewający napój ponieważ mowa będzie - o zgrozo - o płynie do higieny intymnej !

Ogarnięta desperacją, zrozumiałą dla każdej kobiety udałam się wraz z całą rodziną (co nie było najlepszym pomysłem) do apteki, w celu dokonania zakupów.

Apteka była ogromna, członkowie rodziny lekko wymięci po całym dniu, zdecydowałam się zatem naiwnie przyspieszyć cały proces i zasięgnąć opinii eksperta. W tym celu udałam się do punktu tzw. konsultacji. Ponieważ znałam całe potrzebne słownictwo, a nie zamierzałam dyskutować o szczegółowej budowie anatomicznej człowieka, nie przewidywałam żadnych komplikacji. 

W okienku (już wtedy powinnam była zacząć się martwić) pojawił się młody, sympatyczny Azjata, dla potrzeb narracji nazwijmy go Syropkiem. Syropek prezentując słodki uśmiech rozpoczął wywiad. Opisałam mu dokładnie czego potrzebuję. 

Tu na chwilę odejdę od tematu. Nasze świnki, które są tytułowymi bohaterkami wszystkch moich historii, wyglądają jakby się cały czas dziwiły, a zwłaszcza jak słyszą nowe dźwięki. Wtedy nasze futrzaki, napuszają się i wyglądają jakby ktoś przysłowiowo "strzelił im za uszami".

Syropek w aptece właśnie zaczął tak wyglądać. Widząc dzikie osłupienie w jego czarnych oczkach, spróbowałam rozszerzyć opis, starając się unikać wyrazów tzw. dosadnych. 

Od tego momentu członkowie mojej rodziny, znajdujący się dwa metry ode mnie zaczęli chichotać jak hieny, udając przy tym, że mnie nie znają.

Coraz bardziej zdesperowana (już teraz traktując sprawę ambicjonalnie), wspiełam się na szczyt dyplomacji i moich lingwinistycznych możliwości. W oczach Syropka dostrzegłam błysk zrozumienia, zapytał czy chcę się myć ? Widząc światełko w tunelu, potwierdziłam moją zdecydowaną gotowość do higienicznego trybu życia, wtedy Syropek zaoferował mi mydło Dove w kostce. 

Przez chwilę czułam nieodpartą pokusę powiedzenia mu, że raczej mi się nie zmieści. Opanowałam się, bo nie byłam pewna czy to oprócz "zakłócania porządku publicznego" nie kwalifikowałoby się również jako "nieprzyzwoite zachowanie".

Już teraz, nie mogąc "stracić twarzy", dalej drążyłam temat (może nieszczególnie dobrze dobrane określenie).

Słysząc nieustający chichot tego zdrajcy (mojego męża), spojrzałam groźnie na Syropka, starając się przekazać mu telepatycznie, żeby albo się chłopak ogarnął, albo zawołał jakąś koleżankę. Syropek się lekko spłoszył i wyraźnie spięty zapytał czy może być żel ? MOŻE ! Odetchnął i zapytał czy jest możliwe, że chodzi mi o kosmetyk tylko dla kobiet ? WIĘCEJ NIŻ BARDZO MOŻLIWE ! Uszczęśliwiony, zawlókł mnie w odpowiednią alejkę i tu słowo honoru miałam ochotę użyć mydełka Dove na pracowniku apteki, nie w celach higienicznych bynajmniej. Na bank, za samą próbę pewnie by mnie zaaresztowali. 

Mianowicie, w alejce nad płynami do higieny intymnej (hura), widniał napis reklamowy wielkimi literami w kolorze różowym (w dosłownym tłumaczeniu) - ZABIJA SMRÓD ZANIM SIĘ POJAWI !!!

Oszczędziłam życie i godność osobistą Syropka, zakupiłam produkt, przestałam się odzywać do rodziny i zamyśliłam się. 

Nadejdzie taki dzień, że będziemy potrzebowali czopków i co wtedy ? Wtedy wyślę męża !


2 komentarze: